Murphy przecierał zmęczone oczy, kiedy o świcie wracał z nocnego zwiadu. Na szczęście nie spotkał żadnego wroga, bo choć według umowy o takiej porze było zawieszenie broni i tak musiał uważać na każdym kroku. Na tym polegała jego praca. Dodatkowo nie miał przy sobie broni.
Będąc w obozie widział, jak wojownicy szykują się do wymarszu na pole bitwy. Z daleka dostrzegł ułożone ciała ofiar poprzedniej nocy. Zdziwił się, że jeszcze tu leżały. Już dawno temu powinny zostać spalone.
Pożegnał się z całym oddziałem, tym razem to on miał zgłosić ich przybycie. Choć bardzo nie chciało mu się przemierzać pół obozu, by dotrzeć do centrum, wiedział, że musi zawiadomić przywódczynie o powrocie.
Kiedy podszedł do największego namiotu, w którym to zawsze odbywały się wszelkie narady, chwycił materiał i wszedł do środka. Nie spodziewał się, że zobaczy w tym miejscu tyle osób. Myślał, że większość jest już przy bramach obozu, gotowa do wymarszu.
Clarke siedziała wraz z Lexą przy stole. Bellamy, Harper i Monty stali tuż obok. Abby chodziła w tę i z powrotem. Każde z nich miało spuszczone głowy, nikt się nie uśmiechał, nikt nic nie mówił.
- Co jest? – odezwał się, chcąc nieco rozruszać atmosferę. – Wyglądacie, jakby ktoś umarł – powiedział typowy dla niego żart, który jak zawsze był nie na miejscu.
- John... – Abby zatrzymała się, spoglądając na niego posępnie.
- Wiem, wiem, głupi żart... przepraszam. – Uniósł ręce w geście obronnym, uśmiechając się przy tym. – Nie powinienem tak mówić.
- Nie o to chodzi.
Murphy przez dłuższą chwilę nie wiedział, co się dzieje. Każdy miał smutek w oczach, ale nikt nie chciał na niego spojrzeć. Zrozumiał wszystko, dopiero wtedy, gdy ujrzał Echo stojącą na uboczu.
- Nie, nie, nie. – Zaczął szybko kręcić głową. – To niemożliwe, nie chcecie mi powiedzieć, że... – oddychał tak szybko, że nie mógł się wysłowić. – Echo, powiedz coś!
- Przykro nam Murphy. – Głos Bellamy'ego niemal drżał.
John miał wrażenie, że jego serce zostało oblane wrzątkiem, albo zanurzone w kwasie. Bolało tak bardzo, że ledwo był w stanie utrzymać równowagę. Nie mógł uwierzyć w to, że jedyna osoba, którą szczerze kochał umarła. Powtarzał sobie, że to tylko iluzja, kłamstwo.
Jak przez mgłę widział Bellamy'ego, który zmierza w jego stronę. Prawdopodobnie chciał go objąć, ale Murphy zaczął się cofać, po czym szybko wybiegł z namiotu. Potrzebował dowodu.
Wrócił do miejsca, gdzie jeszcze niedawno widział przykryte pod płachtami ciała ofiar. Było ich tak dużo, że nie wiedział, gdzie patrzeć. Chciał obejrzeć wszystkie, by udowodnić reszcie, że Emori żyje. Pragnął, by to była prawda.
Niestety dostrzegł objętą mutacją dłoń, wystającą spod jednej płachty. Upadł na kolana, mocząc spodnie w kałuży ludzkiej krwi. Zacisnął dłonie w pięści i z całej siły uderzył nimi w trawę, wydając z siebie agonalny krzyk, przesiąknięty czystym bólem.
Był pewien, że jego płacz słyszą nie tylko wszyscy w obozie, ale także wrogowie po drugiej stronie polany. Stracił osobę, która próbowała znaleźć w nim dobro. Stracił kogoś, kto go szczerze kochał.
Jego ciało dygotało, a przez żyły przelewał się palący ból. Nagle ktoś kucnął tuż za nim i mocno go objął. Nawet nie wiedział, kto to był, łzy za bardzo przysłaniały cały obraz.
- Oddychaj. – Usłyszał zatroskany głos Raven. – Oddychaj. – Zaczęła delikatnie kołysać jego ciałem, jeszcze bardziej ścieśniając uścisk. – Powtórz za mną – wyszeptała, czując jego ból. – Ai giv ai op gon nemiyon kom lanik-de.
Murphy bardzo dobrze znał to zdanie. Sam niegdyś prosił Lunę, by pomogła mu się tego nauczyć. Wiedział, że to zawsze uspokajało Raven. Teraz ona chciała mu pomóc.
- Ai... – Brał głębokie wdechy, próbując opanować płacz. – Ai giv ai op gon nemiyon kom lanik-de – wyszeptał szybko, czując minimalną ulgę.
- Oddychaj – Nie zamierzała go puścić, nie teraz. – Jestem tu.
John Murphy już zawsze będzie odczuwać samotność po stracie ukochanej osoby. Na szczęście nigdy nie będzie całkowicie samotny. Raven zostanie przy nim.
CZYTASZ
Caedes || Clexa & Octaven
FanfictionA na rzeź szli z bronią u boku oraz nadzieją, że nadal mogą stać się dobrymi ludźmi. Okładka Autorstwa : Alex_Nico