#29 (Zeke x Eren)

610 20 59
                                    

Hanji: Witajcie kochani! Dzisiaj chyba my zaczniemy, bo biedna autorka dostała lekkiego załamania nerwowego jak to pisała.

Levi: Nie dziwię się jej. Ja bym się nawet nie odważył czegoś takiego pisać.

Zeke i Eren: Nic mi nie mów.

Levi: Dobrze że hasło do jej telefonu nie było takie trudne do zgadnięcia. Z resztą, sama tapeta jest podpowiedzą!

Kapitan: Hola, kto wam pozwolił prowadzić początek rozdziału?

Hanji: O kurwa *do Levi'a* Kowalski, spierdalamy!!! *wszyscy uciekają przed jeszcze nie do końca obudzoną kapitan*

Choinka, przepraszam za ten akcent. Na chwilę was zostawić, i już problemy robią. Jak oni w ogóle mieli dostęp do mojej komórki?

Nie ważne. Łapcie rozdział, i módlcie się żebym napisała dovrze kartkówkę z angielskiego i się na koniec tygodnia nie rozłożyła. Ja mam Bykon w tym tygodniu, nie mogę tego opóścić!

A tymczasem...

Shot z shippem Zeke x Eren. Zapraszam serdecznie do czytania! *biegnie złapać powyższą czwórkę i dać im solidny opierdol*

🗝👓🗝👓🗝👓🗝👓🗝👓🗝👓🗝

Ciemność za oknem była dobijająca, gdy się rozprostowywało zastygłe od ciągłębi siedzenia w jednej pozycji i uświadamiało że jeszcze parę razy będzie musiało się tak wyciągnąć, bo stos papierów na biurku nadal się nie zmniejszał.

Zeke przetarł zmęczone oczy, podnosząc palcami swoje okulary w metalowych oprawkach. Był już wieczór, w dodatku piątek, a on musiał się użerać z papierkową robotą która dotyczyła jego warsztatu. Że też zachciało mu się spać w pracy cały dzień, wtedy kiedy powinien najwięcej tego wypełnić. Spojrzał na zegarek na prawej ręce. Wpół do jedenastej. O tej godzinie normalnie byłby już na mieście z Pieck i Porco, i z pewnością opowiadaliby swój tydzień przy kuflu piwa w ich ulubionym barze.

Niestety, czasy studenckie dawno już miał za sobą, więc nie mógł sobie na to pozwolić. Inaczej urząd skarbowy mógłby się przyczepić, i miałby kłopoty w postaci jakiegoś urzędnika nie widzącego nawet czubka własnego nosa.

Jęknął cierpiętniczo, a jego głowa opadła z małym hukiem na biurko. Miał już dość. Najchętniej rzuciły wszystko w cholerę, i (może) wyjechał w Bieszczady. Zielonego pojęcia nie miał gdzie jest takie miasto, ale Reiner o nim wspomniał w tym powiedzeniu, i stwierdził że nie chce mu się tego zmieniać.

Dokończę to jutro, dziś już nie daję rady.

Jak pomyślał, tak zrobił. Zabrał z wieszaka kurtkę, zgasił lampkę stojącą na biurku przy którym pracował i ruszył ku wyjściu. Zamknął drzwi biura, zszedł po schodach i miał właśnie zrobić obchód po wszystkich pomieszczeniach, gdy usłyszał szum.

Szum wody z prysznica.

Ktoś tu jeszcze jest?

Powoli, cichaczem ruszył ku łazience dla pracowników. Tylko tam były zamontowane prysznice, i stamtąd też wydobywała się para. Po drodze do tego pomieszczenia w jego dłoni wylądowała lutownica, która miała mu służyć do obrony. Chociaż nawet i bez tego dałby sobie radę z włamywaczem.

Delikatnie chwycił za klamkę, a po chwili szarpnął za nią i z impetem wszedł do pomieszczenia. Momentalnie rozległ się czyjś krzyk, a Zeke spalił buraka jak tylko zobaczył kogo ma przed sobą.

Domestos w skórze Tytana||One Shoty|| [ZAMÓWIENIA. ZAMKNIĘTE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz