~7~

2K 105 69
                                    

~*~

Był wieczór. Słońce już prawie zaszło. W ciemnym kącie stała grupka ludzi. Nagle podjechał samochód. Wyszła z niego dziwczyna.

-Już myślałem że się rozmyśliłaś- wyszedł najstarszy z nich.

-Ja nigdy się nie waham- odpowiedziała  odważnie.

-Jasne- gestem ręki nakazał jej iść za nim. Ona posłusznie podążyła za nim. Reszta stała i rozmawiała dalej. Poszli w ustronne miejsce.

-Przemyślałaś moją propozycję?

-A myślisz, że po co tu jestem- odpowiedziała obojętnie. Była od niego młodsza- to naprawdę nie będzie trudne.

-Ja mam trudniejsze zadanie- uśmiechną się szyderczo- ale jeden krok już jestem do przodu- mówiąc to zbliżył się do niej.

-Chyba nie taka nasza umowa- odpowiedziała z pogardą i odepchnęła go lekko- do zobaczenia.

-Ta- uśmiechną się. Ona zmierzała w stronę samochodu, a on wrócił do grupki.

Dwa tygodnie później

Marinette

Kończyłam jeść śniadanie. Dziś wyjątkowo chyba się nie spóźnię, ale taka pewna nie byłam. Od pogrzebu prawie wogóle nie rozmawiałam z tatą. Przez cały dzień siedział w piekarni, a potem gdzieś wychodził. Szczerze mówiąc nie podobało mi się to. Martwiłam się o niego. Dziś też nie było inaczej.

-Jakie chcesz ciastka Tikki- spytałam podchodząc do szafki z ciastkami.

-Waniliowe- odpowiedziała siedząc na stole. Otworzyłam szafkę jednak był tam tylko jeden rodzaj ciastek.

-Przykro mi Tikki, ale są tylko czekoladowe- odpowiedziałam ze smutkiem. Tata stracił jakie kolwiek chęci do życia.

-Dobra czekoladowe też mogą być- uśmiechnęła się do mnie co odwzajemniłam. Spakowałam trochę ciastek do plecaka i poszłam do piekarni.

-Cześć tato- przywitałam się.

-Hej- odpowiedział obojętnie nawet się nie odwracając. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę szkoły.

Ulice jak zwykle były zakorkowane. Dziś miałam nawet dobry humor. Myślałam, że nic ani nikt nie jest w stanie mi go posuć. Nawet tata. Jednak gdy spojrzałam na drugą stronę ulicy zobaczyłam chłopaka, który ciągle wpieprzał się w moje myśli. Od dnia pogrzebu średnio chciało mi się z nim gadać. Na szczęście jednak nie zauważył mnie. Podbiegłam że zwinnie do pasów i stałam cierpliwie aż zapali się czerwone. Gdy doszłam do szkoły od razu przywitała mnie Alya.

-Coś się stało- zapytała dziewczyna- no w sumie głupie pytanie- wapnęła się w czoło- przepraszam.

-Nie no spoko- uśmiechnęłam się- ale w końcu muszę ci o czymś powiedzieć- mówiąc to spojrzałam się za siebie. Był tam. Stał pod schodami i patrzył się na mnie- może wejdźmy do środka- uśmiechnęłam się do niej nerwowo i znów spojrzałam za siebie. On zaczął iść w naszą stronę. Wtedy my weszłyśmy do środka. Złapałam ją za rękę i zaczełyśmy biec.

-Gdzie biegniemy- zapytała, a ja spojrzałam za siebie. Nie widziałam go więc usiadłyśmy na ławce. Rozejrzałam się nerwowo jeszcze raz. Na szczęście nie było go w polu mojego widzenia- to o co chodzi?

-Chodzi o Lukę- powiedziałam szybko na co ona zrobiła uśmiech pedofila. Westchnęłam głęboko na jej reakcje i złapałam się za głowę.

-To o co- przybliżyła się i dalej miała ten głupi uśmieszek. Wyjaśniłam jej sytuację- uhuhu- zaczęła- Marynata ma kochasia- walnęłam się w czoło, ale nie zdążyłam nic powiedzieć bo zadzwonił dzwonek na lekcje.

My lady ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz