Otworzył oczy z przeczuciem, że może wydarzyć się coś złego. Czuł jak jego moc wręcz wibruje pod skórą przepowiadając nadchodzące niebezpieczeństwo. Gwałtownie usiadł na łóżku po czym powoli rozejrzał się po pomieszczeniu. W pokoju nie było nic prócz łóżka, lampy wiszącej pod sufitem i śniegu. Całej kupy maleńkich drobin.
Powoli zgarnął biały puch. Miał wrażenie, że całe wieki go nie widział. Patrzył jak różnokształtne płatki powoli topią się na jego dłoni. Widok śniegu nieco go uspokoił, ale nadal nie wiedział gdzie się znajduje. Dopiero kiedy próbował wstać, a ból w boku dał o sobie znać, powoli zaczął sobie przypominać co się z nim działo. Ostatnio widział Ząbek, więc chyba wciąż był ze Strażnikami.
Spróbował wstać po raz kolejny. Przygotowany na ukłucie w boku, tym razem nie dał się zaskoczyć. Miał jednak wrażenie, że jego głowa jest aż nazbyt ciężka, a pokojem przechyla raz w jedną, raz w drugą. Zignorował dziwne uczucie, zrzucając je na karb zmęczenia i ostatnich doświadczeń. No bo kto czuje się wyśmienicie tuż po tym jak ktoś próbował go śmiertelnie otruć?
Wyszedł na korytarz, który również zdawał się bujać. Przez chwilę przeszło mu nawet przez myśl, że być może znajduje się na statku. Jednak widząc długie schody zaraz na końcu korytarza, szybko ją odrzucił. Przytrzymując się ściany wciąż parł naprzód. Czuł, że z każdym stopniem temperatura staje się ciut cieplejsza. Im wyżej był, tym bardziej poznawał dekoratorski gust Świętego. W końcu stanął przed wielkimi solidnymi drzwiami. Pchnął je, wpuszczając do korytarza trochę dziennego światła.
Naprzeciwko niego przy masywnym stole siedzieli Strażnicy. Cali i zdrowi. Mało brakowało, a popłakałbym się z ulgi. Patrząc na twarze przyjaciół poza zdziwieniem w ich oczach dostrzegł również ulgę. Trochę chwiejnym krokiem podszedł do stołu i oparł się o niego w ten swój nonszalancki sposób. Jednak nim zdążył się odezwać już tonął w objęciach szczęśliwych Strażników, którzy zasypywali go pytaniami o to jak się czuję.
-No cóż, bywało lepiej.-wychrypiał wzruszając ramionami. Usiadł na krześle, które było dla niego przeznaczone. Święty postarał się by krzesło każdego Strażnika przedstawiało coś co się z nimi kojarzy. Siedzisko Jacka pełne było wyrzeźbionych w drewnie płatków śniegu. Uwielbiał przejeżdżać po nich dłonią.
-To o czym tak tu plotkujecie, co?- zapytał Jack opierając się rękami na stole. Zmęczenie wciąż jeszcze dawało mu w kość. Ale nie miał ochoty spać. Chciał tylko przyglądać się Strażnikom, upewnić się, że nic im nie jest. Widział ile razy umierali, za każdym razem w inny sposób, ale w swoich koszmarach nigdy nie mógł im pomóc. Oddałby każdą godzinę snu byleby tylko mieć pewność, że jego przyjaciele miewają się dobrze.
- North opowiadał nam właśnie o zbawiennym działaniu lizania sopli- powiedział Zając przewracając oczami.
-A żebyś wiedział, że lizanie sopli ma wiele korzyści.- droczył się chłopak. Jednak zanim Zając zdołał mu coś odpowiedzieć Zębuszka wkroczyła do akcji.
-No już spokojnie, myślimy nad tym jaki ruch wykona Mrok.
Na samo wspomnienie o nim, po plecach przeszedł mu dreszcz, a złe przeczucie jeszcze mocniej dawało o sobie znać. Tym razem nie pozwoli mu wygrać. Bezwiednie zacisnął pięści.
-Jack!- zawołała wróżka, przywracając go do rzeczywistości. Chłopak spojrzał na swoje pięści, a potem na szron, który oblepiał stół.
-Przepraszam. To niechcący.- powiedział nie patrząc nikomu w oczy. Skupił się na stronie, który powoli zaczął wędrować w stronę jego dłoni. Przed oczami zaczęły mu latać mroczki, a głowa pulsowała tępym bólem. Odruchowo złapał się za głowę.
- Jack nic ci nie jest?- zapytał North, który już wstawał od stołu gotowy sprawdzić stan chłopaka.
- Wszystko w porządku. Możesz usiąść. Nie powinienem się jeszcze bawić mocą. A przy okazji macie moją laskę?
Nadal nie patrzył nikomu w oczy. To było beznadziejne. Jak miał stawić czoła Panu Ciemności skoro nie potrafił się kontrolować? Miał ochotę krzyknąć z bezsilności, jednak szybko się uspokoił. Nie chciał powtórki.
- Mamy ją... Ale w kilku kawałkach.- odpowiedział North przerywając ciszę.
- Jesteś w stanie ją naprawić?-zapytała Strażniczka Wspomnień.
- Tak, już raz ją składałem do kupy.
Pamiętał to. Mrok wrzucił go do szczeliny razem z kawałkami jego kijaszka. Pamiętał jak się bał. Tak cholernie się bał, że wszystko zepsuł, że znów nie podołał.
Ale jego stan, optymistycznie patrząc był kiepski. O czym się przed chwilą przekonał. Jeśli teraz spróbuje ją złożyć będzie to go kosztowało sporo mocy, co odbije się na jego zdrowiu. Bardzo prawdopodobne, że znowu by zemdlał, spał kilka dni i przyprawił Strażników o kolejne zmartwienie. Będzie musiał zaczekać kilka dni.
-Czyli...ee...Jack nie umiesz kontrolować tych swoich zimowych czarów?- zapytał ostrożnie Uszaty.
-Nooo, tak.
Chociaż patrzył się w jeden punkt na ścianie, czuł że wszystkie twarze są teraz zwrócone w jego stronę. Pewnie zastanawiali się co z nim nie tak. On sam też długo się nad tym zastanawiałam. W końcu położył głowę na stole, odwracając twarz w stronę ściany. Wiedział, że czekają na wyjaśnienia.
- Nie wiem dlaczego tak jest- powiedział nadal nie odwracając się do Strażników- Próbuję. Każdego przeklętego dnia próbuję się nauczyć jak trzymać tą moc na wodzy. Ale zawsze mi umyka. Chce stworzyć śnieżynkę tworzę całą kupę śniegu. Chce pokryć szronem pojedynczą gałąź, całe drzewo robi się białe. - westchnął, po czym w końcu odwrócił twarz w stronę Strażników. Spodziewał się zobaczyć rozczarowanie na ich twarzach, więc dosyć mocno się zdziwił kiedy dojrzał troskę.***
Znowu trochę mi się zeszło. W ogóle to miałam plan i chciałam dwa rozdziały opublikować jednego dnia, ale się nie udało. Postanowiłam, że w końcu należy coś opublikować.
A tak poza tym to z okazji Świąt Wielkanocnych życzę Wam wszystkim przede wszystkim dużo zdrowia, a także szczęścia i radości, smacznego jajka i mokrego dyngusa (bo oblewać można się w domu 😂) 🐰😁

CZYTASZ
Kolorowych koszmarów
FanfictionW każdym z nas czai się mrok. Każdy z nas ma jakąś mroczną część skrytą w sercu- mniejszą lub większą. Niektórzy zamykają swój mrok, inni starają się go pozbyć, stłamsić albo zepchnąć gdzieś daleko, jeszcze inni wykorzystują go. Nie ważne jak bardzo...