Gdyby tylko mogli lecieć saniami trochę prędzej być może Zębuszce udałoby się chwycić dłoń chłopaka. Gdyby byli trochę szybsi może zamiast samego kija razem z nimi byłby również Jack. Gnali na złamanie karku za oddalającym się chłopakiem, jednak dosyć szybko zgubili go w lesie. Przeczesali cały teren, ale nie zdołali znaleźć żadnego śladu. Po wielu godzinach w końcu wrócili do bazy, zabierając ze sobą laskę.
Między nimi zapanowała grobowa cisza. Każdy ze Strażników tonął we własnych myślach, wyrzucając sobie, że chłopak został porwany; zresztą już kolejny raz. Ostatnio Mrok próbował go zabić. Mieli wiele szczęścia, że chłopakowi udało się jakoś z tego wyjść. Chociaż dobrze zdawali sobie sprawę jak wiele młody Strażnik za to zapłacił. Widzieli trzęsące się dłonie, przygaszone spojrzenie, bladą twarz. Mogli tylko zgadywać do jakiego spustoszenia w jego umyśle doprowadziła ta przeklęta trucizna.
A teraz? Czy Książę Koszmarów będzie próbował skończyć to co zaczął? Czy właśnie ostatni raz widzieli się z Jackiem? Drżeli na samą myśl o tym.
- Coo...co my teraz zrobimy?- zapytała łamiącym się głosem wróżka. Po jej policzkach spływały łzy.
- Ząbek, znajdziemy go.- odpowiedział mało przekonująco Zając.
- Przecież nie mamy pojęcia, gdzie mielibyśmy go szukać. Co jeśli... jeśli Mrok go..- zajaknęła się, nie potrafiąc skończyć zdania. Miała wrażenie, że jeśli wypowie swoje obawy na głos, one mogą się spełnić.
- Odnajdziemy go. A zresztą Jack jest twardszy niż się wydaje. - powiedział spokojnie North. Jednak i w jego sercu czaiły się wątpliwości.
- Koleś jest chytry jak lis. -dodał Zając.
Nad głową Piaska pojawiły się rozbawione twarze.
- Taak, tak. I sypie żartami z rękawa. Mieliśmy już wiele okazji by się o tym przekonać. - podsumował Strażnik Nadziei.
- Coś wymyślimy. A jeśli nie, to może Jack coś wymyśli. Nie możemy się teraz poddawać. - odezwał się Święty.
Na twarzy Zębuszki pojawił się nikły uśmiech. Wróżka dłonią wytarła mokre policzki. Chciała powiedzieć coś równie motywującego, ale jej uwagę zwróciła Sfera Snów. Światełka zaczęły gasnąć jedno po drugim.
- Co się dzieje?!- krzyknął Zając, który już zmierzał w stronę ogromnego globusu - Dlaczego dzieci przestają w nas wierzyć?
Odpowiedź nie nadeszła. Żaden ze Strażników nie potrafił na nie odpowiedzieć. Wszystko wydawało się być w porządku. Wielkanoc dopiero co się odbyła, bez żadnych komplikacji. Do Gwiazdki pozostawało nadal sporo czasu, a Zębowa Wróżka i Piasek pilnie pracowali. Mimo tego dziecięca wiara słabła. Strażnicy czuli, że stają się coraz słabsi. Światełka na globusie gasły w zastraszającym tempie, a oni nie wiedzieli co mogliby na to poradzić. Tylko garstka dzieci wciąż nieprzerwanie w nich wierzyła.
- Chyba czas odwiedzić Burgess. - rzekł Strażnik Zachwytu.
***
Strażnicy byli coraz słabsi, ale w miarę bezpiecznie udało im się dotrzeć do miasteczka. Próbowali zlokalizować dom chłopca, który poprzednio jako jedyny w nich nie zwątpił. Nie było to wymagające zadanie. Chociaż Strażnicy nie znali wszystkich dzieci, ten jeden chłopiec utkwił im w pamięci. Jamie Benett był wart zapamiętania. Gdyby nie on prawdopodobnie nikt by już nie pamiętał o Świętym Mikołaju, Wróżce Zębuszce, Wielkanocnym Zajączku i Piaskowym Ludku.
Jednak zanim dotarli do celu, słońce już dawno skryło się za horyzontem. Tego wiosennego wieczoru wiatr był niespokojny. Chłostał zimnem każdego przypadkowego przechodnia, który stanął mu akurat na drodze. Miotał się w koronach drzew, trzaskał drzwiami i wył w szczelinach.
- Klimat odpowiedni na atak Mroka - mruczał Zając.
Wbrew złym przeczuciom udało im się dotrzeć do domu chłopca bez żadnych niespodzianek. Odetchnęli z ulgą kiedy zobaczyli, że chłopak jest cały i zdrowy, a jego życiu nic nie zagrażało. Chociaż Jamie cieszył się z odwiedzin tak niezwykłych gości, od razu odkrył brak jednego Strażnika. A przecież to właśnie Jack był jego ulubieńcem. Po chwili namysłu cała czwórka postanowiła przedstawić chłopakowi zaistniałą sytuację.
- Dlaczego dzieci przestają w nas wierzyć?- zapytał bez ogródek Uszaty.
- Ciężko w Was wierzyć kiedy co noc, wszystkim śnią się koszmary z Waszym udziałem. Ale ja od początku wiedziałem, że to kłamstwo! Kiedy ostatnio Was widziałem nie byliście... przerażający.- odpowiedział chłopak.
Strażnicy początkowo nie mogli w to uwierzyć. Ale musieli przyznać, że to zagranie bardzo podobne do Mroka. Wiedzieli, że należy działać i to szybko. Jak jednak odkręcić cały ten chaos, kiedy dzieciom kojarzyli się głównie ze strachem i koszmarami.
Szybko pożegnali się z chłopakiem niechcąc ściągać na niego niebezpieczeństw. Postanowili przerwać pasmo niekończących się dziecięcych koszmarów. Kiedy Piasek skutecznie przeganiał straszne sny, reszta Strażników starała się go osłaniać. Sceneria przywodząca na myśl tą z horrorów tylko potęgowała napięcie, towarzyszące im tego wieczoru. Coś zdecydowanie było nie tak. Godzina nie była jeszcze późna, ale ulice były opustoszałe. O tej porze wielu dorosłych wracało z pracy, ktoś szwędał się po parku albo wyprowadzał psa. W tej chwili w najbliższej okolicy nie było żywej duszy.
Nagle wszystkie uliczne latarnie zgasły, a miasteczko zaczęło tonąć w mroku.- Tam!- krzyknął Zając, który jako pierwszy dostrzegł podejrzany ruch na ulicach. To ciemność kontrolowana przez Księcia Koszmarów parła naprzód, w stronę zdezorientowanych Strażników.
- Tęskniliście?- odezwał się głos należący do ich największego wroga.
***
Pewnie się powtarzam, ale jesteście NAPRAWDĘ NIESAMOWICI!!
Fanfik właśnie dobił do 2 tysięcy wyświetleń, a ja wprost nie mogę w to uwierzyć.
A teraz z trochę innej beczki. Przejrzałam to opowiadanie od początku. Wyłapałam strasznie dużo powtórzeń, literówek i zmienionych przez autokorektę wyrazów. Mój pisarski warsztat jeszcze nie jest idealny, ale będę go szlifować. I być może kiedyś poprawię te rozdziały.
Trochę się rozgadałam 😂No nic trzymajcie się i powiedźcie co sądzicie!
CZYTASZ
Kolorowych koszmarów
ФанфикW każdym z nas czai się mrok. Każdy z nas ma jakąś mroczną część skrytą w sercu- mniejszą lub większą. Niektórzy zamykają swój mrok, inni starają się go pozbyć, stłamsić albo zepchnąć gdzieś daleko, jeszcze inni wykorzystują go. Nie ważne jak bardzo...