– Marie? – Maverick zauważył, że przyszła teściowa dyskretnie zostawiła ich dwoje sam na sam.
Pod jakimś drobnym pretekstem weszła z powrotem do domu, bez jej obecności Marie poczuła się odrobinę niepewnie. Do tej pory to Anna niekiedy pozwalała sobie na podejmowanie w sprawie najstarszej pociechy najtrudniejszych decyzji, oszczędzając córce zachodu z tym związanego. Teraz dała Marie delikatnie do zrozumienia, że te czasy minęły bezpowrotnie.
Młoda kobieta zaczynała życie na własny rachunek i chyba nie było by źle, gdyby sama nauczyła się rozwiązywać swoje problemy? Niechby odpowiadała w stu procentach za podjęte decyzje, w końcu Anna nie zostawiła ją na pastwę losu! Marie znalazła okrężną drogą mężczyznę, który będzie dla niej oparciem w trudnych sytuacjach, a jeśli zajdzie taka konieczność - zawsze by mogli... Tak, zawsze mogliby powiedzieć jej i Jaquesowi w czym problem.
Ech, tyle czasu jeszcze przed nimi! Tyle wspólnie spędzonych lat, radości i trosk, blasków oraz cieni... Jeśli naprawdę łączy ich dobre, stabilne uczucie, nie przegrają samych siebie. - Z tą myślą, która już wcześniej krążyła jej po głowie, Anna zaszyła się w przytulnej i pachnącej przyprawami kuchni.
Tam znalazł ją Jaques, zadumaną i cichą.
– Przyszedł? – miał na myśli Mavericka, a gdy spojrzała na niego nieprzytomnym spojrzeniem, pomyślał, że stało się coś złego i niespodziankę Scarlattiego szlak trafił.
– Co mówiłeś? Mógłbyś powtórzyć? Przepraszam, nie słuchałam. – Anna podniosła na Jaquesa smutny wzrok, a w oczach zabłysnęły jej łzy.
– Czy jest już Maverick? – powtórzył Jaques, zastanawiając się czy to aby nie przyszły zięć jest powodem smutnego nastroju jego Anny.
Ale co tym razem zmalował młody Scarlatti? Co znowu wymyślił on albo na jaki pomysł, byle nie doszło do ślubu, wpadła ich Marie? Nie dał rady za nimi nadążyć...
Raz tak, raz siak.
– Tak, Maverick jest od kwadransa i wpatruje się w naszą córkę jak w obrazek. Zostawiłam ich samych. Pomyślałam, jak szybko pędzi czas i że dawno nadeszła pora, bym nie trzymała Marie pod kloszem. Jest dorosła, ale dla mnie to i tak stanowczo za szybko wyfrunie z gniazda, Jaques. Kiedy minęły te wszystkie lata, które chcieliśmy spędzić razem?
– Zostało ich jeszcze trochę – oznajmił mężczyzna i zaczął nerwowo przetrząsać kieszenie swoich spodni. – Mam! – Wykrzyknął triumfalnie, gdy znalazł to, czego szukał.
– Jaques? Co ty kombinujesz?
– Poczekam do dnia, gdy skończy się czas waszej... twojej żałoby i ani chwili dłużej! Przepuściliśmy czas przez palce, za długo czekałem... No i dlatego proszę teraz ciebie, moja Anno, byś nie odprawiła mnie z kwitkiem. Wyjdziesz za mnie, gdy zakończysz żałobę po Jeanie? – dopiero teraz dostrzegła, że Jaques trzyma w dłoni niewielkie błękitne pudełeczko, a na aksamitnej poduszeczce spoczywa pierścionek.
Ten sam, o kupnie którego marzyli przed laty, ale nie pozostawał w ich zasięgu finansowym.
– Mój Boże! – wykrzyknęła zaskoczona. – Nie jesteśmy za starzy na małżeństwo? W naszym wieku ludzie częściej się rozwodzą niż pobierają.
– Nie obchodzą mnie inni, ale ty, moja Anno! Wiem, że wszystko dzieje się może ciut za szybko, ale jak długo jeszcze mamy kazać szczęściu czekać ?
Aż znajdziemy się nad grobem?
Nie chcę cię stracić, najdroższa, jesteś bowiem najlepszym oprócz Marie, co mnie spotkało w życiu. Kocham ciebie i nigdy nie przestanę kochać. Wykorzystajmy naszą szansę jak najlepiej. Co ty na to? – Jaques przestraszył się, że Anna mu nie uwierzyła, że go zostawi.
Spuścił wzrok, ale gdy poczuł, że Anna na niego patrzy, znów się wyprostował.
– Zgadzam się, Jaques. Nie czekajmy chwili, co ja mówię, sekundy dłużej! Gdy tylko żałoba się zakończy, pobieramy się. Tylko nie próbuj mi uciec, ani nie zmieniaj zdania! – szczęśliwa, że długo wyczekiwane szczęście stało się wreszcie ich udziałem, pozwoliła, by Jaques wsunął jej na serdeczny palec przepiękny pierścionek zaręczynowy.
Niespodzianka się udała. Nareszcie!

***
– Marie,  mam dla ciebie niespodziankę – oznajmił Maverick z lekkim wahaniem w głosie po czym przesunął się w bok i teatralnym,  zamaszystym gestem wskazał na torby z logo znanej firmy, które stały sobie w szeregu przy składanym stoliku z plastiku.
Dopiero wówczas zrozumiała, że większość tych uznanych w świecie mody marek należy do producentów bielizny, butów i kreacji haute couture.
Przecież to kosztowało ciebie... – Marie zawiesiła na moment głos, totalnie zaskoczona.
Niby Maverick nie chodował węża w kieszeni,  jeśli o to chodziło, ale przecież i tak musiał sporo wydać na zakupy.
– Było warto  – stwierdził z tym swoim zagadkowym uśmieszkiem na twarzy, a po krótkim milczeniu dodał. –  Nie obejrzysz prezentów? A tak się starałem!
– Wiem, Mave – po raz pierwszy to ona obdarowała go pocałunkiem, zrazu nieśmiałym i niepewnym, potem stopniowo coraz to śmielszym.
– Pomogę tobie wnieść te wszystkie tobołki do domu, ale obejrzysz je sobie później, bo musimy gdzieś pojechać. I, uprzedzając twoje pytanie, nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo. To kolejna część niespodzianki – Maverick uśmiechnął się szeroko, gdy narzeczona oderwała swe wargi od jego ust.
Wziął do ręki kilka pierwszych z brzegu pakunków, Marie poszła w jego ślady. Szybkim chodem przemierzyli hol i schody prowadzące na piętro. Zostawili pakunki w pokoju gościnnym Marie, po czym Maverick przypomniał jej o konieczności pośpiechu.
– Nie wiem,  czy zauważyłaś, ale nasi goście mogą zacząć się niecierpliwić.
– Myślałam, że to raczej kameralna niespodzianka? Przynajmniej tak utrzymywała mama.
– No trochę się pomyliła. Ale chodźmy już! – Maverick wyszczerzył się w jeszcze szerszym uśmiechu.

Dom na Przeklętym WzgórzuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz