II

1.5K 96 6
                                    

Błyskawicznie wstałam i rozejrzałam się. Rżenie rozległo się znowu.

Dochodziło od strony łąki znajdującej się za stajnią. Czym prędzej tam pobiegłam. Moim oczom ukazał się niecodzienny i zarazem przerażający widok.

Rebecca Kingstone, właścicielka "Końskiego Wzgórza" z uniesionymi rękoma próbowała uspokoić skarogniadego konia, którego nigdy nie widziałam, dębującego i brykającego. Wstrzymałam oddech. Tym razem kopyta były tak blisko...

Podeszłam spokojnie, za żadne skarby nie mogąc podbiec, bo dzikus by się spłoszył. W sumie to nie sądzę, by mógł być bardziej niespokojny niż teraz, ale lepiej trzymać się sprawdzonych zasad.

W rękę złapałam leżący na ziemi kantar oraz uwiąz i, nie zważając na protesty Rebecki, podeszłam na bezpieczną odległość do zwierzęcia. Rękę z uwiązem schowałam za plecami i wyciągając rękę, cicho przemawiałam do konia. Odwrócił w moją stronę łeb, ukazując białka oczu.

- Cśśśś... Hej, spokojnie... prrr... - przemawiałam łagodnie do wciąż co chwilę brykającego uciekiniera.

Po jakimś czasie częstotliwość bryków się zmniejszyła prawie do zera, a ja podeszłam jeszcze bliżej i dotknęłam pyska zwierzęcia. Koń uspokoił się zupełnie pod moim dotykiem, gdy zaczęłam go głaskać. Nałożyłam mu kantar i przypięłam uwiąz.

- Jak się nazywa? - zapytałam, podchodząc do Rebecki. Instruktorka kazała członkom klubu mówić do siebie po imieniu, by, jak to nazwała, "zacieśniać więzy przyjaźni i traktować naszą relację jako koleżeństwo".

- Hunter. Dostałam go od brata, który niechcący dopuścił do tego, by klacz spotkała się z ogierem. Niezamierzenie - westchnęła.

No tak. Brat kobiety miał hodowlę koni. Gdy tylko jakiś mu nie pasował, oddawał go siostrze - tak jak teraz.

- Sam, twoje postępowanie było ryzykowne i niebezpieczne i...

O nie. Znowu się zaczyna... westchnęłam i wysłuchałam gniewnej tyrady Rebecki do końca.

Wracając do stajni niska kobieta z burzą blond loków opowiedziała mi, że akurat dzisiaj nikt nie przyjechał, w końcu to środa. Hunter wystraszył się jakiegoś nieznajomego stojącego za ogrodzeniem i przeskoczył płot otaczający pastwisko.

- Świetnie się z nim dogadujesz. A jeśli chodzi o dzisiejszą jazdę, masz do wyboru Speeda lub... - westchnęłam. Speed był gniadym, upartym wałachem. Nie znosiliśmy się wzajemnie..! - lub Huntera.

Popatrzyłam osłupiała na trenerkę.

- Naprawdę? - uniosłam brwi w wyrazie najwyższego zdziwienia.

- Naprawdę.

HunterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz