AKT I cz. 5 Równonoc 2/4

4 1 0
                                    

dzień po równonocy; południe

Ana wysiadła z taksówki, wzięła swoje rzeczy i szukając po kieszeniach klucza, podeszła do drzwi na klatkę schodową. Blok znajdował się na ładnym, wybudowanym kilka lat temu osiedlu. Rodzice Daniela wynajęli mu to mieszkanie siedem lat temu, kiedy przeniósł się do Los Angeles w celu "cieszenia się młodością."

Weszła po schodach na czwarte piętro, do mieszkania numer dziewiętnaście. Zapukała, ale odpowiedziała jej tylko głucha cisza. "Gdzie on się, do cholery, podziewa?" Nadal nie mogła skontaktować się z chłopakiem i teraz była równie zaniepokojona, co wkurzona. Weszła do domu, szukając jakiejś kartki z informacją albo innych wskazówek. Nic nie znalazła, choć ich łóżko wyglądało, jakby nikt w nim nie spał tej nocy. Wysłała do kilku znajomych wiadomość z pytaniem, czy nie wiedzą co robi Daniel, po czym uznała że więcej teraz i tak nie zdziała i poszła wziąć długą, gorącą kąpiel. Dzwonić do jego rodziców postanowiła tylko w ostateczności.

Dokładne umycie się i doprowadzenie do stanu używalności po postrzale i pobycie w szpitalu zajęło jej prawie trzy godziny. Po raz kolejny dziękowała bogom, że oprócz bujnych, rudych włosów na głowie, całe jej ciało było pozbawione nawet jednego włoska, więc nie musiała martwić się depilacją. Zapewne miała to w genach, ale nie znała nikogo, kogo mogłabym zapytać - była sierotą, całe dzieciństwo spędziła na ulicy, w domach dziecka i rodzinach zastępczych. Twarzy swoich prawdziwych rodziców nawet nie pamiętała.

"Nadal żadnych wieści od Daniela. Powinnam dzwonić na policję?" myślała, odkładając telefon i zakładając stringi. "Zaraz, przecież ja jestem z policji." uświadomiła sobie absurdalność tej sytuacji, szukając w szafie wygodnych dresów.

Oto ona, policjantka która (w jakiś sposób) znalazła i zabiła najbardziej poszukiwanego zabójcę od lat, nie mogła znaleźć swojego chłopaka. Erena też jeszcze nie namierzyła - z tego wszystkiego zapomniała zapytać Theo.

Zakładała właśnie bluzę, kiedy usłyszała dźwięk kroków na schodach. Po chwili ktoś przekręcił klucz w drzwiach. Po cichu wyszła z pokoju i stanęła twarzą w twarz ze swoim jednak-nie-zaginionym chłopakiem.

Twarz Daniela przybrała wyraz bezgranicznego zdziwienia. Ana częściowo usłyszała, częściowo wyczuła jak jego serce gwałtownie zaczyna bić szybciej, a przez tętnice prowadzące do mózgu zaczyna płynąc dużo więcej krwi.

- Kochanie! Czemu ty... co ty tu robisz? Myślałem że jesteś w szpitalu?

- Oh, też się cieszę że cię widzę, słońce. - nie była pewna czy powinna rzucić mu się na szyję czy dać mu w pysk. - Jak widzisz, wyszłam wcześniej. Bardziej mnie ciekawi, gdzie ty byłeś? Od rana dzwonię i piszę a ty nie odbierasz! Nikt nic nie wie, żadnej wiadomości! Wiesz jak się martwiłam?! I co to za zdziwienie? Przeszkadzam ci w czymś, przepraszam?!

- Nie nie, skądże misiaczku, po prostu nie spodziewałem się, że tak szybko znowu cię zobaczę. Wczoraj wpadłem na znajomego, jeszcze z podstawówki i jakoś tak się zgadaliśmy i poszliśmy do niego popić i porozmawiać. Telefon mi padł, a on miał inną ładowarkę więc nie miałem jak go naładować, to dlatego nie odbierałem. Tak się cieszę że już jesteś! - podszedł i przytulił się do niej. Uśmiechnęła się i oparła głowę na jego ramieniu. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Pachniał wodą po goleniu, winem, potem i...

- Mówisz, że byłeś z kolegą, tak? U niego w domu czy balowaliście na mieście? - zapytała, starając się przybrać możliwie miły i naturalny ton.

- U niego, było trochę piwa, jakaś wódka, więc nie mieliśmy po co wychodzić.

- No to jego żona musiała być przeszczęśliwa, że sprowadził jakiegoś obcego faceta i chlali cały dzień.

Night Hunters [stara wersja; porzucona]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz