Rozdział 23

9 1 0
                                    

20 października 2019

Wyszłam na chwilę z pokoju, by skoczyć do kuchni po coś do picia. Nie odczuwałam wyraźnego pragnienia jako uczucia każącego się czegoś napić — to było coś bardziej zbliżonego do przyjaznej wskazówki, że po tak długim czasie powinnam uzupełnić braki w płynach mojego organizmu. A że, jak wcześniej sama ze sobą uzgodniłam, jestem człowiekiem, jak i twórcą raczej uległym, bez wahania poszłam wypełnić to żądanie.

Złapałam za niewielką szklankę. Była idealnie czysta i lśniła tak, jakby dopiero co wyjąć ją z profesjonalnej zmywarki. Nie było w niej nic specjalnego, a mimo to zatrzymałam na niej wzrok. Może jej kompletna zwyczajność w kompletnie nadzwyczajnym świecie przykuła moją uwagę? Wzruszyłam ramionami. Nalałam sobie przesłodzonego, niezdrowego, kalorycznego, kolorowego napoju z jednej z wielu niedopitych butelek, które pozostały po wczorajszym spotkaniu. Czy tak czują się ci „bardziej dojrzali", kiedy rankiem po ostro zakrapianej imprezie udają się do kuchni, by przegryźć coś i spróbować znaleźć rozwiązanie na uporczywego kaca? Pewnie tak. Jeszcze chwilę obracałam naczyniem w dłoniach, uważnie obserwując, jak płyn przelewa się, zmienia kształt i zostawia na jeszcze parę sekund temu nieskazitelnie czystej powierzchni lepkie ślady. Słońce powoli, nieśmiało przebijało się przez chmury, dalej starając się dać mi do zrozumienia, że nadszedł następny dzień. Na zegarku wybiła szósta rano. Niedziela dziewiętnastego października. Dzień, który powinno się spędzić wśród najbliższych oraz na uwielbianiu stwórcy, dzięki któremu właśnie ten dzień moglibyśmy spędzić. Wpatrując się w przejeżdżające samochody i przechodzących ludzi uznałam to za absurd. Pełny chemicznego syfu napój przełykany przeze mnie co kilka sekund chyba przyznawał mi rację. Układ pokarmowy łapczywie przyjmujący kolejne porcje zbawiennej substancji pewnie też. Nie poznałam co prawdy opinii tych wszystkich przypadkowych przechodniów, ale po ich minach widziałam, że wcale nie cieszyli się na spędzenie czasu w rodzinnym gronie, a niesione przez nich walizki, plecaki i teczki sugerowały raczej, że spędzą ten dzień na czymś kompletnie innym. Po co istnieją zakazy i rozporządzenia, które nikogo nie interesują i których nikt nie przestrzega?

Jeszcze przez chwilę szukałam odpowiedzi w szumiącej trawie lekko poruszanej wiatrem na zewnątrz, aż dotarło do mnie, że nie jest mi ona potrzebna. To jedna z tych myśli, która istnieje tylko po to, by została wypowiedziana głośno, a chwilę potem kompletnie zapomniana. By na chwilę zaistnieć, rozpalić do myślenia serce i umysł, ale po chwili rozpłynąć się w powietrzu po tym, jak zda sobie sprawę z tego, że i tak nikt nie znajdzie rozwiązania. Musiałam skupić się na czymś bardziej odpowiednim dla nastolatki, którą byłam. Ale o czym tak właściwie myślały dziewczyny w moim wieku? O chłopakach, imprezach, przyjaciółkach, szkole, może i o rodzicach, pasjach, mediach społecznościowych i innych. Właściwie nie odbiegałam od tego za bardzo. Mnie też zdarzało się rozmyślać godzinami o mojej miłości do pewnej osobie, urządzać i chodzić na coś w miarę zbliżonego do imprez, o przyjaciołach, szkole i idących za nią obowiązkach, wiecznie nieobecnych rodzicach, mojej pasji oraz mojemu życiu w świecie internetu. Chociaż to ostatnie było dość biedne i zaniedbane.

Gdyby ktoś spojrzał na mnie w tamtej chwili, w tamtym miejscu tak ubraną i wykonującą te czynności, pewnie pomyślałby, że jestem kimś kompletnie zwyczajnym. Po prostu dziewczyna w wieku dorastania jakich wiele. Mieliśmy to szczęście urodzić się w tej części świata, w której znaczna większość ludzi dożywa do tego etapu — a co za tym idzie — zawsze jest ich co najmniej całkiem sporo. Może nawet znalazłoby się parę osób bardzo do mnie podobnych, o podobnych zainteresowaniach, umiejętnościach, imieniu i nazwisku oraz innych wyróżniających nas cechach. Nosiłam zwyczajne, luźne i niezbyt drogie ciuchy, włosy miałam swobodnie opuszczone na plecy, w rękach trzymałam niedopitą colę a moją głowę wypełniały tysiące myśli, takich samych, jakie codziennie przewijają się przez głowy każdego innego człowieka żyjącego w tym miejscu w tym czasie.

A mimo to czułam się jakoś inaczej. Jakby od reszty ludzkości oddzielał mnie mały płotek, a raczej długa linia ułożona z małych kamyczków, wyznaczających linię mojego własnego, prywatnego świata. Uśmiechnęłam się do siebie na samą myśl o takiej możliwości. Zapragnęłam znowu popatrzeć na obraz, który niedawno namalowałam. Chęć była tak silna, że niemal automatycznie znalazłam się w swoim pokoju, stojąc nad sztalugą i Miłosnymi pieśniami gwiazd.

Był piękny. Niewątpliwie i niezaprzeczalnie zachwycał swoim wyglądem. Może to trochę samolubne, ale nie umiałam wyrazić się na jego temat żadnymi innymi słowami. Po prostu miał w sobie to coś, co dotykało człowieka do żywego, pewnym uściskiem łapało za jego serce i potrząsało nim tak długo, aż widz dochodził do pewnych wniosków.

Przedstawiał dziesiątki, setki, tysiące gwiazd. Każda inna od drugiej. A wszystkie latające w przestrzeni na pięknym, głęboko czarnym niebie. Każda z nich wyraźnie nosiła w sobie jakąś miłosną pieśń, którą śpiewała bez wydawania żadnego dźwięku. Te pieśni były piękne, docierały do ucha oglądającego i histerycznie potrząsały jego ciałem, jakby chciały upewnić się, że żyje i że na pewno ich słucha. Przemawiały prosto do duszy. Mimo że nie namalowałam ich w żaden sposób. Jedyne widoczne działanie, jakiego się podjęłam to umieszczenie na płótnie tylu jasnych kropek na czarnym niebie. Ale, co umknie nawet najbardziej wprawionym obserwatorom, tchnęłam w niego kawałek mojej duszy, który z nic niewartego bazgrołu czynił dzieło sztuki.

- Kocham cię. Cholera, tak bardzo cię kocham. - wyszeptałam, doskonale wiedząc, do kogo wypowiadam te słowa, ale i równie dobrze wiedząc, że ta osoba pewnie nigdy ich nie usłyszy — Kocham cię tak bardzo, że mogłabym oddać za ciebie życie.

Wypowiedziane przeze mnie zdania zawisły w powietrzu niczym gęsty dym w ciasnym pomieszczeniu bez okien. Westchnęłam. Powinnam była już się przyzwyczaić. A co jeśli nigdy tego nie zrobię? Czy wtedy gwiazdy przyjdą mi z pomocą?

Noc w szkole - Część pierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz