#25 (Farlan x Levi)

532 19 27
                                    

Witajcie moje kochane Ziemniaczki! Jak tam u Was dzionek? Już zwijacie się do szkoły, czy udajecie  chorobę zwinięci w naleśniki z kołdry?

Przeżyłam poniedziałek, także jeszcze pożyję! Książka śmiało będzie aktualizowana!

A tymczasem...

Shot z shippem Farlan x Levi. Zapraszam ciepło do czytania!

🗡🛡🗡🛡🗡🛡🗡🛡🗡🛡🗡🛡🗡

- Farlan! Farlan! Farlan!

Niska, rudowłosa dziewczyna biegła jak szalona przez szkolny korytarz, co rusz na kogoś wpadając i przewracając tę osobę. Z jej zielonych oczu spływały łzy wielkie jak grochy, kiedy udało jej się w końcu dopaść swojego starszego brata na korytarzu.

- Co jest Isabel? - powiedział zmartwiony, odkładając na podłogę plecak. Isabel rzadko kiedy płakała, więc na prawdę musiało się coś stać

- Ten wielkolud, Mike... Levi-aniki zwyzywał jego kumpla, Erwina... Wsadził mu głowę do wanienki dla ptaków, w ogrodzie botanicznym!

Blondyn jak poparzony zabrał z podłogi swój plecak, po czym ciągnięty przez młodszą ruszył biegiem do ogromnego składu zieleni w ich szkole.

Wybiegli przez główne drzwi i skręcili w lewo. Minęli po drodze kilku zdziwiowanych znajomych z klasy Isabel, nie mając zielonego pojęcia o co chodzi.

- Farlan! Isa! Gdzie tak pędzicie? - zawołał do nich zielonooki szatyn, będący w towarzystwie brunetki, którą trzymał za rękę*, i blondyna z książką w ręce.

- Aniki bije się z Mike!

- CO?!

Farlan pokręcił zniecierpliwiony głową, patrząc na chłopaka.

- To teraz nie ważne! Eren chodź, pomożesz mi! - zawołał blondyn.

Szatyn powiedział coś na szybko brunetce, po czym cmoknął ja w usta. Ta chciała coś jeszcze powiedzieć, ale szatyn był już poza zasięgiem jej głosu, razem z blondynem i rudowłosą.

Do ogrodu nie musieli się daleko fatygować. Skrzypienie zardzewiałej furtki, z której odpadała zielona farba aż bolał wrażliwy słuch blondyna, ale nie narzekał. Ważna dla niego osoba była teraz w tarapatach, i musiał ją ratować.

Przechodzili przez alejki wysokich drzew, a ścieżka wyłożona białymi kamieniami cichutko szurała pod ich nogami, gdy skradali się do miejsca z którego było słychać głosy dwójki chłopaków po mutacji. Oraz bulgotania wody i odgłosów krztuszenia się.

Chcąc być nadal niezauważonymi, cała trójka schowała się w krzakach. Mieli dogodny widok na sytuację, a nie była ona za ciekawa. Niska postać, której twarzy nie można było aktualnie zobaczyć, miała całą głowę zanurzoną w wanience. Była trzymana za ramiona jak przestępca skuty w kajdanki i wyprowadzany przez policję za sprawą wysokiego jasnowłosego chłopaka z zarostem, ubranego w brązową skórzaną kurtkę, białespodnie i koszulę. Z boku stał kolejny blondyn, podobnie odzianego, tyle że ten był niższy, miał krótsze włosy a w jego wyglądzie najbardziej odznaczały się grube i gęste brwi. Opierał się spokojnie o drzewo stojące nieopodal, jakby widok podtapianego nastolatka był dla niego rzeczą codzienną.

W końcu znęcajacy się chłopak wyciągnął głowę podtapianego, który od razu zaczął łapać oddech. Cóż, przez ostatnie kilka minut nie dostarczał go organizmowi, przez co był lekko siny na twarzy. Mocnym pociągnięciem zmusił go do uklęknięcia, a łapiący oddech chłopak nie opierał się. Ruchem głowy próbował zebrać mokre kosmyki, czarnych jak noc włosów, z twarzy ale spływająca z nich woda skutecznie mu to utrudniała.

Domestos w skórze Tytana||One Shoty|| [ZAMÓWIENIA. ZAMKNIĘTE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz