11. Prawdziwe zwyczaje

831 62 165
                                    

I had one job.

Plan był prosty. Miałam się skupić na zagadce i dodać w którymś momencie rozdziału jakiś miły świąteczny akcent.

No cóż, to mi wybitnie nie wyszło. Jest świątecznie aż do porzygu, a rozdział wyszedł długi, żeby nie było, że nie ostrzegałam. Z tej też okazji nie ma listy piosenek, włączcie po prostu swoją ulubioną gwiazdkową playlistę, żeby jeszcze bardziej się dobić klimatem.

Mam nadzieję, że będziecie się bawić przynajmniej tak dobrze, jak ja przy pisaniu, przepraszam za ten cyrk! ;D

***

Connor wracał ze sklepu całodobowego na rogu z rzeczami na śniadanie i zapasem kawy, której właśnie zabrakło. Było trochę przed szóstą rano. Słońce wciąż nie wzeszło, ale nocne ciemności powoli zaczęły zmieniać się w przyjemną szarość. Lubił ten moment tuż przed świtem, chwilę zawieszenia, między dniem a nocą. Czasem miewał wtedy wrażenie, że znajduje się w ogóle poza czasem.

Dostał wiadomość.

-,, Dzień dobry"

Uśmiechnął się lekko. Chloe. Niby zwykłe przywitanie, a sprawiło, że poczuł się jakoś radośniej. Wszędzie widać już było świąteczne ozdoby. Do Bożego Narodzenia został ledwo tydzień. Od początku miesiąca próbowali zdobyć więcej informacji na temat Aarona Trembleya, właściciela klubu w mieście. Nie chcieli od razu tam wchodzić, zwłaszcza, że był to klub bardzo drogi i bardzo elitarny, nie wpuszczali tam byle kogo. Aby móc się dostać do środka, należało mieć pewien status społeczny, a każda nowa twarz była od razu zauważana. Potrzebowali najpierw trochę się rozeznać w temacie.

-,, Dzień dobry." – odpowiedział.

-,, Co robisz?"

-,, Wracam z zakupów"

-,, Jest jeszcze ciemno, Connor, to niebezpieczne"

-,, Skąd pewność, że jestem sam?"

-,, Bardzo śmieszne. Uważaj."

Ponownie się uśmiechnął. Dziewczyna zdążyła już nieco poznać zwyczaje porucznika i była doskonale świadoma tego, że szansę na jego pobudkę i wyjście po zakupy o piątej są absolutnie zerowe.

- Nosz do cholery jasnej, Markus, przecież to się nie uda! – usłyszał niespodziewanie z wąskiej uliczki obok. Ożywił się i ruszył w tamtym kierunku. Znał ten marudny, nieco kąśliwy, ale przyjemny dla ucha głos.

- Trochę optymizmu, Josh! – odezwał się ktoś inny, zdecydowanie bardziej pogodnie.

Wkrótce oczom chłopaka ukazały się trzy postacie. Markus, Josh i Simon, pakujący do bagażnika samochodu... drzewo.

- Co się dzieje? – zapytał Connor, zdziwiony i nie pewny tego, co właściwie widzi.

- Connor! – ucieszył się Markus, odwracając się, po czym uścisnął mu rękę. – Poprosiłem chłopaków o pomoc, bo Simon ma samochód, a ja jeszcze nie, ciągle nie mam czasu by się za czymś rozejrzeć. No a jedynie o takiej porze mamy szansę na względny spokój.

- Obchodzicie święta? – zapytał niepewnie. U androidów sprawy wyglądały naprawdę różnie. Większość nie była religijna, pomimo wielu wyjątków od tej reguły i nie wszystkie decydowały się na świętowanie różnych ludzkich uroczystości. Androidy pracujące przed rewolucją w ludzkich domach, mające okazje obserwować ich tradycje i brać w nich udział zdecydowanie chętniej podejmowały takie kroki.

- Chcemy spróbować. W zeszłym roku wszystko stało na głowie i nikomu nawet nie przyszło do głowy, by o tym myśleć, byliśmy świeżo po rewolucji, pamiętasz zresztą.

Niestabilny systemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz