Sobota nadeszła stanowczo zbyt szybko. Pola ledwo miała w ciągu tych kilku dni czas dla siebie, bo spędzała niezliczone godziny w bibliotece, ucząc się na sprawdziany oraz próbne matury i jednocześnie próbując oglądać na Youtubie tutoriale dotyczące podstaw pływania. Patrzenie, jak inni to robią, nie wzbudzało w niej (na szczęście) żadnych ataków paniki, powtarzanie ich ruchów również nie, więc powoli, lecz nieuchronnie zaczęła w niej kiełkować nadzieja. Dlatego nie zdecydowała się na skorzystanie z rady Ofelii i postanowiła zaczekać do wtorku, kiedy to mieli całą klasą udać się po raz pierwszy na basen.
Obiad u Białków był w tym wszystkim odskocznią od myśli wirujących wokół pływania, więc Pola skwapliwie skorzystała z okazji. Specjalnie na to wyjście założyła nawet swoją ulubioną brązową sukienkę w kwiatki i dżinsową bluzę do kompletu. Wieczór zapowiadał się dość chłodny, więc mogła sięgnąć po ciepłe buty oraz kurtkę w baranki.
Białkowie mieszkali na obrzeżach miasta w małym, jednorodzinnym domku otoczonym niewielkim ogrodem. Pola z zachwytem przyglądała się kwitnącym przed frontową ścianą kwiatom i niewysokim drzewkom; wszystkie były starannie zadbane i nosiły już ślady jesieni w postaci zabarwionych na czerwono lub żółto liści. Szczególnie ładnie prezentował się płożący kratkach przytwierdzonych do ściany bluszcz, skąpany w lśniącym, karmazynowym kolorze. Krótko mówiąc, domek wyglądał jak wzięty z jakiejś bajki.
Ania okazała się niewysoką kobietą z kręconymi, ciemnymi włosami okalającymi twarz i oczami w charakterystycznym, brązowym kolorze. (Zadziwiająco znajomym). Prostokątne okulary w ciemnoczerwonych — burgundowych, jak stwierdziła Pola — oprawkach dodawały jej uroku, podobnie jak delikatna srebrna biżuteria dobrana do butelkowozielonej sukienki. Sukienka ta zresztą doskonale uwydatniała figurę klepsydry, którą kobieta nadal mogła się poszczycić pomimo czterdziestki na karku. Jej mąż wyglądał równie dobrze, trochę jak wycięty z okładki magazynu mody: miał na sobie skrojony na miarę garnitur, białą koszulę, a szczególną uwagę zwracała szopa jasnych włosów na jego głowie. Przedstawił się jako Marek i kazał Poli mówić sobie po imieniu, podobnie jak Ania.
Pola z niejaką niecierpliwością wyczekiwała przyjazdu ich syna, trochę zaintrygowana, trochę nieufna. Jej matka opisała go jako odnoszącego sukcesy informatyka, wiecznie siedzącego przy komputerze lub wychodzącego gdzieś z kolegami, więc Pola w gruncie rzeczy nie spodziewała się fajerwerków. Zupełnie nie znała się na technologii i nie mogła z nim porozmawiać na ten temat. Jej sukces ograniczał się do kupienia sobie nowego komputera, zatem jeśli ten chłopak okazałby się typowym przedstawicielem informatycznego gatunku... No, to nie wróżyło dobrze ich kontaktom. Może jednak obiad przygotowany przez Anię to całkiem zrekompensuje, bo już z powodu samych zapachów dolatujących z kuchni ciekła ślinka.
W końcu dał się słyszeć trzask otwieranych drzwi wejściowych, więc Pola, dotychczas obserwująca zamieszanie w kuchni, odwróciła się — i momentalnie zamarła, niedowierzając temu, co widzi. Nowoprzybyły także na chwilę znieruchomiał, lecz wreszcie się szeroko uśmiechnął.
— No, co za zbieg okoliczności! Dzień dobry, dziewczyno od kasztanów.
— Pola, kochanie, czy mogłabyś zanieść te talerze do jadalni...? Kacper! Już myślałam, że się w ogóle nie zjawisz. Fajnie, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością.
Zdawało się, że Ania udusi syna swoim uściskiem, co Kacper zniósł ze stoickim spokojem. Poklepał matkę po plecach i przeniósł uwagę na stojącą nadal pośrodku korytarza Polę. Dziewczyna nadal nie mogła wyjść z szoku, więc nawet nie odważyła się spuścić z niego wzroku. Jego oczy wydawały się ciemniejsze w słabo oświetlonym korytarzu (musiał je zresztą odziedziczyć po Ani), gdy podchodził bliżej, wciąż z tym samym uśmiechem — nie kpiącym, ale zadziwiająco ciepłym. Nie miał jednak na sobie bluzy i dżinsów, ale koszulę i krawat, zadziwiająco do niego pasujące. Tak samo jak wtedy, w kawiarni, wyciągnął do Poli rękę.
CZYTASZ
Symfonia w filiżance | ✓
عاطفيةPrzepis na udaną jesień: mieszanka najlepszej w mieście herbaty, ciepły kocyk, pieczone kasztany, jazzowa muzyka, dużo książek, kakao. I może jeszcze szczypta zupełnie niespodziewanej miłości.