Rozdział 21

7 2 0
                                    

19 października 2019


Siedziałam przy kuchennym oknie, wpatrując się w przejeżdżające samochody i przechodzących ludzi. Kojarzyłam niektórych. Ale „kojarzyłam" to słowo klucz. Nie znałam. Mogłam jedynie się domyślać, jakimi są ludźmi, jakie myśli codziennie wypełniając ich zapracowane głowy oraz czemu w takiej i takiej porze idą w takim i takim kierunku. Nie wiedziałam o nich nic. Lecz czasami zdarzało mi się o nich myśleć jak o dawnych, utraconych przed laty przyjaciołach. W wyobraźni zapraszałam ich do siebie na kawę, by powymieniać się ploteczkami, poznać ich historię oraz by zobaczyć, co kryją w szczelnie okrytym szalikami i kurtkami wnętrzu. Ale w rzeczywistości nigdy się to nie stało. Jestem na to zbyt nieśmiała. Może gdybym zebrała się na odwagę...

Nagle w głównym korytarzu rozległo się donośne pukanie do drzwi. Rzuciłam ostatnie, stęsknione spojrzenie stróżkom deszczu spływającym po szybie i powoli wstałam. Poprawiłam okulary, włosy, ostatni raz zerknęłam na swoje odbicie w stojącym nieopodal lustrze. Miałam dobry humor, więc uśmiechnęłam się do siebie delikatnie. Moje odbicie najwidoczniej też nie mogło narzekać na zły nastrój, bo od razu mi odpowiedziało.

- Już idę! - krzyknęłam, wybierając odpowiedni klucz z pokaźnego ich pęku. Wsadziłam go, przekręciłam z charakterystycznym chrzęstem i otworzyłam drzwi przed trójką przyjaciół czekających, by wejść do środka — Cześć!

Eliza, Patrycja i Adam. Tym razem, jak to hucznie nazywaliśmy, „impreza", miała być trochę skromniejsza i z mniej licznym składem. Jednak nikt głośno nie wyrażał swojego niezadowolenia z tego faktu. Nieobecni ze zrozumieniem kiwnęli głową, a zaproszeni z uśmiechem na twarzy potwierdzali swoją obecność. Jak miło.

- Hej, kochana. - powiedziała Eliza, obejmując mnie mocno na przywitanie. Odwzajemniłam uścisk, po czym odsunęłam się lekko.

- Przepraszamy za spóźnienie. - dodał Adam, chwilę po tym, jak on i Patrycja wymienili się ze mną przytulasami. - Ale, jak zwykle, pewna osoba zapomniała czapki i musieliśmy na nią czekać.

- Każdemu się zdarza. - mruknęła lekko rozbawiona Patrycja, która najwyraźniej była obiektem jego oskarżeń — No nic, najważniejsze, że dotarliśmy.

Skinęłam głową.

- Jasne. W ogóle nie odczułam tego waszego spóźnienia. - zapewniłam — Chodźmy już do pokoju, jedzenie stygnie.

- Zamawiałaś coś, czy sama robiłaś, Maja? - zapytała Eliza, prowadząc lekko nieobeznane w moim domu towarzystwo.

Skrzywiłam się lekko. Niby miałam sama coś zrobić, ale prace nad nowym obrazem zaabsorbowały całą moją uwagę, której nie starczyło już na przygotowanie posiłków. W ostatniej chwili więc zamówiłam trochę jedzenia, by nie przywitać gości z pustymi rękami. Na szczęście, wszystko było gotowe już kilka, może kilkanaście minut przed ich przybyciem. Więc może to nie była taka „ostatnia chwila"?

- Zamówiłam. Stwierdziłam, że i tak się nie wyrobię, więc odpuściłam próby.

- Wiesz, następnym razem chętnie pomożemy. - zaproponowała Patrycja, uśmiechając się do mnie ciepło.

- Dzięki, na pewno kiedyś skorzystam.

Nie, raczej nie skorzystam. Zawsze mówię to, by zadowolić rozmówce i dać mu złudne uczucie pomocy drugiemu człowiekowi. Ale nie miałam nikomu za to za złe. Sama przyłapywałam się na dawaniu obietnic bez pokrycia, by podbudować lekko swoją samoocenę. To chyba jest w nas wrodzone, zaprogramowane. A z takimi rzeczami nie warto walczyć. Lepiej po prostu nauczyć się z nimi żyć.

Chwilę później we czwórkę zasiedliśmy w salonie. Na stole przed nami leżało trochę parujących jeszcze przekąsek i potraw. Były świeże frytki, kotlety, nuggetsy, trochę sushi i sałatki. Oraz napoje, dużo napoi. Nie było tego specjalnie dużo, ale wystarczająco, by do syta wyżywić wygłodniałą czwórkę nastolatków. A przynajmniej miałam taką nadzieję.

- Zjedzcie spokojnie, potem pokażę wam mój nowy obraz w pełnej okazałości. - powiedziałam, patrząc po zgromadzonych — Co prawda Eliza już go widziała, ale to nic nie zmienia. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.

- Na pewno. - odezwał się Adam — Twoje obrazy zawsze świetnie wychodzą.

Dalej rozmowa potoczyła się jeszcze krótką chwilę, aż ktoś skończył ją donośnym dźwiękiem uderzania metalowym sztućcem o porcelanowy talerz. Wszyscy momentalnie umilkli.

Patrycja ostrożnie wstała, złapała w dłoń szklankę do połowy napełnioną jakimś ciemnobrązowym napojem, najpewniej colą i ogłosiła:

- Wznieśmy toast.

Poczekała, aż reszta zorientowała się w sytuacji i również przygotowała się jak ona, po czym dodała:

- Za Maję i jej kolejne prace!

- Za Maję i jej kolejne prace! - powtórzyli inni z przejęciem.

Nie wiedząc co ze sobą zrobić, powtórzyłam to cicho. Poczułam, jak się czerwienię.

- Nie przejmuj się, każdy by tak zareagował. - szepnął mi Adam do ucha.

- Racja. Dzięki za wszystko. - odszeptałam.

Tamtego wieczoru był dla mnie nadzwyczajnie miły. Nie wiedziałam, czym było to spowodowane. Pewnie miał żadnego konkretnego powodu. Może tak po prostu chciał poprawić nasze relacje? Do tej pory nie były na jakimś porywającym poziomie. Uśmiechnęłam się lekko. Miło z jego strony.

Noc w szkole - Część pierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz