19. V jak Vendetta (1/2)

633 61 140
                                    

Moi mili, postanowiłam podzielić finał na dwie części, żebyście nie musieli tyle czekać i żeby rozdział nie był tak potwornie długi. Bawcie się dobrze.

Przepraszam.

***

A Narnia Lullaby - Harry Gregson Williams

Connor skrzywił się, kiedy mężczyzna zamknął klapkę w jego szyi z cichym klapnięciem. Nie było go kilka godzin, najwyraźniej do czegoś się przygotowywał, a w tym czasie chłopak stał cały czas przykuty do zwykłej, starej rury od grzejnika.

Miał ochotę zapytać gdzie jest Chloe, ale jednocześnie miał przeczucie, że zdradzanie, że jest dla niego ważna nie byłoby mądre. Musiał czekać na Hanka.

- O, a więc ciągle tu jesteś! – zakpił azjata, kiedy wszedł do pokoju. – Mam dla ciebie coś specjalnego. Chętnie zobaczę jak nieustraszony android detektyw błaga o litość.

- Nie boję się ciebie.

Uśmiech, który pojawił się na twarzy porywacza był naprawdę potworny.

- Oh, na razie nie. – odpowiedział, a następnie przekręcił na konsoli jedno z pokręteł i nacisnął guzik.

***

Awaken - League of Legends, Ray Chen

Detroit w ciemności wczesnego poranka różniło się od innych dużych miast. Co prawda było jasne, i lśniące, a wielkie drapacze chmur wznosiły się ku niebu, tak jak w innych metropoliach, ale podstawa miasta, jego serce i dusza, była jedyna w swoim rodzaju – tonąca w błyskach i cieniach. Idealne, piękne chiaroscuro.

To co z pewnością nie było idealne i piękne, to Hank Anderson, który pędząc na komendę złamał prawdopodobnie wszystkie istniejące drogowe przepisy i ograniczenia, wyrzucając z siebie nieustannie strumień przekleństw. Na siedzeniu obok leżał prosty wynalazek Magdaleny Kamskiej, sprawca całego zamieszania.

Porucznik wychodząc z samochodu zabrał go ze sobą. Wpadł na posterunek i nie zamieniając z nikim ani słowa wpadł do gabinetu kapitana Fowlera, ciskając GPS na jego biurko i dysząc ciężko.

- Connor. – wysapał tylko, wskazując ręką na ekran – Porwali Connora kurwa.

-Co? – Jeffrey uniósł brwi – Jak to?

- Debil wszczepił sobie jakiś nadajnik i polazł w pizdu w nocy. Specjalnie dał się zgarnąć, żebyśmy mogli go znaleźć, ja pierdolę, Jeff, bierzmy ludzi i jedźmy po gówniarza, bo mnie zaraz chuj jasny strzeli jak tu stoję! – wypalił Hank, nie robiąc żadnej przerwy na oddech pomiędzy słowami.

- Pokaż mi to. – mruknął kapitan, patrząc na punkcik migający na mapie. Skupił się na nim na moment, a następnie wciągnął z sykiem powietrze. -Kurwa, Hank, czy ty widzisz, co to jest za miejsce?

- Nie. Co to za miejsce?

- Packard Automotive Plant.

- Jezu, no i co z tego. Stara, rozpadająca się fabryka, straszne.

- Ale nie możemy tam po niego jechać, nie bez przygotowania!

Hank westchnął ciężko.

-My się chyba nie rozumiemy, Jeff. Mówię serio, bierzmy ludzi i jedźmy po niego, nie wiadomo co ten złamas tam z nim wyczynia! Jeśli chodzi o mnie, bachor może być nawet na końcu jebanego wszechświata, nie obchodzi mnie to. Mam zamiar się tam wybrać, wytargać go stamtąd za fraki, w pakiecie z Chloe i spuścić mu wpierdol za takie wybryki, więc musisz mi pomóc!

Niestabilny systemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz