Marie wiedziała o nieobecności Mavericka tylko tyle, ile powiedział jej jeden z jego służących. Że pan Scarlatti pojechał gdzieś z bratem i nie wiadomo, kiedy obaj wrócą. Służący miał na tyle niewyraźną minę, iż Marie szybko doszła do wniosku, że facet coś wie, ale nie zamierza podzielić się z nią swoją wiedzą.
Pewno to Scarlatti nakazał mu milczeć i nie mleć jęzorem na prawo i lewo. Dała więc za wygraną, Maverick wróci, gdy uzna to za słuszne.
– Kocham takie sytuacje! – mruknęła do siebie, niezadowolona, albowiem nie lubiła sekretów i tajemnic.
Miała ich pod dostatkiem w Chateau LeBlanc, od chwili poznania prawdy, na temat swego biologicznego ojca od samego Jaquesa. Nie znosiła, gdy cokolwiek było nieklarowne i niejednoznaczne. Z chwilą, z którą postawiła swą stopę na amerykańskiej ziemi i gdy inni zdecydowali za nią, że już nie wróci do Francji, spaliła za sobą wszystkie mosty. Nieodwracalnie i bez prawa do zmiany zdania.
Nie chciała, żeby rodzeństwo o niej zapomniało, lecz, jednocześnie, chciała poznać bliżej Jaquesa, dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Pogrążona w ponurych rozmyślaniach, nie zauważyła nadejścia głównego zainteresowanego.
– Dzień dobry, Marie – powiedział na powitanie i zajął miejsce na obitej czerwonym pluszem, kanapie tuż przy oknie w pokoju dziennym. – Coś się stało?
– Dopiero może się stać, jeśli Maverick wróci i nie dostanę od niego wiarygodnego wytłumaczenia jego nieobecności! – stwierdziła Marie, i się rozpłakała. – Wczoraj zabrał Williama i ... Gdzieś pojechali, tuż po mojej kłótni z Maverickiem... A jeśli mój narzeczony, puścił się w tango z jakąś... Ładniejszą ode mnie? – chlipała młoda kobieta, ogarnięta smutkiem.
– Nie bądź niemądra! On, Mave, bardzo cię kocha, Marie! – Jaques starał się brzmieć wiarygodnie, ale nie potrafił być takim, nawet wobec samego siebie.
– Czy wiesz dokąd pojechał Maverick? Nikt nie chce mi niczego zdradzić, a ja czuję że zaraz ogarnie mnie szaleństwo, jeśli nie poznam prawdy.
– Wiem – odpowiedział w końcu Jaques, niechętnie.
– Gdzie on jest i dlaczego jeszcze nie wrócił? On kogoś poznał, prawda?
– To z tobą się ożeni, a nie z przygodną panienką, poznaną w klubie – zabrzmiało to tak jakby Maverick traktował Marie jako swego rodzaju odskocznię i kombinował za jej plecami, jak złapać dwie sroki za ogon i nie pozwolić żadnej z nich odlecieć.
– Co za człowiek! – Marie rozpłakała się jeszcze bardziej, bo właśnie marzenia o szczęśliwej stabilizacji u boku narzeczonego oraz o stworzeniu z nim rodziny, runęły jak domek z kart. – Nie chcę go więcej widzieć, nienawidzę drania!– Witaj, Jaques i ty, Marie, również – powiedział Maverick, wchodząc do pokoju dziennego, bo tam, według słów służącej, miał zastać oboje.
– Dzień dobry, signore Scarlatti – nie mogła użyć bardziej lodowatego tonu, odwracając się do niego plecami, więc Maverick zastanawiał się, co tu się wydarzyło, gdy zniknął.
Jaques ostrzegł swego ulubieńca wzrokiem, by na razie o nic nie pytał i poczekał aż Marie sama zechce nawiązać rozmowę. Ten uniósł wyżej brew, ale nie potrafił zdobyć się na odwagę i szczerze zapytać o przyczynę złego humoru. A jeśli to coś poważnego i kobieta jego marzeń po prostu odejdzie w siną dał? Dlaczego???Przy wieczornym posiłku, przy stole, toczyła się nie zobowiązująca rozmowa o " wszystkim i o niczym". Na kolację przyszedł również Vittorio Scarlatti, bardzo ciekawy narzeczonej pierworodnego syna. William spoglądał to na jedno, to na drugie, ale o ile z twarzy Marie dało się wiele wyczytać– oprócz miłości do Mavericka. To twarz brata przypominała kamienną maskę.
– Chciałem was na moment przeprosić – powiedział Maverick, i raźnym krokiem opuścił jadalnię.
– Dokąd on znów poszedł? – Marie niczego już nie rozumiała. – Ostatnio mojemu narzeczonemu coraz częściej zdarza się znikać bez przyczyny!
Zapanowała cisza, nikt jej nie odpowiedział. Zdenerwowana i zawiedziona kolejnym wyskokiem Mavericka, zamierzała wyjść z jadalni i cholernie głośno trzasnąć drzwiami, ale w tej samej chwili, gdy podnosiła swoje siedzenie z krzesła, drzwi znów się otworzyły, pchnięte dłonią Paskudnego Mavericka.
Stanął w progu, sam, we własnej osobie.
– Wszyscy wyjść! – nakazał władczo, jak to miał we swoim zwyczaju. – Nie, Marie, ty zostaniesz, bo mamy sporo do obgadania...
CZYTASZ
Dom na Przeklętym Wzgórzu
RomancePrzepiękną okładkę do tego opowiadania, wykonała dla mnie : Zuzeczek_x_ Polecam!!! Wspaniały zwiastun wykonała dla mnie: dangerousguns /wattpad @bieberplash/ Twitter (jedna osoba)- gorąco polecam!!! Ile byś poświęcił, by zatrzymać to, co dla ciebie...