Anna LeBlanc próbowała jeszcze raz dodzwonić się do Marie,  ale wynik jej działania był taki sam: połączenie nieodebrane. Intuicja matki podpowiadała jej różne czarne scenariusze: może miała wypadek, ktoś ukradł jej telefon? Bo na pewno nie jest na tyle zajęta Maverickiem, żeby zapomnieć o rodzinie?
Chociaż, kto tam wie... Spędziła kilka miesięcy w USA i w ogóle ani nie dzwoniła, nie napisała głupiego SMS-a, o mailu nie wspominając, nie zainteresowała się, co dzieje się z matką,  rodzeństwem, ojczymem! Nawet na pogrzebie zjawiła się na chwilę i wyszła od razu, nie zamieniwszy z nikim słowa. Co Anna miała więc myśleć o przykrej dla niej sytuacji?
Zjawiła się również i Jaques.  Oboje, córka i ojciec, stali razem,  z daleka obserwowali całą ceremonię na cmentarzu i chyłkiem umknęli przy pierwszej lepszej okazji. Ale czego Anna mogła się spodziewać? Że Jaques zrobi sam z siebie idiotę i ledwo jego brata złożą do grobu, on wpadnie z rozkoszą w jej stęsknione ramiona? O czym ona w ogóle rozmyśla? Jak jej nie wstyd? Przecież Jean jeszcze w mogile nie okrzepł, a ona... Nie byli może kochającym  się małżeństwem z Jeanem, ale łączyło ich prawdziwe przywiązanie oraz troje dzieci. Natomiast Jaques prawie się nie zmienił, oprócz lekko siwiejących na skroniach włosów.  Tak, każdemu z nich dwojga przybyło lat i życiowych doświadczeń i to nie tylko tych miłych oraz przyjemnych.
Dlaczego Marie nie dzwoni, nie przyjdzie odwiedzić rodzinę? Czy to Jaques trzyma ją z daleka od Anny i trojga Młodszych? Aż tak bardzo  zmieniło młodą amerykańskie życie na koszt ojca, czy też narzeczonego, że wykreśliła ich ze swojego życia?
Doprawdy!
– Mamo? – Marc zajrzał do kuchni,  gdzie siedziała na wysokim stołku przy blacie, i pomyślał nie bez kozery, że matka tęskni za mężem. Może czuła by mniejszy żal, gdyby umarł normalnie, a nie ze swojej własnej ręki? Szybciej by się pogodziła z normalnym odejściem ojca Marka na drugą stronę ?
Ból po stracie ukochanej osobie, po jej ostatecznym i nieodwołalnym odejściu potrafi porządnie podciąć skrzydła i sprawić, że świat jawi się wyłącznie w czarnych barwach. To kop w tyłek od życia, taki porządny.
– Słucham, synu – Anna LeBlanc odwróciła głowę do niego.
– Nie martw się, mamo – Marc podszedł bliżej, wciąż mówiąc. – Wszystkim nam jest trudno, ale musimy iść dalej i naprzód, powinniśmy się wspierać. Nie cierpieć w samotności.
– Wiem,  Marc...– Anna rokleiła się totalnie, gdy spojrzała synowi w oczy.
Odziedziczył szare, wręcz sztormowe, tęczówki po swym ojcu, Jeanie. Tyle wspomnień,  gorzkich i bolesnych, ale i miłych, łączyło się z mężem. Byli razem, dzielili drogę życia przez dobrych kilkanaście lat! Nie da się tego zapomnieć zbyt szybko i po prostu wymazać z pamięci, tak jak obrazu smutku z  twarzy Jaquesa, gdy się z nią żegnał przed podróżą do Ameryki.
– Będzie lepiej... – objęli się w tym swoim smutku, i razem trwali w milczeniu.
W końcu Anna zwierzyła się Markowi,  że nietypowe zachowanie Marie spędza jej sen z powiek i nie pozwala na normalne funkcjonowanie. On też się martwił,  że siostra milczy i nie interesuje się już rodziną. Nie znajdował słów, by wyrazić obawę,  że tak już zostanie na zawsze.
– Gdzie się zatrzymali?
– Kto?
– Marie,  wujek Jaques oraz ten cały Scarlatti, który...? Ech, nie ważne, co zrobił. Tacie nie wrócą życia żale ani narzekanie. Złożymy  im wizytę,  jeszcze nie jest późno.
– Ale....
– Żadnych ale, mamo! Ubieraj się,  wychodzimy. Koniec, kropka!

Dom na Przeklętym WzgórzuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz