5.

977 86 10
                                    

Myślał, że pęknie mu głowa. To było dziwne uczucie, odczuwać ból głowy. Wiedział, że jako człowiek prawdopodobnie odczuwał go nieraz, jednak jak dotąd nie pamiętał jakie to uczucie. Teraz sobie przypomniał, co nie sprawiło mu ogromnej radości. Powoli otworzył oczy, by za chwilę je zmrużyć. Kiedy przyzwyczaił się do światła, był pewny, że to co widzi to kolejny koszmar. Jakiś chory wytwór jego wyobraźni, który nie wydarzył się w rzeczywistości.

Jednak tym razem było inaczej, jakieś ciemne pasma nadlatywały z każdej strony, a Strażnicy ciągle walczyli. Nie trzeba było być biegłym w sztukach walk, by zauważyć, że  są na przegranej pozycji. Zabęk została złapana przez macki, które owijały się wokół jej ciała tworząc coś na wzór kokonu, Zając został zagoniony w kozi róg, z którego próbował bronić się swoimi bumerangami. W dużo lepszej pozycji znajdowali się North i Piasek, jednak widać było, że długo tak nie pociągną.

Tym razem było inaczej, ponieważ bolało go całe ciało, co nasuwało chłopakowi tylko dwa wnioski. Albo jest żywy, albo tkwi w jakimś piekle. Pierwsza opcja wydawała się bardziej prawdopodobna, chociaż jego zmęczony umysł nie mógł do końca odrzucić drugiej.

Tym razem było inaczej, bo na tuż obok niego znajdowała się jego laska, a pod skórą czuł pulsowanie swojej mocy.

Starał się zachować zdrowy rozsądek, jednak nie miał bladego pojęcia co się działo. Wiedział tylko tyle, że Strażnicy są atakowani, a on nie. Widocznie musiał być nieprzytomny dłuższą chwilę skoro przeciwnik nim się nie interesował. Postanowił wykorzystać swoją przewagę i kątem oka zerknął w stronę źródła czarnych macek. Mrok. Bo kto inny jak nie on. Przymknął oczy i czekał na ewentualny atak, który nie nadszedł. Widocznie Pan Koszmarów bardziej zainteresowany był resztą Strażników.  Jack musiał działać szybko. Zaczął powoli przesuwać rękę po podłodze w stronę laski, modląc się w duchu aby nadal pozostał niezauważony. Jakiś życzliwy bożek musiał wysłuchać jego próśb, bo już po chwili podciągnął laskę w swoją stronę.

Teraz pozostawało jedno ważne pytanie. Co zrobić, żeby pomóc Strażnikom? Mógłby wstać i cisnąć lodowymi pociskami w sprawcę tego zamieszania. Nie był jednak pewny czy aby na pewno miał tyle sił by wstać. Zresztą macki prawdopodobnie w mgnieniu oka dopadłyby i jego. W końcu go olśniło. Stworzy lodową ścianę i odgrodzi Strażników od niebezpieczeństwa, jednocześnie dając im czas na zregenerowanie sił. Problem polegał na tym, że znajdował się mniej więcej na środku pomieszczenia, bliżej Mroka, niż przyjaciół. Jeśli stworzyłby ścianę za sobą Mrok mógłby zdążyć zareagować i cały plan szlag by trafił. Musiał stworzyć barierę bezpośrednio za walczącymi. Problem polegał na tym, że on pozostałby na łasce Pana Ciemności. Bardzo dobrze pamiętał swoje koszmary, nie powtórzy drugi raz tego samego błędu. Musiał tylko poczekać na odpowiednią chwilę. Czekał, aż macki na chwilę zwolnią.

Może mu się wydawało, że zaczęły zwalniać, a może to jednak była prawda. Nie dbał o to. To mogła być jedyna szansa, ten jeden, odpowiedni moment.  Wziął zamach i pchnął w laskę jak najwięcej swojej mocy tworząc grubą lodową ścianę. Tak jak przewidywał, Mrok zareagował błyskawicznie, jednak macki nie zdążyły na czas, tylko z głuchym hukiem odbijały się od lodu. Jack  leżał na plecach i miał wrażenie, że cały świat się kręci. Wziął tak mocny zamach, że upadł plecami na podłogę. Jeśli wcześniej miał wątpliwości, co do tego, czy da radę wstać, teraz był tego pewien. Był zbyt osłabiony, a wykorzystał tak wiele mocy.  Jednak chłopak za nic miał to, co może go teraz czekać. Obserwował jak światła pod sufitem, teraz bardzo podobne do gwiazd, zataczają kręgi.

Poczuł uścisk, najpierw na nadgarstkach, potem kostkach a na końcu w pasie. Nie mógł przecież po takiej akcji nadal zostać niezauważony. Był gotowy na to, co może go teraz spotkać. Więc kiedy macki ustawiły go w pionie, a przed nim wyrosła postać Pana Koszmarów, nie bał się. Nawet jeśli to, co przed chwilą zrobił było głupie i bezcelowe, kupił Strażnikom czas. Pokazał, że jest po ich stronie i zawsze będzie. 

-Myślałem, że kopniesz w kalendarz.- przyznał nieco zdziwiony Mrok- Oczywiście nie oznacza to, że w ciągu kilku dni nie padniesz. Ale muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Zdołałeś się wybudzić i stworzyć coś tak potężnego. Zgaduję, że zużyłeś mnóstwo energii i teraz musisz czuć się nie najlepiej, czyż nie?

-Nie twój zakichany interes.- powiedział chłopak z wysoko uniesioną głową. I chociaż każdy jego mięsień palił jak diabli, a głowę przeszywał rytmiczny ból, hardo patrzył w złote tęczówki rozmówcy.

- Jesteś chodzącą zagadką, Jacku Mrozie. Nie dziwię się czemu Księżyc wybrał Cię na kolejnego Strażnika. Ktoś z takim talentem niszczenia mi planów jest wprost przeznaczony do tej roboty. Nie rozumiem tylko, dlaczego ciągle się z nimi zadajesz. Masz potencjał, a twoja moc jest niezwykła. Mógłbyś rządzić tym światem. A nie, martwić się o to, czy przypadkiem znów Cię nie zostawią. Jack. -położył rękę na jego ramieniu- Mogę Ci dać wszystko czego oni nie są w stanie. Przy nie będziesz musiał się bać, że ktoś Cię nie zaakceptuje, nie będziesz musiał snuć się samotnie przez większość roku. Nie będziesz musiał się bać, to inni będą bali się Ciebie. Pomyśl o tym!

Chłopak spuścił głowę. W jego głowie panował totalny chaos, który powodował coraz większy ból głowy. Zaczęła też dopadać go senność, a on powoli tracił kontakt z otoczeniem. Jednak słowa Mroka, wciąż chodziły mu po głowie. Już nigdy nie musiałby się bać, już nigdy nie byłby samotny. To było takie...takie zachęcające.

-Mogę Ci zapewnić miejsce, które zawsze będzie dla ciebie otwarte i zawsze będziesz w nim mile widziany. Mogę stworzyć Ci dom!

Mrok spoglądał na chłopaka, który w miarę jego słów stawał się bardziej otumaniony, a jego włosy zaczęły zmieniać barwę z szarej na czarną. Trucizna musiała nadal działać. Miał go, był tego pewien.

-To co Jack, pójdziesz ze mną?- powiedział Pan Ciemności wyciągając dłoń w stronę chłopaka.

Jack coraz bardziej tracił rozum. Nie wiedział gdzie jest ani co się wokół dzieje. Wiedział, że rozmawia z Mrokiem, a on coś mówił o domu. Zabierze go do domu, to chyba o to chodziło. Jednak w jego głowie odezwał się jakiś cichy głos z całych sił krzyczący aby się nie zgadzał. Ale on tak bardzo chciał do domu. Chciał się gdzieś położyć i chociaż chwilę przespać.

-Chcesz zostawić Strażników?- zapytał jakiś głos.

Chłopak chwilę się zastanowił. Chciał? Nie, skądże. Tyle pracował, by mogli w końcu w pełni mu zaufać. Stali się częścią jego rodziny. Nie zostawi ich.

- To jak?- ponownie zapytał Mrok. Jego dłoń była wciąż zachęcająco wystawiona w stronę Jacka.

-Chcesz ich zostawić?- zapytał ktoś ponownie.

-Nie! Nie chcę! - chłopak złapał się za głowę i zaczął nią kręcić w obie strony. Czarny pył, który oblepiał jego włosy zaczął się rozwiewać. -Nie chcę...nie chcę...nie chcę- powtarzał.

-Mogłem się tego spodziewać.- powiedział z niesmakiem Pan Koszmarów.- Skoro nie chcesz stanąć po mojej stronie, nie staniesz już po żadnej- warknął wyciągając sztylet zrobiony z czarnego piasku- Kolorowych Koszmarów Jacku Mrozie- powiedział zanim wbił sztylet w bok chłopaka. 

Jack poczuł ostry ból w okolicy prawego boku, który zaczął promieniować na całe ciało. Był nie do zniesienia, palił go żywym ogniem. Z jego ust wydobył się okropny krzyk. Jego ciało płonęło, a to tak cholernie bolało.

Czarny Pan chwilę jeszcze spojrzał na wijącego się z bólu Strażnika. W następnej chwili macki puściły jego ciało, a on ponownie uderzył o drewnianą podłogę. Mrok cofnął wszystkie swoje macki, po czym zniknął z uśmieszkiem na twarzy.

***

1200 słów. Zaszalałam normalnie. Co sądzicie?

PS Myślałam, że opublikowałam już ten rozdział, ale coś mi się pomyliło xD

Kolorowych koszmarówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz