12. December

99 6 2
                                    

__________________________
Czwartek 🏒
Dzień meczu hokejowego.

Nie wyspałam się to oczywiste.
Rano, za nim moja mama wyszła do pracy poprosiłam ją abym dziś nie szła do szkoły bo chcę być na meczu Johna. Normalnie by się na to nie zgodziła ale, że wczoraj wróciła późno i była bardzo zmęczona to rano nie miała siły mi odmówić.

Obudzenie się z Johnem w jednym łóżku było dla mnie uspokojeniem wszystkich myśli. Czułam przyjemne ciepło, które mi dawał otulając mnie. Miałam wrażenie, że to ja bardziej się stresuję niż on.

Równo o ósmej zerwaliśmy się
z łóżka. John przywiózł do mnie wszystkie potrzebne mu rzeczy na dziś. Poszliśmy do kuchni aby zjeść śniadanie. Ze stresu nie mogłam przełknąć ani gryza. Wypiłam tylko herbatę i zjadłam łyżkę jogurtu.

O dziesiątej miało zacząć się rozpoczęcie zawodów. Odbywać się będzie w szkole u Johna bo nasza szkoła nie ma tak dobrego lodowiska.

John poszedł jeszcze się przewietrzyć przed wyjściem a ja poszłam na górę aby się ubrać. Wybrałam różowy golf, czarne jeansy i katanę. Do tego czarne botki i szalik. Włosy zostawiłam proste.

Gdy John wrócił byłam gotowa aby jechać. Około godziny dziewiątej byliśmy na miejscu. Cała drużyna z Panem Corleyem była już w szatni.
John poprosił mnie abym weszła tam razem z nim. Zgodziła się, po czym złapał mnie za rękę i prowadził w jej stronę.

Po wejściu mój wzrok spotkał się z nagimi klatkami chłopaków co było trochę nie komfortowe.

John: Ubierać się! Nie widzicie, że mamy gościa!
Drużyna: Tak jest kapitanie!
Pan Corley: Dzień dobry Molly i panie kapitanie Johnie!
John: Zobaczymy czy dobry!

John zaczął rozgrzać w chłopakach ducha walki. Mówił im gdzie są i dlaczego tu są. Że gdyby byli słabi nie było by ich tutaj. Że poradzą sobie w każdym podaniu. I że doprowadzą cała drużynę do zwycięstwa.

Sama dodałam coś od siebie. Powiedziałam, że nie ważne co się wydarzy i tak będą wygranym.

W szatni wzniosły się głośne okrzyki drużyny. Było w nich tyle mocy, że tego nie dało się opisać.

Zostawiłam chłopaków samych w szatni i poszłam z trenem na rozmowę.

Trener Corley: Molly czy chciałabyś towarzyszyć mi w oglądaniu meczu?
Ja: Oczywiście!

Usiadłam w loży dla trenerów bardzo blisko lodu. Obok tej loży była za raz ławka rezerwowa.

Co raz więcej osób zbierało się na trybunach. A czas leciał nieubłaganie szybciej. Do hali przybyli również moi znajomi, którzy zasiedli nie daleko.

Robiło się głośniej i tłocznej przez co trudno było wypatrzeć jakąś znajomą twarz w tłumie. Siedząc w loży dostałam wiadomość od Liama, że są z Theo na trybunach. Stres powoli schodził lecz gdy ogłoszono, że do meczu zastał dziesięć minut emocje weszły na najwyższy poziom.

Siedziałam razem z Panem Corleyem i z niecierpliwością czekałam na początek.

Nastał ten moment gdy chearliderki weszły na lód i zaczęły powitalny układ. Po tym na boisko weszła drużyna z mojej szkoły a następnie drużyna John'a.

Wszyscy zawodnicy rozstawili się na swoich miejscach. Nagle rozległ się gwizdek i zaczęła się gra.

Pierwszy krążek przejęła drużyna Johna. Kierowali się szybko jak strzała do bramki gdy nagle odebrano im krążek. Szybko do ataku wystartował Giorgio i odebrał z rąk mojej szkoły krążek, który sprawnie podał Johnowi. John bez żadnych ograniczeń pędził prosto do bramki.
Gol 1:0 dla Toronto school!
Po tym zagraniu od razu John spojrzał w moją stronę szeroko się uśmiechając.
Kolejne trzy bramki była nasze. Kolejne dwie strzeliła moja szkoła a do końca meczu zostało tylko pięć minut. Chłopaki starali się jak mogli szli cios za ciosem. Przyjęcie przez Darwina, podanie do Giorgia, precyzyjne kolejne podanie do Johna i gol! W ostatniej chwili przed końcem chłopaki z Toronto School zdążyli wbić cztery bramki. Rozbrzmiał gwizdek a sędzia uniósł tablice wyników do góry. 7:2 dla drużyny Johna. Wygrali byłam z nich ogromnie dumna.

DECEMBER CHRISTMAS LOVE//GRUDNIOWO ŚWIĄTECZNA MIŁOŚĆ [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz