Rozdział 1.

70 4 0
                                    


Widziałam jak prawie na zwolnionym tempie, kawa wylewa się z kubka naszej wychowawczyni, gdy do naszej małej sali od religii wchodzi dyrektor. Wszystkie dziewczęta wstały równocześnie mówiąc równo, zupełnie jak dzieci w podstawówce, przeciągłe powitanie.

Mimo, że dyrektor nie był wcale przerażającym człowiekiem, lecz wręcz przeciwnie był mężczyzną po czterdziestce z błyskiem w oku a szpakowate włosy jedynie sprawiały, że był jeszcze bardziej przystojny. Do tego miał dobre podejście do młodzieży i nie traktował nas jak małe dzieci, tak jak to nieraz miała reszta nauczycieli. Jednakże coś w nim sprawiało, że uczniowie szanowali go i nie chcieli pod żadnym pozorem mu podpaść.

Dyrektor machnął zbywająco ręką i przybrał dziwną minę.

I choć bardzo nie chciałam panikować, to wiedziałam. Po prostu wiedziałam.

- Mogę prosić do mnie Dianę Nowak ? - wychowawczyni spojrzała na mnie przelotnie, po czy skinęła twierdząco dyrektorowi.

-Tak, tak, oczywiście. - reszta dziewczyn obserwowała przez chwilę jak się podnoszę ze swojego miejsca, po czym wróciły do własnych zajęć, nie będąc zainteresowane moją sprawą lub świetnie udając. Ale mniejsza z tym.

Wiedziałam po co mnie wzywa. Jak mogłabym nie wiedzieć ? Gdy spojrzałam na jego twarz, nie wyczytałam z niej nic żadnych wskazówek ani podpowiedzi. Zupełnie jakby kazał mi umrzeć z ciekawości, co wcale nie byłoby tak złą opcją. Bo jeśli to o czym myślę naprawdę okaże się prawdą, to wtedy śmierć byłaby lepsza. I jeśli mogłabym wybrać sposób w jaki zginę, to chciałabym by moja śmierć była piękna. Tak by ludzie ją widząc nie krzyczeli z przerażenia, lecz by zaniemówili zastanawiając się jakim musiałam być człowiekiem by móc tak umrzeć.

Gdy zdałam sobie sprawę ze swych własnych myśli zachciało mi się śmiać. Gdyby wszyscy ludzi zachowywali się w ten sam sposób idąc na dywanik do dyrektora, nie miałoby to prawa się nazywać szkołą a szpitalem psychiatrycznym.

Chyba to oznaczało, że jestem sporym odchyleniem od normy.

Może dlatego mi się to przydarza.

Wreszcie doszliśmy do gabinetu i pan otworzył mi drzwi bym weszła pierwsza, rzucając mi kolejne wyzwanie w ten przeklęty poranek.

Wpadłam na szalony pomysł by spytać go czy zawsze męczy tak psychicznie uczniów, ale szybko o tym zapomniałam, gdy zobaczyłam kto na nas czekał w jego gabinecie.

Czekał na nas on, mężczyzna, który nie zrobił nic a w sumie tak wiele. Mój znienawidzony, najdroższy cały świat, którym był mój nauczyciel od rosyjskiego.

Nic do mnie nie powiedział, nie wykonał żadnego gestu w moja stronę, ale nie musiał,

Wtedy już wiedziałam, że to początek końca.

Przeklęta tajemnica miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz