#37 (Farlan x Levi)

561 15 38
                                    

Witajcie moje Ziemniaczki! Jak widzicie żyję, i mam się dobrze! Kapral-kurdupel nie zaciukał miotełką mnie i cioci Hanji!

Hanji: Ale poobijał mocno! W dodatku zbił mi okulary.

Spokojnie ciociu, już mu Erwin wystawił fakturę za oksy. W przyszłym tygodniu powinny przyjść!

Dzisiaj niedziela, a ja widzę się z dawno nie widzianą przyjaciółką! Kilka dobrych miesięcy się nie widziałyśmy, a czuję jakby to były lata świetlne!

Idziemy na "Krainę Lodu 2", ale zobaczymy ogółem jak to wyjdzie! Wolę kupić bilety na miejscu, przez Internet nie lubię. A jak nie będzie żadnych wolnych miejsc, to pójdziemy sobie na lodowisko. Też jest dobry plan, co nie?

A tymczasem...

Shot z shippem Farlan x Levi. Zapraszam serdecznie do czytania!

🗡🛡🗡🛡🗡🛡🗡🛡🗡🛡🗡🛡🗡

- No dobra chłopaki! - stojący na środku pokoju z obdrapanymi ścianami, brązowowłosy chłopak przeliczał trzymany w dłoniach plik banknotów - Dzisiaj mieliśmy większy zysk, także i wam należy się premia. Proszę - stosiki leżących na stole, związanych gumką banknotów wziął w dłonie, i rozdał między trójkę chłopaków. Zatrzymał się dłużej przy chłopaku który siedział zgarbiony w fotelu, w pomieszczeniu robiącym za salon z kuchnią i jadalnią - Jan, trzymaj.

Szatyn obserwował, jak wyraz twarzy nastolatka zmieniła się w szok, a później w szczęście i wdzięczność. Bez słowa wziął swoją część, po czym wstał, lekko się przy tym chwiejąc, skierował się wraz z resztą chłopaków do wyjścia. Trzasnęły drzwi, i brązowowłosy został w budynku sam na sam z czarnowłosym, niskim chłopakiem.

- Wiesz że to nie fair w stosunku do reszty chłopaków, taka faworyzacja? - odezwał się siedzący na krześle chłopak, dziwiąc swoim pytaniem szarookiego - Ile mu tego dałeś?

- Tylko sześćset jenów więcej. Nie piekl się tak o kilka stówek więcej, Levi - wyższy z chłopaków westchnął, widząc że jego przyjaciel nie jest przekonany - On potrzebuje tych pieniędzy. Stan jego nogi pogorszył się jeszcze bardziej, a sam przecież wiesz, że opieka w szpitalu kosztuje. On i jego rodzina ledwo wiąże koniec z końcem, mimo że ten haruje jak wół i mają co włożyć do garnka dzięki niemu i jego matce, bo ojciec to zwykły nieudacznik.

- Wiem. Przecież nie musisz mi tego mówić - czarnowłosy westchnął, wstając z miejsca - Lepiej powiedz co u ciebie? Isabel znowu narozrabiała?

- Skąd wiesz?

- Znowu masz siniaka pod okiem. Pewnie z kimś się biłeś, i tym kimś był kolejny były naszego rudego wariata, mam rację? - nie musiał czekać na odpowiedź. Wiedział że ma rację, bo sam przecież wszystko widział. Chciał się nawet wmieszać, bo szczyle od razu by odstąpili widząc jego. Niestety Farlan mu tyle razy mówił że jego problemy są jego problemami, a Levi ma się nie odzywać i mu nie pomagać. Nie lubił tego słuchać, jednak Church był zbyt uparty, i nie dawał sobie wmówić że nie jest ze stali.

Westchnął, poczłapując kapciami poszedł do kuchni, z której po chwili wrócił trzymając w dłoniach opakowanie mrożonych truskawek.

- Dzisiaj się biłeś prawda? Dopiero zaczął ci się robić zielony.

- Czy mółbyś chociaż raz przestać śledzić mnie i Isę? - szarooki wściekle wziął od niego mrożonkę, od razu się krzywiąc gdy zimny produkt zetknął się z jego poobijaną, ciepłą skórą. Spojrzał na niego wściekły, jednak po chwili złagodniał - Przepraszam. Rozumiem jeśli chodzi o Rudzielca, ona może wpakować siebie i nas w kłopoty. Ale ja potrafię o siebie zadbać do cholery - odwrócił wzrok, by nie patrzeć zakłopotany na Levi'a - I tym razem to nie był żaden z byłych Isabel - mruknął cicho pod nosem, nie chcąc by ten to usłyszał.

Domestos w skórze Tytana||One Shoty|| [ZAMÓWIENIA. ZAMKNIĘTE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz