20. Prezent

271 22 1
                                    

Pov. Jess

Wszyscy zachowywali się jakby była jakaś apokalipsa. Na szczęście zaczęłam już powoli dochodzić do siebie. Claudette non stop kazała mi się nie ruszać z miejsca i dużo odpoczywać. Nie lubiłam stać bezczynnie na boku. Nagle do obozu ktoś wszedł. Była to Alice. Na początku ucieszyłam się z jej przybycia, lecz po chwili przypomniała mi się jej ostatnia reakcja na powiedzenie jej prawdy. Ciekawe czy mi wybaczyła. Wiem, że nie powinnam tego robić ale postanowiłam ją poobserowować z boku. Zauważyłam, że rozmawia z Lourie. Nieco się rozczarowałam ponieważ myślałam, że przyszła do mnie. A czego ja się spodziewałam?! Byłam zbyt daleko aby móc usłyszeć ich rozmowę. Po chwili poszła w stronę detektywa Tappa i Quentina. Pokiwali sobie stanowczo głowami po czym cała czwórka wyszła z obozu. Zachowali się dosyć podejrzanie więc łatwo było wywnioskować, że Dwight o niczym nie wie. Postanowiłam wrócić do swojego łóżka i przespać się z tym wszystkim. Jedna myśl zaś nie dawała mi zasnąć. Czegoś mi tutaj brakowało. Czułam się niezwykle swobodnie. Czekaj, czekaj, gdzie jest stalker Bubba?! Kątem oka zauważyłam jak mój strażnik znika za drzewami w lesie. Gdzie on mógł iść? No cóż, ta ciekawość mnie pewnego dnia zabije.

Szłam w równych odstępach od ledwo widocznego Leatherface'a. Od ostatniego spotkania z Legionem nie minęło wiele czasu a nie chciałabym aby moje przeżycie wyszło na jaw. Chyba zbliżaliśmy się do celu ponieważ drzewa wokół mnie zaczęły znikać. W końcu dotarliśmy do farmy. W oddali zauważyłam Bubbe wchodzącego do niewielkiego domu po środku pola. Na ledwo widocznej ścieżce prowadzącej do budynku stała nie wielka drewniana tabliczka z napisem,, witamy w Texasie". Jeszcze bardziej zaciekawiona, podbiegłam bardziej energicznie w stronę domu. Stanęłam przed drzwiami i powoli je uchyliłam niechcący robiąc przy tym nie wielki hałas. Musiały być bardzo stare skoro tak głośno skrzypiały. Odważnie ruszyłam do przodu. Miałam do wyboru 3 drogi. Pierwsza prowadziła w kierunku schodów, druga przed siebie a trzecia w lewo. Postanowiłam udać się najpierw w kierunku schodów. Na piętrze znajdowały się trzy pokoje. Wszystkie wywołały u mnie nie małe ciarki. Lampy były zrobione z czaszek zwierząt a łóżka z ich skór. Na półce w jednym z pomieszczeń leżała rodzinna fotka. Przedstawiała ona nastoletniego chłopca, trzech nieco starszych, mężczyznę i kobietę. Zdjęcie było zrobione ewidentnie przed tym domem wiele lat temu. Wyglądali na szczęśliwych. Odłożyłam zdjęcie na miejsce i korytarzem pełnym pajęczyn skierowałam się na dół. Kiedy zeszłam po schodach, poszłam w kierunku pierwszych, zamkniętych drzwi. Gdy tylko je uchyliłam, nie mogłam uwierzyć w to co tam zastałam. Z sufitu zwisały 3 wielkie, żelazne haki, a na jednym z nich wisiał szkielet. Nie należał on do żadnego zwierzaka, był to ludzki szkielet. Gdy tylko wykonałam jeden krok do przodu, coś chrupnęło mi między nogami. Powoli skierowałam swój wzrok ku ziemi. Wszędzie leżały ludzkie kości. Było ich tak dużo, że nie było widać podłogi. Zrobiło mi się bardzo nie dobrze i pospiesznie wybiegłam z pokoju w kierunku drzwi wyjściowych. Ku mojemu zaskoczeniu, były zatrzaśnięte. Zamknięte drzwi nigdy nie wróżyły nic dobrego i zdążyłam się o tym przekonać na własnej skórze. Jednego zaś byłam pewna. Tego widoku nie zapomnę do końca życia. Jedyne co mogłam zrobić to spróbować znaleźć inne wyjście. Już nieco mniej odważnie postanowiłam przeszukać ostatnie pomieszczenie. Gdy tylko do niego weszłam, zauważyłam Bubbe siedzącego na podłodze w śród kości.

-Leatherface! Jak dobrze, że cię Znalazłam! Wracamy już do obozu. Strasznie tu jest!

Ruszyłam w kierunku drzwi mając nadzieje na jak najszybszą ucieczkę z tego miejsca. W ostatniej chwili popatrzyłam za siebie lecz nikogo nie było. No co jest? Głuchy jest czy co? Musiałam wrócić do tego strasznego pokoju.

- Idziesz czy nie?

Zero reakcji.

Przewróciłam oczyma i do niego podeszłam. Dopiero kiedy byłam wystarczająco blisko Bubby, zauważyłam dwa szkielety. Przed nimi znajdowało się kolejne zdjęcie rodzinne. Tym razem inne. Był na nim Bubba i dwójka innych typów. Dopiero teraz zrozumiałam o co może chodzić. Od razu poczułam się głupio. Powoli podeszłam do Leathera od tyłu i położyłam rękę na jego ramieniu.

- To twoja rodzina?

Leather z spuszczoną głową potwierdził.

- Przykro mi... napewno byli wspaniali.... jeśli chcesz.... mogę ci pomóc ich pochować.

Po tych słowach Bubba wstał i mocno mnie przytulił co było dziwne. Myślałam, że seryjni mordercy, sadyści, trzymający dekoracje z kości, nie moją serca. Gdy tylko mnie puścił, przyciągnął mnie do siebie, wziął jednego szkieleta i mi go położył na rękach. Z trudem powstrzymałam się od zrzucenia go i krzyknięcia. Mimo wszystko, było mi go szkoda i nie chciałam już więcej osób zawieść. Już nie. Wzięliśmy oby dwa kościotrupy i udaliśmy się na tył domu gdzie Leather wykopał dwa nie wielkie groby. Wrzuciliśmy tam kości i je zakopaliśmy. Przed nimi, Bubba położył kawałek metalu i złota. Nie wiedziałam co to może znaczyć. Nagle jakby Leatherface ożył, chwycił mnie za rękę i poprowadził z powrotem do swojego domu. Dlaczego akurat tutaj?! Gestem ręki pokazał abym została w miejscu. I tak nie zamierzałam się nigdzie ruszać. Po paru minutach Leather wrócił, trzymając coś za plecami. Szybkim ruchem chwycił moją lewą rękę i wyciągnął zza pleców bransoletkopodobne coś. Tylko, że zamiast koralików, były przywiązane zęby. Nie zwierzęce. Ludzkie.

- Oł, to dla mnie? Naprawdę dziękuje, ale nie mogę tego przyjąć - starałam się grzecznie odmówić.

Lecz ten nie spytał się mnie o zdanie, tylko od razu mi ją założył. Gdy tylko spojrzałam mu w twarz, zauważyłam, że się uśmiecha. Nie mogłam mu tego zrobić. Nagle zabolał mnie brzuch i się skuliłam. To pewnie przez to miejsce. Zdezorientowany Leatherface chyba myślał, że coś poważnego mi się dzieje i wziął mnie na ręce po czym przyjął pozycje jakby trzymał pannę młodą.

- Na prawdę nic mi nie jest. Możesz mnie odstawić?

Oczywiście mnie nie posłuchał. Idąc w kierunku z którego przyszliśmy, coś zaczęło mnie kłuć w lewe ramię. Gdy tylko obróciłam głowę, zauważyłam, że Bubba również ma bransoletke z zębów.

Dotarliśmy już do obozu. Zastaliśmy go takiego jakiego ostatnio widzieliśmy. Mieliśmy nadzieję, że to zamieszanie sprawiło, że nikt nie zauważył naszej nieobecności. Niestety się myliliśmy.

- Proszę, proszę, kto tu się łaskawie pojawił? - powiedział z ironią Dwight. - Gdzie byliście?!

-Nigdzie...

-Tiaaaa... uważaj bo wam...

Nagle zjawiła się Claudette i chwyciła Dwighta za ramie.

- Spokojnie, to ja im kazałam opuścić na chwilę obóz. Dopływ świeżego powietrza, spacer i odosobnienie napewno dobrze wpłynęło na stan Jess. Nieprawdaż? - ostanie słowo było skierowane w naszym kierunku.

- Tak, tak.

Dwight przymrużył oczy.

- A więc, jeśli czujesz się już lepiej, to możesz już wracać.

- Tego nie powiedziałam - wtrąciła Claudette - Może i jej to lepiej zrobiło, ale jej stan wygląda jak wygląda.

Dwight jedynie groźnie mierzył nas wzrokiem po czym tylko westchnął i odszedł.

- Dzięki wielkie Claudette.

- Co wam do jasnej cholery przyszło do głowy?! - krzyknęła na tyle cicho aby nikt jej nie usłyszał.

- My... Emmm... No ten....

- Mogłaś zginąć! Legion wciąż sobie biega jakby nigdy nic, a ty sama mu się wykładasz jak na talerzu!

- Ale on nie wie gdzie macie obóz - powiedziałam pewnie - tak?...

- Skąd to wiesz? Mógł was szpiegować!

- Ej, spokojnie, przecież był ze mną Leather. Obronił by mnie w razie powrotu Franka.

-Może i by ciebie obronił, ale kto by obronił jego? Myślisz, że Legion nie dałby rady zabić Leatherface'a?

Popatrzyłam przez chwilę na Bubbe. Claudette miała rację. Już jedna osoba przeze mnie zginęła.

-Wybacz Jess. Lepiej idź się już połóż. A i proszę, nie drażnij już więcej Dwighta, i daj znać jak będziesz gdzieś wychodziła.

- Okej, sorki.

Na pożegnanie botaniczka się uśmiechnęła i wróciła do swoich obowiązków.

---------------------------------------------------------

Grabarz Jess najlepszy pod grobem.

Dead By Daylight - ,,Zło Konieczne"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz