~10~

1.7K 99 24
                                    

- Chciała bym być w końcu szczęśliwa - powiedziałam mojej kwami podając jej ciastko o które wcześniej prosiła.

- Musisz żyć dalej Marinette - uśmiechnęła się i zaczęła jeść - nie możesz ciągle tkwić w miejscu, jeśli dalej będziesz tak myśleć będziesz narażona na akumę.

- Racja Tikki - odpowiedziałam idąc w kierunku schodów. W pewnym momencie usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam z myślą, że to babcia. Jednak myliłam się.

- Luka? Nie powinieneś pracować? - zapytałam zdziwiona.

- Twój ojciec zatrudnił mnie i mojego kolegę - oznajmił zmieszany - nie mówił ci?

- Nie

- Mogę wejść?

- Nie zbyt - odparłam kurczowo - mam bałagan i właśnie go sprzątam - skłamałam. Nie chciałam mieć z nim zbytnio do czynienia.

- Ale mi to nie przeszkadza - zbilżył się, a mój oddech przyspieszył.

- Nie teraz - oznajmiłam szybko i zamknęłam drzwi na klucz. Usiadłam pod drzwiami i słuchałam co robi. Odszedł kilka kroków, ale nie zszedł na dół. Poczekałam jeszcze chwilę, ale nic nie usłyszałam, więc wstałam i skierowałam się w stronę kuchni.

- Musisz z nim porozmawiać Marinette - stwierdziła Tikki zabierając się za jedzenie ciastka, które przed chwilą jej dałam.

- Wiem - westchnęłam, opierają się o blat - nie mam jednak pojęcia jak...

***
- Hej Mari chciałabyś do mnie przyjść? - usłyszałam głos blondynki w telefonie.

- Nie mogę mam dużo pracy - odpoeiedziałam wstając z krzesła - muszę pomóc Vinventowi w piekarni.

- Mogę ci pomóc - oznajmiła entuzjastycznie.

- Jak chcesz - odpowiedziałam obojętnie.

- Będę za 10 minut.

- Pa

Gdy Chloe rozłączyła się ja posprzątałam na biurku i zeszłam na dół do piekarni.

- Jak tam? - zapytałam gdy znowu zobaczyłam chłopaka. Vincent miał czarne włosy i brązowe oczy, a jego sylwetka była jak u większości osób w jego wieku. Chłopak miał 18 lat tak samo jak Luka. Chodzili do jednej klasy i byli najlepszymi przyjaciółmi.

- Nawet dobrze - odpowiedział siadając na krzesło - jest już mniejszy ruch.

Po tej krótkiej wymianie zdań zabrałam się do pracy.

Pozamiatałam podłogę, starłam blaty w środku i stoliki na zewnątrz. Chłopaki sprzątali stoliki, ale trzeba było znów to zrobić. Poukładałam trochę w gablotach ciastka i ciasta bo oni oczywiście nie doceniali idei aby było poukładane. Vincent dalej siedział na krześle i uważnie mi się przyglądał.

- Czemu go unikasz? - zapytał, a ja stanęłam prosto i popatrzyłam na niego - proste pytanie - wzruszył ramionami. I gdyby nie fakt, że nowy klient przyszedł to musiałabym coś odpowiedzieć na te niewygodne pytanie. Westchnęłam cicho i dziękowałam w duszy temu nieznanemu człowiekowi.

- Cześć Mari - wraz z nowym klientem przyszła Chloe. Przywitałam się, a ona zapytała co ma robić.

- Wiesz chyba już nic - wzruszyłam ramionami - ale miałam dziś umyć okna - powiedziałam to nie pewnie bo myślałam, że dziewczyna nie podoła.

- Jak mi pokażesz jak to się robi - uśmiechnęła się, a ja się zaśmiałam.

- Poukładaj te ciastka w gablocie - wskazałam jej tam gdzie Vincent zniszczył już to co zrobiłam. Ona przytaknęła i poszła w stronę gabloty.

My lady ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz