Rozdział 6.

28 3 0
                                    


GRUDZIEŃ - BOŻE NARODZENIE

Siedziałam przy stole, wśród ogólnego harmideru, obserwując rodzinę, która przyjechała do nas z nad morza, by razem pod przykrywką świętowania narodzin Jezusa, napić się wódki i pokłócić się na temat polityki, i poopowiadać sprośne żarty, które przechodziły jedynie w taki dzień jak ten.

Moja mama coś do mnie powiedziała, ale nie słyszałam jej. Nic nie mogłam poradzić. Moje myśli były takie głośne. Uciszałam je jak mogłam, ale były niczym rozszalałe tygrysy w klatce. Nie do okiełznania.

Usiadła przy mnie jedna ze starszych kuzynek i zaczęła wypytywać o nową szkołę i jak sobie radzę. Odpowiadałam jej skupiając wszystkie myśli, na wypowiadanych słowach. A rozterki towarzyszące mi od tamtego dnia zamazywałam niczym permanentnym mazakiem, zamykając się całkiem na nie.

Jest dobrze. Potrafię sobie z tym poradzić.

***

(dlaczego on się we mnie zakochał kompletnie tego nie rozumiem dlaczego dlaczego dlaczego dlaczego jest taki piękny nie potrafię przestać o nim myśleć muszę go zabić w sobie jego nie ma on nie istnieje a skoro go nie ma to mnie nie kocha bo kto nie istnieje ten nie kocha)

***

Wstawiłam wodę na herbatę. Stałam przez chwilę w kuchni, obserwując jak cieknie woda z kranu i kolejne kropelki odrywają się od metalowej powierzchni i spadają na dno.

Wróciłam do salonu.

***

(on mnie zgwałcił zgwałcił moje myśli są brudne zbrukane nieczyste chce być jego nie mogę być jego zakochuje się w nim nienawidzę go dlaczego on mi nie wyjść z głowy wychodź wychodź wychodź nie proszę błagam zostać nigdy mnie nie zostawiaj i kochaj kochaj kochaj kochaj mnie nie powinno cię tu być nie powinno powinnieneśodejśćproszęcięodejdźbłagamnieodchodź)

***

Jeden z pijanych wujków usiadł na moim miejscu. Wzięłam puste krzesło i usiadłam koło mamy, która mnie nie zauważyła.

***

(nie śpię a jesteś w moich snach jesteś tu kochamkochamkochamkochamkochamkochamkocham cię błagam zgiń póki jeszcze mam resztki godności muszęmuszęmuszęmuszęmuszę wyzdrowieć)

***

Jest dobrze. Radzę sobie. Nie oszaleję.

***

(czemumitorobiszczemuczemuczemuczemuczemuoszalejęniechcętracićrozumualebojęsiężejużnatozapóźnodlaczegodlaczegosięwtobiezakochałamdlaczegosięwemniezakochałestoniemasensuwogólesięnieznamydlaczegdlaczegodlaczegomógłbyśbyćnawetmoimojcemamimotochcęciebiecałegoproszęniechtosięjużskończydlaczegdlaczegoniechprzeklętabędzietachora)

miłość.

***

Położyłam się późno do łóżka, gdy wszyscy inni już spali. I zaczęłam szlochać. Bo wiedziałam, że już nie ma odwrotu.

Nie minął tydzień a ja oszalałam na twoim punkcie. Brawo udało Ci się. Nie wiem jak to zrobiłeś, ale wygrałeś. Teraz jednak będziesz musiał ponieść konsekwencje swych czynów.

(lepiejkochajmniejużdośmierciboinaczejcięzabije)

***

TYMCZASEM W INNYM DOMU

Leżałem w łóżku, słuchając jak moja żona chrapie cicho przewrócona na jeden bok. Patrzyłem na jej plecy czując dziwną odrazę do własnej egzystencji. Nie mogąc zasnąć wstałem i zszedłem do swojego biura, gdzie trzymałem wszystkie najważniejsze dla mnie rzeczy. Podszedłem do biurka i włączyłem stary laptop, który służył mi już prawie od kiedy zacząłem pracować w szkole. Usiadłem na skórzanym fotelu i rozparłem się na nim rozluźniony. Święta to naprawdę męczący czas w roku. Musisz spotykać się z tyloma osobami choć tak naprawdę połowy z nich nienawidzisz a drugie pół obsmarowujesz za ich plecami. Coś okropnego.

Z nudów wszedłem na dziennik szkolny i ze zdziwieniem zauważyłem, że parę minut temu dostałem jakąś wiadomość. Wszedłem w nią ciekawy, kto pisze wiadomości na dzienniku o jedenastej w nocy w Boże Narodzenie. Ziewnąłem wreszcie czując jakiekolwiek zmęczenie. Uznałem, że położę się spać po przeczytaniu wiadomości. Wreszcie strona się załadowała i zobaczyłem kto do mnie napisał. Wyprostowałem się gwałtownie i czułem, że całe zmęczenie znika.

To była Diana. Moja najdroższa Diana napisała do mnie. Trzy słowa.

Twój numer telefonu.

Niczym tknięty nowym życiem, napisałem w pośpiechu dziewięć cyfr i od razu wysłałem. Wylogowałem się z konta, usuwając wcześniej wiadomości i wyłączyłem komputer. Wziąłem telefon do ręki i czekałem. Czekałem.

Minęło piętnaście minut i otrzymałem wiadomość od nieznanego numeru. Wszedłem w nią szybko i czytałem czując jak uśmiech pojawia się na mojej twarzy z kolejnym słowem.

Miałeś rację, możemy się spotkać przed końcem roku ?

Wziąłem wdech i napisałem odpowiedź :

Oczywiście, może być dzień przed Sylwestrem, tuż obok przystanków autobusowych przy szkole ?

Nie czekałem długo na odpowiedź.

O 13 ?

Może być.

Dobrze. Miłych snów.

- Miłych snów... miłych snów. - przeczytałem niczym zaklęcie kilkukrotnie, po czym zapisałem numer jako "Motyl".

Sięgnąłem po słuchawki i podłączyłem je sprawnym ruchem do telefonu. Zacząłem szukać tej jednej idealnej piosenki, która się nada i wreszcie ją znalazłem. Puściłem ją i wszedłem w galerię telefonu. Znalazłem dobrze ukryte zdjęcie mojego motylka i przyłożyłem je do serca by była jak najbliżej mnie i zamknąłem oczy, a słowa piosenki wlewały się do mych uszu.

Oh, to see without my eyes

The first time that you kissed me

Boundless by the time I cried

I built your walls around me

White noise, what an awful sound

Fumbling by Rogue River

Feel my feet above the ground

Hand of God, deliver me

Oh, oh woe-oh-woah is me

The first time that you touched me

Oh, will wonders ever cease?

Blessed be the mystery of love.*

Czułem jak całe moje ciało się napina, a po krótkiej chwili całkiem rozluźnia. Myślałem, że się rozpłynę. Zacząłem się cicho śmiać. Nic nie mogłem na to poradzić.

Miałem orgazm.




*Mystery of love Sufjan Stevens

Przeklęta tajemnica miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz