Pociski, strzały, krople krwi. Wszystko to przelatywało nad głową Clarke. Odgłosy odbijanych mieczy i ludzkich wrzasków mąciły jej w głowie. Oddychała ciężko, opierając się plecami o duży kamień, za którym mogła skryć się na moment.
Martwe ciało z odciętą głową zderzyło się z ziemią tuż przy niej. Zamrugała kilkukrotnie, chcąc podeprzeć się prawą ręką o trawę, lecz zamiast na rośliny, natrafiła na dłoń Lexy. Szatynka szybko ją zabrała, oddychając ciężko.
Komandor uniosła się lekko, doglądając uciekającego wroga, a gdy ten był obok dużego kamienia, gwałtownie wychyliła się i wbiła miecz w dół jego brzucha. Koniec ostrza przebił się przez skórę przy karku. Szybko wyciągnęła miecz i popchnęła bezwładne ciało na stos innych.
- Miałaś rację, nazywając się hipokrytką, Clarke – wycharczała, kontynuując wcześniej zaczętą rozmowę. – Wszyscy widzicie jedynie błędy innych, a nie swoje własne. Kiedyś kwestionowałam lojalność Octavii. O mało jej nie zabiłam. Teraz wiem, że jest mi jedną z najwierniejszych.
Lexa skryła się za kamieniem, a Clarke szybko uniosła rękę i wystrzeliła trzy pociski we wroga, który próbował zajść Bellamy'ego od tyłu. Gdy ten się zorientował, że właśnie został uratowany, spojrzał na blondynkę i skinął głową w podzięce.
- Wiesz, że O. nie zabija w słusznej sprawie, prawda? Ona chce jedynie mordować. Właśnie to zrobiła jej wojna.
Clarke wyjrzała zza skały i ujrzała wcześniej wspomnianą przyjaciółkę. Octavia była prawdopodobnie jedyną osobą czerpiącą radość z wojny. Walczyła dwoma mieczami i w ciągu kilku chwil powaliła pięciu napastników. Cała pokryta była cudzą krwią, uśmiechała się, zachęcając wrogów do ataku. Gdyby dało się spojrzeć w jej oczy, można byłoby zobaczyć istną furię i szaleństwo.
- Cóż za ignorancja – prychnęła na tyle głośno, że nie zagłuszył jej odgłos pocisku. – To nie wojna jej to zrobiła Clarke, tylko wy. – Spojrzała na nią przelotnie. – Z tego, co mi wiadomo, większość życia spędziła w izolacji, gdyż wedle założeń waszego kanclerza, nie miała prawa istnieć. Została skazana za to, że się urodziła. – Wyciągnęła jeden nóż z pasa na łydkę, wzięła zamach i rzuciła w czyjąś krtań. – Lincoln został zabity na jej oczach i to przez twojego człowieka. Twoi ludzie jedynie karcą ją za wszystko. Zresztą tak, jak i ciebie. To wy zrobiliście z niej potwora. My jedynie z tego skorzystaliśmy.
Clarke ponownie wychyliła się zza skały, oparła na niej ręce i wystrzeliła kilka kul, tym razem broniąc Millera przed nadchodzącym wrogiem. Nie pomagała Octavii. Dobrze wiedziała, że brunetka świetnie się bawi. Co prawda nie zawsze popierała jej szaleńcze popędy, ale to wciąż jej przyjaciółka.
- Jeśli tak uważasz, to jesteś dokładnie taka sama, jak Skaikru. Wyliczasz nasze winy, ale co z twoimi, huh? Mówisz o lojalności, o koalicji. Już zapomniałaś, że zostawiłaś mnie... – urwała, znów opierając obolałe plecy o zimny kamień. – Nas pod Mount Weather? Tym według ciebie jest sojusz?
- Jako Ambasador, Clarke, powinnaś wykazać się większą inteligencją – fuknęła wściekle.
Tym razem obie uniosły się i wychyliły zza skały.
- O czym ty mówisz? – spytała, po czym zrobiła wielkie oczy. – Na ziemię!
Chwyciła Komandor za ramiona i pchnęła w dół. W tym czasie jedna z bomb Raven została zdetonowana na środku pola. Odrzut gorącego powietrza powalił je na brudną od krwi trawę. Huk był na tyle głośny, że szum w uszach otumanił wszystkie zmysły. Kilka rozerwanych ciał spadło niedaleko nich.
Clarke musiała zacisnąć kilkukrotnie oczy, by być w stanie je otworzyć. Leżała na miękkim ciele, całkowicie osłaniając je przed niebezpieczeństwem. Dopiero po chwili dotarło do niej, że jest twarzą w twarz z Lexą. Zaledwie kilka milimetrów dzieliło ich wargi od złączenia się.
Postanowiła zignorować natarczywe myśli i choć pragnęła znów ją pocałować, szybko uniosła się, po czym usiadła obok, a następnie zaczęła szukać swojej broni. Nie wiedziała, czy to nieodpowiednia chwila, czy mieszanka szoku, zażenowanie i przerażenia na twarzy Lexy odwiodła ją od tego zamiaru, ale postanowiła zrezygnować.
Komandor także podniosła się do siadu. Rozmasowała skronie, jakby chcąc w ten sposób zacząć trzeźwo myśleć. Rozmazała nieco czarne barwy wojenne, które i tak zdążyły zmieszać się z krwią wrogów. Spojrzała w niebieskie tęczówki, a ogniki w jej własnych oczach szaleńczo świeciły.
- Gdybym pomogła wtedy Skaikru i poświęciła tym samym moich ludzi, uznaliby to za okazanie słabości. – Odnalazła swój miecz i chwyciła go w dłoń. – Wtedy nie należeliście do koalicji. To nie był pewny sojusz. Jeszcze nie rozumiesz, Clarke? – Wstała, wciąż patrząc na blondynkę. – Oni by mnie za to zabili – powiedziała i pobiegła w sam środek pola bitwy.
CZYTASZ
Caedes || Clexa & Octaven
Fiksi PenggemarA na rzeź szli z bronią u boku oraz nadzieją, że nadal mogą stać się dobrymi ludźmi. Okładka Autorstwa : Alex_Nico