Rozdział 23.

792 74 13
                                    

Gdy tylko wjechał do lasu, poczuł się dziwnie, ale szybko odpędził od siebie te myśli.

W dalszym ciągu nie wiedział czy starzec nie próbuje go zwieść i nie szykuje żadnej zasadzki, więc wolał na wszelki wypadek być czujnym.

Nagle zobaczył postać pod drzewem, która siedziała przy ognisku, ale był w sporej odległości i nie widział kto to.
Do tego postać była niewyraźna i gdy się dostatecznie zbliżył, ten ktoś się poruszył.

Artur zatrzymał się i zszedł z konia.

Wyciągnął miecz i podszedł bliżej.

Może to Sasi? A może ktoś zabłądził?
Tak czy inaczej wolał być ostrożny.

A może to...

Wstrzymał na moment oddech, a gdy postać wyłoniła się zza drzewa, poczuł lekkie uczucie zawiedzenia.

- Nie rób mi krzywdy, młody człowieku -odezwała się wystraszona staruszka, wyrywając go z zamyślenia -Zbieram tylko chrust na zimę.

Miała na sobie bordowy płaszcz i kaptur na głowie, spod których wystawały długie, siwe włosy. Lekko przygarbiona opierała się na drewnianej lasce.

- Spokojnie -schował szybko miecz -Z mojej strony nie spotka cię nic złego. Możesz iść w swoją stronę.

Przez chwilę miał nadzieję, że to...

Że jednak czarownik mówił prawdę.

Ale na co on głupi liczy...

Potrząsnął szybko głową, żeby odpędzić tę myśl, bo wiedział, że nie może dać się tak łatwo wciągnąć w tą grę.
Przecież gdyby żył na pewno jakoś wrócił by do Camelotu, a jeśli tego nie zrobił, to chyba odpowiedź jest oczywista.

Jednak nasuwało mu się pytanie, co by starzec zyskał okłamując go? Po co kazał by mu tu przyjść?

Chyba, że to... Zemsta?! Za to jak traktował czarowników i tępił magię, mógł zagrać z łatwością na jego emocjach, bo wiedział jak go tu ściągnąć.
Ale gdyby tak było, to smok, a przede wszystkim Gaius nie wysłałby go z Merlinem do niego, chyba nie kazali by się pchać w zasadzkę?

Poza tym, to, że idzie sprawdzić czy mówi prawdę, nie oznaczało jeszcze, że wierzy w to wszystko.

- Chwilę usiadłam odpocząć, więc możesz się ogrzać, bo widzę, żeś strudzony podróżą -wskazała ręką miejsce przy ogniu, wyrywając go z rozmyślań.

Artur podziękował i usiadł naprzeciw kobieciny.

- Co cię sprowadza do tego lasu, młodzieńcze?

- Sam nie wiem... -spotkał jej zdziwione spojrzenie, więc dodał pospiesznie - szukam kogoś...

I zaraz wydało mu się to dziwne.

Szukać kogoś, kogo już dawno nie ma?
Idzie, bo? Bo czarownik mu tak powiedział? Idzie tam, chociaż widział jak umiera?
Przecież wiedział, że czarownicy są przebiegli, więc dlaczego tak łatwo dał mu się przekonać?

Może dlatego, że mimo wszystko, przez te wszystkie lata tliła się w nim nadzieja. I, że tak naprawdę chyba nigdy jej nie stracił.

-Czego się boisz? -usłyszał pytanie i spojrzał na kobietę, która wpatrywała się w niego - Jeśli w coś wierzymy jest to możliwe.

Problem w tym, że Arturowi trudno było uwierzyć w wiele rzeczy, zwłaszcza takich, które nie dało wytłumaczyć się w sposób racjonalny. Pamiętał jak Merlinowi przychodziło to z łatwością i uważał wtedy, że jest zbyt naiwny.

Przygody Merlina. Choroba Merlina.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz