6.

835 86 8
                                    

Od razu zorientowali się, że coś się zmieniło. Macki nie atakowały tak szaleńczo, a ich ruchy były coraz bardziej ospałe. Po chwili każda zamarła w bezruchu, by za chwilę pokryć się srebnym szronem. Strażnicy wiedzieli czyja to sprawka, tylko jeden figlarny duszek zimy władał taką mocą. Nie tracąc zbędnie czasu od razu ruszyli do działania. North i Piasek omijając lodowe kolce dostali się do Ząbek, która bezradnie próbowała wydostać się z, teraz zamarzniętego na kość kokonu. Jak się okazało wystarczyło jedno solidne uderzenie rękojeścią miecza w wykonaniu Northa, by otaczające wróżkę macki zaczęły osypywać się na ziemię. Stojący w rogu Zając, bumerangami torował sobie drogę do przyjaciół. Uderzał w czarny lód, który rozbijał się na tysiące małych kawałeczków.

-Gdzie on jest?- zapytał Uszaty docierając do reszty.

Wszyscy jak na komendę zaczęli rozglądać się za chłopakiem, który pomógł im w walce. Jednak w plątaninie ciemnych macek ciężko było cokolwiek dostrzec.

-Jack! Jaaaack!- zaczęła nawoływać Zębuszka, a jej krzyk cichym echem niósł się po sali. -Trzeba mu jak najszybciej pomóc. Widzieliście w jakim jest stanie.

-Ząbek. Spokojnie, znajdziemy go. Nie zostawimy go na pastwę Mroka.- przemówił North. -Trzeba pozbyć się...tego.- Wskazał na gąszcz czarnego lodu.

Strażnicy dobyli swoich broni i zaczęli torować sobie drogę, która mogłaby zaprowadzić ich do Jacka. Przenikliwą ciszę przerywał tylko trzask pękającego lodu, który osypywał się na podłogę zaściełając ją dywanem czarnych odłamków.  Pozbyli się już większości przeszkód, jednak po chłopaku nadal nie było śladu. Postanowili się rozdzielić i sprawdzić bliżej ścian, tylko jedna Ząbek miała ruszyła naprzód. Nie wiedzieli ile czasu rozbijają już ten paskudny lód. Kilka minut, a może całe wieki? To, że Jack był w stanie użyć swojej mocy, jasno świadczy o tym, że żyje. Ale dlaczego nie byli w stanie go znaleźć?

- Jaack!

Krzyk Ząbek wyciągnął resztę Strażników z rozmyślań i sprawił, że czym prędzej pognali w jej stronę. Kiedy do niej dotarli zobaczyli coś, co kompletnie ich zaszokowało. Przed wróżką rozciągał się lodowy mur. Zaczynał się od podłogi, kończył dopiero przy suficie, a przy tym ciągnął się od ściany do ściany.
Jednak to co zobaczyli po drugiej stronie zmroziło im krew w żyłach . Tuż za lodową kurtyną kilka potężnych macek podtrzymywało słabowite ciało chłopaka. Już na pierwszy rzut oka widać było, że nie jest w najlepszym stanie. Gdyby nie silny chwyt macek Jack najprawdopodobniej osunął by się na ziemię. Dokładnie przed nim stał, nie kto inny jak Mrok. Widać, że mówił coś do chłopaka, ten jednak zawzięcie kręcił głową.

Strażnicy desperacko próbowali przedostać się przez grubą ścianę lodu, która jak na złość nadal pozostawała nietknięta. Praca szła im opornie. Nim zdążyli odkruszyć kawałek lodu, Mrok znacznie przybliżył się do swojej ofiary.

-To na nic.- wydyszał Zając.- Nie przedostaniemy się.

-Ale musimy coś zrobić!- histeryzowała Ząbek.

North już otwierał usta żeby coś powiedzieć kiedy usłyszeli potworny krzyk. Nim się zorientowali Jack wylądował na podłodze zwijając się z bólu. Stojący nad chłopakiem Mrok spojrzał na nich przez lodową barierę i okrutnie się uśmiechnął, by po chwili rozpłynąć się w cieniu.  Jack nadal krzyczał, kiedy Piasek nad głową pokazywał znaki skierowane do Zająca.

-No tak! Tunele!- krzyknął i nie czekając na odpowiedź innych, znalazł się w dziurze, która pojawiła się praktycznie znikąd.

Jack już nie krzyczał kiedy Zając znalazł się tuż koło niego.  Uszaty wiedział, że chłopak mocno oberwał, jednak przegapił ten moment próbując bumernagami wydrążyć przejście w lodowym murze. Niespodziewał się, że zastanie chłopaka z wielką szkarłatną plamą na bluzie leżącego w kałuży własnej krwi.  Od razu uklęknął przy chłopaku i zaczął uciskać ranę. Jack podniósł na niego swoje wielkie niebieskie oczy. Ból i przerażenie jakie się w nich malowało ścisnęły Strażnika Nadziei za serce.
-Jack, tylko nie zamykaj oczu. Słyszysz mnie?- powiedział gorączkowo. Chłopak w odpowiedzi tylko skinął delikatnie głową.
-Wezmę Cię na ręce i razem z resztą Cię opatrzymy. To trochę zaboli, ale za wszelką cenę nie odpływaj.
Spróbował podnieść chłopaka mimo grymasu bólu jaki malował się na jego twarzy. Już miał otworzyć tunel i ruszyć kiedy usłyszał jak Jack szepcze jego imię.
-Zając.
-O co chodzi koleś?
-Błagam- zaczął szeptem lecz po chwili skrzywił się z bólu- Dobij mnie. 

****
Wyszedł krótszy niż zazwyczaj, ale jest.  Pisany w autobusie, więc z góry przepraszam za literówki.

Co myślicie?

Kolorowych koszmarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz