Rozdział 7

503 54 3
                                    

Murphy nudził się przez całe południe. Przyszedł na stację Arki jedynie po to, by pomóc im przenieść potrzebne rzeczy. Do niczego innego nie był potrzebny. Harper przeszukiwała magazyny, Bellamy i Miller szukali broni, nabojów i prochu w zbrojowniach, Raven zaś siedziała w sterowni, próbując naprawić radio. Monty znajdował się na starym polu uprawnym, doglądając roślin, które niedługo mogą dać nowe plony.

John spacerował po suchej trawie i kopał kamyki, przyglądając się okolicy. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem mógł wyjść w środku dnia i nie narazić się na niebezpieczeństwo. Przyjaciele, choć mu ufali, nigdy nie dawali mu broni, dlatego też Murphy należał do nocnych oddziałów zwiadowczych.

Gdy tak się rozglądał, przypominało mu się wszystko, co tutaj widział. Zalały go wspomnienia bólu i smutku, którego doznał. Nie był w stanie dalej tu stać, postanowił wejść do środka.

Przemierzał długie, szerokie korytarze, stawiając ciężkie kroki na metalowej konstrukcji. Nie wiedział, co ze sobą zrobić, nikt nie potrzebował jego pomocy. Nie czuł się nieprzydatny, tylko nieco samotny. Dopiero gdy mijał sterownie, usłyszał głośne huki zlatujących na podłogę rzeczy. Zatrzymał się i wyjrzał przez szczelinę otwartych, ciężkich drzwi.

- Raven! – krzyknął i wbiegł do środka, widząc, jak dziewczyna zrzuca kolejne przedmioty ze stołu.

Podbiegł, chwycił ją mocno za ramiona, a następnie lekko potrząsnął. Trwał w tej pozycji, aż ta się nie uspokoiła i wzięła kilka głębokich wdechów. Wyrwała się z jego uścisku, po czym przeczesała palcami o dziwo rozpuszczone włosy.

- Co się stało? – spytał niby od niechcenia.

- Nie mogę naprawić tego pieprzonego radia – zezłościła się. – Kalibrowałam odbiornik, wzmocniłam sygnał.

- Może łącze się przepaliło? – spytał, spoglądając na urządzenie.

- Nie wiem...

Zrezygnowana usiadła na stołku przy stole. Oparła brodę na splecionych dłoniach i przymknęła oczy. Murphy w tym czasie rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś krzesła. Gdy je znalazł, poszedł po nie, a następnie postawił je tuż przy dziewczynie.

- Co się dzieje, Reyes?

- Nic, po prostu jestem cholernie zmęczona tym wszystkim. – Wpatrywała się w podłogę.

- Widziałem, że ostatnio chodzenie sprawia ci coraz większą trudność. – Oparł rękę o stół, próbując nie dopuścić do siebie kolejnych wyrzutów sumienia.

- Gdyby nie stabilizator, prawdopodobnie wcale nie mogłabym chodzić. Nie powinnam narzekać – mruknęła zirytowana. – Ale to jest takie męczące. Każdy krok sprawia mi ból. Nawet, jak siedzę, to czuję wszystkie mięśnie. Czasami mam ochotę po prostu ją sobie odciąć. Niekiedy nie mogę przez to trzeźwo myśleć.

- Dlaczego nie chciałaś odpocząć w trakcie drogi? – Przyglądał jej się uważnie.

- Skoro ta pieprzona kula w krzyżu mnie nie pokonała, to dwadzieścia kilometrów też nie powinno – zaśmiała się sarkastycznie. – Zresztą, znasz lepszego mechanika ode mnie? – Uśmiechnęła się dumnie, maskując smutek.

- Ta wojna też mnie wykańcza – przyznał niechętnie. – Wiem, że karaluchy są nieśmiertelne, ale... – urwał.

– Wojna sprowadza ból i cierpienie. – Wzruszyła ramionami. – Przyleciałam na Ziemię sama, by sprawdzić, czy wciąż żyjecie i co? Wszyscy zabijają się nawzajem! – Wyrzuciła ręce w powietrze. – Jakby tego było mało, to po ostatniej akcji z Jahą, Octavia wpadła w kolejny morderczy szał, żeby się trochę wyżyć.

- Dlaczego ty wciąż z nią jesteś? – Nie krył ciekawości.

- Wyobrażasz sobie, co by było, gdybym ją zostawiła? – parsknęła.

- Zakładam, że w jeden dzień wybiłaby całą Azgedę i każdego z nas, kto stanąłby jej na drodze.

Raven jedynie uśmiechnęła się słabo. Często to słyszała, trochę męczyło ją powtarzanie w kółko tego samego. Uczucia nie wybierały, a ona nie zamierzała za nie przepraszać.

- Stała się blizną na moim sercu – odparła, okręcając śrubokręt w dłoni.

- Blizny nie powstają na wskutek rany? – Znów nie rozumiał.

- Tak, ale zostają z nami już na zawsze. – Ledwo uniosła kąciki ust.

Murphy przez chwilę kalkulował słowa przyjaciółki. To nie tak, że nie lubił Octavii. Wręcz przeciwnie, ciekawił go jej charakter i podziwiał wolę walki młodej wojowniczki.

John jako jeden z niewielu znał całą tę historię, czuł się wyróżniony. Kiedy Raven przyleciała na Ziemię i widziały się po raz pierwszy, od razu zauroczyły się w sobie ze wzajemnością. Niestety trudna sytuacja z Finnem Collinsem, chłopakiem Raven i tym samym kochankiem Clarke, sprawiła że Octavia rozpoczęła związek z Lincolnem, pierwszym poznanym Ziemianinem. Kiedy ten został zastrzelony na oczach Blake, Raven była z Luną, która z racji, że należała do Floukru, jedynego pacyfistycznego klanu, niedługo później także odeszła. Dopiero gdy obie pogodziły się ze swoimi stratami, ich miłość od pierwszego wejrzenia miała jakiekolwiek szanse.

Murphy wstał ze stołka i wyciągnął rękę, by Raven uczyniła to samo. Gdy to zrobiła, objął ją delikatnie. Nigdy nie zrozumiał, jakim cudem się zaprzyjaźnili. Zwłaszcza po tym, co zrobił. Uważał, że nie zasługuje na jej wybaczenie, zwłaszcza że każdego dnia widzi cierpienie, które dziewczyna odczuwa.

- Pomogę ci posprzątać i razem naprawimy to radio – powiedział, odsuwając się. – Kiedy cię postrzeliłem, byłaś skazana na siedzenie ze mną w kapsule. Teraz też sobie razem posiedzimy.

I choć Raven spodziewała się, że Murphy w końcu powie coś głupiego i totalnie w jego stylu, to jedynie pokręciła głową. Potrzebowała na to czasu, ale już dawno temu mu wybaczyła. Chyba jedynie tylko on robił sobie wyrzuty sumienia, za które zawsze dawała mu po głowie. Cieszyła się, że nawet w stanie zimnej wojny ma kogoś takiego jak Murphy.

Caedes || Clexa & OctavenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz