Rozdział 17

11 3 0
                                    

„Tell me how I'm meant to beIt's better if it's not up to meShow me where I'm meant to goI think I'm better off if I don't know"
***


W mieszkaniu mężczyzny wszędzie wisiały zdjęcia. Przyklejone niedbale, lekko trzymające się na niewielkim kawałku taśmy klejącej, poruszane były przez wiatr, który pewnie mógłby zmieść je wszystkie tylko jednym, silniejszym podmuchem.

Niektóre przedstawiały zmasakrowane, rozczłonkowane ciała, zostawione na zapomnienie i zgnicie gdzieś tam, na brudnej, zakurzonej ogrodzie. Inne z kolei ukazywały niewielki, ciasny, ciemny pokój. I różne zamknięte w nim narzędzia tortur. Tak, było ich bardzo duże. Wszystkie noszące na sobie ślady intensywnego użytkowania.

Mężczyzna obserwował je codziennie z wyjątkowo szerokim uśmiechem na twarzy. Wyobrażał sobie zapach świeżej krwi, krzyki jego ofiar, to, jak desperacko błagają o życie, klęcząc pod jego stopami. W jego wyobrażeniach zawsze wtedy rozgniatał ich bezlitośnie twardym butem, a potem za pomocą wymyślnych narzędzi robił z nich miazgę.

Czasami łapał za nóż i powoli, z namaszczeniem przesuwał go po swojej skórze. Przyciskając ostrze coraz mocniej i mocniej. Jego gruba skóra stawiała opór, ale on naciskał dalej, aż pierwsze krople krwi wypłynęły na powierzchnię. Upajał się tym widokiem, wąchał jej, czasami nawet pił, gdy rana wyszła wystarczająco głęboka. Potem owijał ją w bandaż i czekał, aż trochę się zasklepi, by otworzyć ją na powrót.

Gdy ktoś widział jego ręce, czasami sugerowali mu wizytę u specjalisty. U psychologa, psychiatry, by poszedł na terapię, zaczął się leczyć... On wtedy zwykle z wściekłością uderzał pięścią w ścianę. Nie jest świrem. Ma po prostu swoje upodobania.

Poza tym był przykładnym obywatelem. Pracował w szkole za śmiesznie niskie pieniądze, brał nadgodziny, często brał też swoje obowiązki do domu. Był katolikiem i chodził do kościoła. Mimo że często miał ochotę złapać krzyż i rozbić nim głowę któremuś z wymądrzających się księży. Chodził na wybory, popierał jedyną słuszną partię. Miał żonę i spłodził jedno dziecko. Słowem — przykład dla każdego innego polaka.

Więc czemu wciąż prześladowało go nieszczęście?

Jak sobie na to zasłużył?

I CZEMU NIC NIE MOŻE MU POMÓC!?

CZEMU. KAŻDY. Z. TYCH. PIERDOLONYCH. LUDZI. MA. GO. KURWA. GDZIEŚ!?

Noc w szkole - Część pierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz