19. V jak Vendetta (2/2)

605 61 87
                                    

Angel With a Shotgun - The Cab

Connor sprawdzał korytarz za korytarzem, coraz bardziej przerażony, widząc stan niektórych androidów. Widać było tyle bólu, cierpienia, oderwanych kończyn, czy ran, że aż niedobrze się robiło. Miał ochotę uwolnić wszystkich zamkniętych w celach, ale postanowił na razie skupić się na poszukiwaniach tej jednej, upragnionej osoby.

Myśląc jakie okropne rzeczy mógł robić z nią Suharto (bo teraz, po skanie jego twarzy był już pewny, że to on) robiło mu się na raz zimno i gorąco. A co jeśli zrobił to co jemu, przekręcając do końca gałkę na konsoli, wysyłając mu prosto do mózgu komunikat, że jego nieistniejące nerwy płoną z bólu bez żadnego konkretnego powodu?

Trzymał przy boku pistolet Hanka, odbezpieczony i gotowy do strzału. Budynek raz za razem drżał w posadach, nie wiedzieć czemu.

Usłyszał jakieś głosy piętro wyżej. Niektóre cele tam były otwarte i puste. Na końcu korytarza dwóch mężczyzn próbowało wyciągnąć za drzwi jakąś postać.

- Łapy przy sobie! – dosłyszał drżący, ale stanowczy ton i serce w nim stanęło, bo ten głos niemal śnił mu się po nocach. Ruszył, cały nabuzowany w kierunku mężczyzn, kiedy jeden z nich szarpiąc dziewczynę, wydał z siebie wściekły ryk.

- Ta suka mnie ugryzła! – wrzasnął, oglądając się na swojego kolegę i w tym momencie dostrzegł Connora.

- A co tu się od...- zaczął, ale nie dokończył. Chłopak zamachnął się, w ruchu przeprowadzając błyskawiczną analizę sytuacji, tak, że czas jakby zwolnił, a jednocześnie pędził szybciej niż kiedykolwiek.

Przepona, punt między żołądkiem a płucami. Cios, który dosłownie wygrzmocił powietrze z płuc przeciwnika. Potem nerka, dużo bólu. Lewy dolny w podbródek, solidne ogłuszenie. Druga nerka, w końcu prawy sierpowy w szczękę. Nokaut. Szybki obrót. Kopnięcie w kolano, a następnie zamach i cios w bok głowy rękojeścią pistoletu z całej siły. Natychmiastowa utrata przytomności.

Nim się obejrzał obaj mężczyźni leżeli na więziennej podłodze, zupełnie nieświadomi.

Przeniósł wzrok na Chloe, skuloną w rogu. Złote włosy miała skołtunione i brudne, na twarzy szare smugi i tyrium. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, a chwilę potem na jej ustach pojawił się najpiękniejszy, najsłodszy uśmiech o jakim tylko mógł pomyśleć.

Zerwała się z ziemi i chciała rzucić mu na szyję, ale złapał ją mocno za ramiona. Przestraszyła się go trochę. Oczy miał niebezpieczne, jakby ciemniejsze, usta i zęby zaciśnięte.

- Connor...? – zapytała słabo.

- Skrzywdził cię? – wysyczał groźnie, potrząsając nią.

- Kto? – wykrztusiła, zupełnie zaskoczona – Jak mnie znalazłeś?

- Suharto! – krzyknął rozdrażniony– Dotknął cię? Zrobił ci coś?

Dziewczyna skrzywiła się. Android miał dłonie tak mocno zaciśnięte, że aż sprawiał jej dyskomfort.

- Nie.

- Jesteś pewna?

- Tak, jestem pewna! – zniecierpliwiła się – I puść mnie, bo to boli!

Connor stopniowo rozluźnił uścisk palców i odetchnął głęboko, uspokajając się nieco. Widziała jak napięcie opuszcza mięśnie jego twarzy, zastępowane niedowierzaniem i ulgą.

W końcu porwał ją w objęcia, tak, że aż oderwał ją od podłogi, przytulając mocno do piersi. Położył rękę z tyłu jej jasnej główki, głaszcząc ją po włosach i wdychając zapach jej skóry. Musieli się wynosić z budynku jak najszybciej, ale pozwolił sobie na kilka sekund bliskości.

Niestabilny systemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz