III

1.4K 88 8
                                    

Nałożyłam Hunterowi mój turkusowy czaprak, czarną podkładkę pod siodło oraz żel - Hunter był jednym z tych koni z delikatnym grzbietem. Zarzuciłam siodło z tego samego koloru co czaprak strzemionami i podpięłam popręg.

Wymieniłam nachrapnik ogłowia Huntera na puchowy - turkusowy - i nałożyłam zestaw tylnich i przednich ochraniaczy.

Przełożyłam wodze przez głowę wałacha i zaprowadziłam go na odkrytą ujeżdżalnię. Ze stołka sprawnie na niego wskoczyłam i ścisnęłam go łydkami. Nie musiałam poprawiać strzemion - małe zalety własnego siodła.

Hunter ruszył bardzo żwawym stępem. Od razu poczułam jego chęć do jazdy. Był inny niż reszta koni, ale to chyba dlatego, że mało kto na nim jeździł.

Przypominał mi trochę źrebaka, którego pomagałam kiedyś zajeżdżać. Z tą różnicą, że jego krok wydawał się... głębszy, mocniejszy.

Po około pięciu minutach stępa podciągnęłam popręg i pogoniłam Huntera do kłusa.

Sama prowadziłam sobie jazdy, gdyż miałam już wystarczające doświadczenie i wiedziałam, kiedy należy dawać odpoczynki, w jakie dni skakać i tak dalej. Jeździłam od ośmiu lat. Teraz raczej ja uczyłam innych, choć wciąż odkrywam nowe rzeczy i wciąż nad czymś pracuję.

Hunter żwawo wykonał polecenie. Miał miękki, szybki i wspaniały kłus. Byłam doskonale z nim zgrana, co chwilę zmienialiśmy kierunek, a moje "siedzenie w siodle na dwa takty" podczas zmiany kierunku wyglądało bardzo elegancko. Ani razu nie kłusowałam na złą nogę, a wałach słuchał każdego wydanego przeze mnie polecenia.

Po jakimś czasie zwolniłam do stępa i poklepałam konia przyjaźnie po szyi. Świetnie się spisywał.

Po odpoczynku na zakręcie zamierzyłam się do galopu. Usiadłam mocniej w siodle i przykładając lewą łydkę do lewej łopatki Huntera i skręcając w tą samą stronę z kłusa przeszłam do szybszego chodu.

Zagalopował od razu na dobrą nogę, szybko i chętnie. Zrobiłam półsiad i w ten sposób przejechaliśmy jedno okrążenie.

To. Było. Cudowne!

Na serio, na żadnym koniu chyba jeszcze się tak nie czułam, tak idealnie zgrana z wierzchowcem, jakby czytał w moich myślach...

Po przejechaniu kółka znów poklepałam konia i po chwili kłusem przejechałam przez drągi. Ćwiczyłam zatrzymywania i przejścia, a później zaczęłam go rozstępowywać, gdy usłyszałam głos:

- Wydaje mi się, że dziś możecie skoczyć - Instruktorka uniosła brwi. Drgnęłam, zdziwiona, na dźwięk głosu Rebecki, stojącej przy płocie - Obserwuję was od początku, Sam. Skoczcie. Dacie radę.

- No... dobra, jasne... - zmieszałam się. Pierwszy raz na Hunterze i od razu skoki? Otrząsnęłam się i zacmokałam na wałacha. Postawił uszy do góry i żwawo zabrał się do kłusa, a ja nakierowałam go na przeszkodę typu drugi krok. Płynnie przelecieliśmy nad drągiem.

- Wyższą! - usłyszałam.
Rozpędziliśmy się do galopu i najechaliśmy na niebiesko - czerwonego oksera wysokości Mini LL. Przefrunęliśmy, jakby to było coś o wiele mniejszego, a ja już zauważyłam, nad czym trzeba popracować - zbytnim rozpędzaniem się po przeszkodzie.

- Dobra, rozstępuj go w lasku - powiedziała Rebecca i odeszła do swoich niemiłych obowiązków, czyli papierkowej roboty.

Laskiem nazywane było miejsce obok stajni, gdzie wśród drzew wiodła wydeptana przez końskie kopyta ścieżka w kształcie litery O. Zwykle po zrobieniu jednego czy dwóch kółek koń był już rozstępowany.

Wyjechałam przez otwartą bramę, z uśmiechem gładząc konia po szyi.

***

Swój sprzęt odwiesiłam przed boksem, a sama wyczesałam jeszcze raz już i tak lśniącą sierść Huntera. Teraz mogłam mu się lepiej przyjrzeć.

Na lewej przedniej nodze miał białą odmianę - 1/2 nadpęcia - czy też "skarpetka" - a na prawej tylnej nodze dwie białe plamki wielkości orzecha laskowego. Przy kłębie widniała jeszcze jedna - w kształcie rozmytej gwiazdki.

Na pysku była biała strzałka - czy wąska łysina, jak to niektórzy nazywają - a chrapy były najciemniejszym miejscem na jego ciele. Pogłaskałam je, odkładając szczotkę.

Gdy wychodziłam z boksu, Hunter trącił przyjaźnie moje ramię. Sięgnęłam po turkusowy kantar z uwiązem i delikatnie nałożyłam go na łeb konia. Wyprowadziłam go na pastwisko, a on pogalopował, ciesząc się z wolności.

Stajnia była biała z jasnobrązowymi drzwiczkami boksów, nieco ciemniejszymi drzwiami od siodlarni i gabinetu Rebecki. W wielu miejscach obrosła bluszczem, który dodawał budynkowi uroku i tajemniczości.

Było piętnaście boksów, z czego siedem miało tabliczkę z imieniem prywatnych koni. Mieliśmy osiem koni prywatnych - Amfę, Majorkę, Śniega, Iskrę, Hermesa, Magika, Winnera i kucyka Apolla. Kucyk swojego boksu nie miał, bo był mu całkowicie niepotrzebny. Jego mała, siedmioletnia właścicielka nie jeździła na nim, ale spędzała po prostu z nim czas.

Jeśli była burza albo inne zjawisko pogodowe szkodliwe dla koni na pastwisku, zwierzęta sprowadzane były do dobudowanego do krytej hali budynku, w którym leżało siano i wiadra z wodą. Można to nazwać swego rodzaju "krytym pastwiskiem".

Koni szkółkowych było dziesięć - Kara, Blizzard, Montreal, Łata, Speed, Pegaz, Piorun i Gladys, kucyki Trast i Summer.

Jeśli chodzi o ludzi, ja przyjaźniłam się, a przynajmniej znałam, z osobami, które miały własne konie. Co prawda, większość była w tej stajni krócej niż ja, jedynie Peter - wysoki, szczupły osiemnastolatek - był tutaj pół roku wcześniej.

Podeszłam do tablicy informacyjnej. W oczy rzucała się ulotka z krzykliwym nagłówkiem:

STAJNIA "DZIKIE KONIE" ZLIKWIDOWANA!

2 Czerwca, w czwartek, sportowa i prywatna Stajnia "Dzikie Konie" została zlikwidowana z powodu długów i podejrzanej działalności właścicielki, Annabeth Kanenberg. Podejrzewana jest ona o kradzież, szantaż i czarny rynek, oraz tajemnicze i niebezpieczne znajomości. Na miejscu stajni zostanie wybudowany hotel "Wśród natury", którego właściciel...

Nie czytałam dalej. Straszna sprawa... co się stanie z końmi? W dodatku wydarzyło się to wczoraj...

A może ktoś przyjedzie w zamian za to tutaj? Przydałoby się więcej ludzi...

Ledwie to pomyślałam, usłyszałam warkot silników. Drogą jechał sznur samochodów.

HunterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz