XXX

563 46 7
                                    

- Ale... jest wiele argumentów przeciwko... - zająknął się Alex.

- Tak, ale więcej przemawia za tą - tu Peter zrobił cudzysłów palcami - "teorią".

Szatyn posłał mu nienawistne spojrzenie. Czemu oni się tak nie lubią? Zmarszczyłam brwi. Myślałam, że to dziewczyny kłócą się w nieodpowiednich momentach...

- Uznajmy, że moja teoria jest prawdziwa - zaczęłam powoli.
Chłopacy oderwali od siebie rozgniewane, groźne spojrzenia. - W takim razie co dalej?

Gdy nie odpowiedzieli, patrząc na siebie wrogo, dodałam:

- Co było tak ważnego i strasznego, że się teraz o to kłócicie, gdy mamy poważniejsze sprawy na głowie? - warknęłam.

- Nieważne - odwarknął Alex.

Peter pokręcił tylko głową, spoglądając na mnie łagodnie.

Czemu Alex nie potrafił zachować się tak samo i nie wyżywać się na mnie? To nic takiego, ale...

Dla mnie to nie jest nic takiego.

Nie potrafię zrozumieć psychiki męskiej, niby bardzo prostej, ale tak naprawdę totalnie nielogicznej... a przestaję mieć czas i chęci na humory Alexa.

- A więc, kontynuując, co robimy dalej? Jaki będzie nasz następny krok? - postanowiłam zignorować bezsensowne utarczki między tymi dwoma. - Jakieś pomysły?

- Możemy... możemy się z nim spotkać i wtedy podchwytliwie go...

- Przyłapać - Alex wszedł w słowo Peterowi, patrząc na niego mściwie. Zignorowałam i to, i gniewne spojrzenie, jakie rudzielec posłał szatynowi. Naprawdę mnie irytowali.

- Wiecie dokładnie, jak go "przyłapać"?

Tym razem spojrzenia wymienione między chłopakami były niespodziewanie zgodne i niezwykle rozbawione.

- Tak, mamy... plan - odparł, szczerząc zęby, Alex.

***

Następnego dnia, dzień przed zawodami, spotkaliśmy się po lekcjach pod moim liceum. Następnie podeszłam do Connora, aby "pogadać".

Nie wiedziałam jaki plan mają chłopacy, ale poinformowali mnie, jakie jest moje zadanie.

- Hej, Connor - uśmiechnęłam się do niego zalotnie, zgodnie z zaleceniami tych kretynów.

Cały czas byłam na nich zła. Nie dość, że warczeli na siebie jak zdziczałe psy, to serio tak to sobie wyobrazili? Nie podobała mi się rola, którą otrzymałam.

- Hej - uśmiechnął się w ten sam sposób, co mnie dosyć zdziwiło, że się nabrał.

Faceci są generalnie dosyć naiwni.

- Co tam u ciebie?

- Nic, a u ciebie? - najwyraźniej spodobał mu się mój uwodzicielski ton... jeśli można było tak nazwać jego marną imitację, której używałam.

- Dzisiaj jadę na imprezę razem z ekipą ze stajni, ale trochę boję się o Huntera, bo zostanie sam i... tyle się ostatnio dzieje... Ale to nieistotne. Masz jakieś plany na wieczór?

Jeśli to rzeczywiście jest człowiek w kapturze, to musi mnie uważać w tym momencie za największą idiotkę.

- Nie, chyba nie...

- Ach, to może pójdziesz z nami? Nie przyjmuję odmowy!

- Wiesz co? Właśnie sobie przypomniałem, że jednak mam plany na dziś... takie, że kolejna okazja się nie powtórzy - uśmiechnął się łobuzersko.

- Co to takiego? - zapytałam z niewinną miną.

- A, nic - machnął ręką. Zmarszczyłam brwi ledwie niedostrzegalnie, ale zaraz przybrałam znów słodko-sztucznie uśmiechnięty wyraz twarzy. - O której ta impreza?

- Za pół godziny już jedziemy - odparłam.

Przez kolejne dziesięć minut musiałam toczyć dalej rozmowę, by nie wyglądało to dziwnie.

Wręcz czułam spojrzenia chłopaków z parkingu, którzy wwiercali swoje oczy w moje plecy.

Wreszcie spojrzałam na wyświetlacz telefonu i, pozornie zdumiona, stwierdziłam że muszę już iść.

Pożegnałam go buziaczkiem w policzek, patrząc przy okazji na czekających w oddali Alexa z Peterem.

Ku mojemu zdumieniu, obaj zacisnęli gniewnie pięści i przybrali groźne wyrazy twarzy. Co im się stało? Miałam przecież dobrze grać, że mi zależy na Connorze, prawda?

Odpłaciłam im się właśnie za moją rolę - pomyślałam z uśmiechem satysfakcji, gdy podbiegłam w ich stronę. Wkurzyli się - kiełkowało we mnie podejrzenie, że z zazdrości - więc była to dobra "kara", jeśli można to tak nazwać.

- Co macie takie wyrazy twarzy? Źle poszło? - zapytałam niewinnie, obserwując ich zmieniające się pod wpływem emocji oblicza.

Nie powiem, to że Peter też się tak zachowywał, było dla mnie niemałym zaskoczeniem.

Choć... gdyby o tym pomyśleć... ostatnio byłam dosyć ślepa na otaczający mnie świat.

- Jasne, świetnie - parsknął rozgniewany Alex. Wsiadł do samochodu i włożył kluczyk do stacyjki. Peter usiadł na jednym z trzech miejsc styłu, po lewej stronie.

Sama z sarkastycznym uśmiechem wsiadłam zaraz za nimi do srebrego Volkswagena.

Podjechaliśmy pod stajnię.

Wysiadłam, by otworzyć bramę, a chłopacy zostali w samochodzie. Obróciłam się przez ramię, podchodząc do kłódki z kluczami pożyczonymi od Rebecki w ręku.

Alex i Peter znów się kłócili, ale ciszej, tak, że nie mogłam rozróżnić słów. Zauważyłam też, że Alex zamknął okna.

Super. Ukrywajcie tą głupią kłótnię dalej.

Westchnęłam i wzięłam się za otwieranie zamka. Mocowałam się z nim jakiś czas, aż w końcu brama stanęła otworem.

Podbiegłam do samochodu i zapukałam w okno auta. Najwyraźniej zaskoczyłam ich, bo ze zdziwieniem przestali się kłócić. Nie słyszałam o co, bo szyby starannie tłumiły dźwięki.

Po chwili Alex chwycił za kierownicę i wyjechał za bramę. Zamknęłam za nimi bramę tak, żeby wyglądało, jakby ktoś zatrzasnął kłódkę od zewnątrz. Następnie podbiegłam do samochodu, gdzie otworzyłam drzwi i wsiadłam.

I znów ich zaskoczyłam.

Przerwali kłótnię w pół słowa, zdążyłam tylko usłyszeć coś w stylu:

- Ona nie jest...

Zignorowałam intuicję mówiącą mi, że rozmowa dotyczyła mnie.

Schowaliśmy auto między balotami siana za stajnią i przykryliśmy gałęźmi. Zajęliśmy wyznaczone pozycje. Rozpoczęło się oczekiwanie.

HunterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz