Obiad, na który został zaproszony Maverick Scarlatti, choć smaczny i wykwintny, przebiegał w iście grobowej atmosferze. Jean - Henri siedział na swoim miejscu, z naburmuszoną miną, stanowiącą jasny komunikat, iż Maverick jest persona non grata w jego, pana domu, własności. Milczała również i Anna, żona Jeana - Henriego, oraz ich przychówek.

Dłubali w talerzach, prawie niczego nie jedząc. Czasami tylko, któreś z nich, posyłało mu spłoszone spojrzenie. Ale Maverick nie zamierzał ustąpić, nie teraz, gdy już zaszedł tak daleko... Obiecał Jaquesowi, iż w zamian za pewną przysługę, wyświadczoną Maverickowi przez niego właśnie, odwdzięczy się mu. Tak, jak prosił Jaques, Maverick przywiezie Marie - France do Nowego Yorku, bo tamten  stanowczo za długo na nią czekał.

– Panno LeBlanc? – zauważył, że młoda kobieta lustruje wzrokiem całą jego postać. 

– Słucham? – nie była ani odrobinę speszona, że została przyłapana na gorącym uczynku.

Ale ogień gniewu, tlący się w jej oczach coraz mocniejszym płomieniem, mógł  świadczyć coś zupełnie przeciwnego. Nie wyglądała, jakby miała zamiar przeprosić. 

– Dziwię się, że osoba o pani elokwencji, w mojej obecności, milczy jak grób – tymczasem Maverick, nie wiedzieć, czemu poczuł ogarniającą go irytację.

Co za rozpuszczone dziewuszysko! Czy we Francji tak traktuje się gości?

– Nie znamy się! – niemal na niego warknęła. – A tak poza tym, to uczono mnie, że z pełną buzią się nie rozmawia...

– Nie ma powodu, byśmy się nie poznali – argumentował mężczyzna, nie zwracając uwagi na nadąsaną minę narzeczonej. – Może poleciałabyś ze mną w najbliższy weekend do Stanów?

– Po moim trupie! – Jean - Henri postanowił zabrać głos w dyskusji. – Nie pozwalam, nie jesteście jeszcze po ślubie!

– A ja nie powiedziałam jeszcze tobie sakramentalnego  "tak"– dodała Marie z przekorą.

– To może pan, monsieur LeBlanc, poleci z nami, w charakterze przyzwoitki? – Maverick świadomie użył zjadliwego tonu, by podrażnić się z głową rodziny i panem tego domu, w którym spożywał akuratnie posiłek.

– Może powinienem, szanowny panie Scarlatti? – odburknął mu Jean-Henri. – Przyzwoitka! Też coś! Marie nigdzie nie poleci bez mojej zgody! Zrozumiał pan?

– Słuch mi nie szwankuje, monsieur LeBlanc! – zwycięstwo musi być okupione wysiłkiem, pomyślał Maverick, nie poddając się. – Przecież, na litość Boską, nie zamierzam w żaden sposób skrzywdzić pańskiej córki! Zależy mi jedynie, byśmy...

– Już ja wiem, na czym panu najbardziej zależy, Scarlatti! Ale niech pan zapyta narzeczoną, czy w ogóle podziela pański entuzjazm! – oczy Mavericka, skupiły się na obserwowaniu reakcji Marie, na jego słowa.

Nowy York? Manhattan z jego drapaczami chmur? Marie pragnęła w bliżej nie określonym "kiedyś" odwiedzić USA, poznać amerykańską kulturę... Ale nie z Maverickiem, bufonem i paskudnym arogantem, który uważał, iż wszystko mu się należy i każdy, absolutnie każdy bez wyjątku, musi podporządkować się jego woli!

Dom na Przeklętym WzgórzuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz