Rozdział 7.

28 3 0
                                    



Autobus jechał zbyt wolno jak na mój gust, więc nie mogłam przestać się wiercić z powodu niepokoju, jaki zaczął mnie dręczyć od kiedy zaczęłam się zbliżać do mojego przystanku. Zaczęłam wykręcać palce, próbując się opanować. A co jeśli ktoś nas zobaczy ? Czy to nie będzie podejrzane, że nauczyciel jest ze swoją uczennicą w czasie ferii świątecznych ?

Bałam się strasznie tego spotkania, ale wiedziałam, że nie mogę teraz zrezygnować. Muszę z nim porozmawiać. (Musi ponieść konsekwencje swych czynów.)

Wreszcie wjechaliśmy do miasta i zaczął prószyć śnieg. Widziałam mój przystanek i jedną postać w ciemnych okularach przeciwsłonecznych, zupełnie jakby czekającą na kogoś. Przełknęłam ślinę i poprawiłam torebkę na ramieniu. To był on.

Autokar zatrzymał się z grzechotem i na trzęsących się nogach ruszyłam ku wyjściu. Jakimś cudem udało mi się wydostać na zewnątrz i zmuszając swe nogi siłą woli, poszłam w jego kierunku. Miał na sobie długi ciemnobrązowy płaszcz i czerwony szalik obwiązany luźno wokół szyi. W niczym nie przypominał dawnego siebie. Czyżbym już nigdy nie miała ujrzeć jego starego oblicza ?

Kiedy wreszcie do niego podeszłam i miałam się przywitać, on jej przerwał nieco obcesowo :

-Chodź za mną. - i nie patrząc nawet na mnie ruszył przed siebie. Lekko wybita z taktu, poszłam za nim, bo jaki dał mi wybór ?

Nigdy mi nie dał wyboru.

Weszliśmy na parking przy sklepie i podeszliśmy do czarnej toyoty stojącej z boku. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja odmruknęłam ciche podziękowanie i usiadłam w środku, gdzie pachniało odświeżaczem do samochodu.

Zajął swoje miejsce, odpalił samochód, po czym automatycznie włączyło sie radio, grając jakąś świąteczną piosenkę. Wyjechaliśmy z parkingu, a on skierował samochód w stronę autostrady. Milczałam czekając aż to on przemówi pierwszy. Jednak on również nie był chętny do rozpoczęcia rozmowy.

Minęło kilka minut a ja czułam się coraz bardziej niezręcznie. Zaczęłam żałować, że w przypływie słabości napisałam do niego tamtej nocy. Nie powinnam była tego robić. Jeśli bym poczekała to to ulotne uczucie by minęło, czyż nie ?

(gówno prawda)

Wreszcie przerwał tę nieznośną ciszę.

-Jak Ci minęły święta ?

-Okropnie. - odpowiedziałam bez chwili zastanowienia. Spojrzał na mnie kątem oka, po czym przyciszył radio.

-Dlaczego tak mówisz ?

-Dobrze wiesz dlaczego. Specjalnie to zrobiłeś tamtego dnia.

-Nie wiem o czym mówisz.

Ty chory pojebie.

- Specjalnie to zrobiłeś. - powtórzyłam, ale z większym naciskiem - Wyznałeś mi uczucia tuż przed długim wolnym bym miała dużo czasu by o tym myśleć. I brawo udało Ci się. Myślałam bardzo dużo. - Zbyt dużo.

- Nie rozumiem. Przecież to ty do mnie sama przyszłaś tamtego dnia. Gdybyś nie przyszła, nic by się nie wydarzyło. - powiedział z udawanym zdziwieniem. Czułam jak robi mi się momentalnie gorąco i wiedziałam, że w żaden sposób się już nie powstrzymam.

-Kurwa, nie kłam! Dobrze wiedziałeś, że przyjdę, wiedziałeś, że jestem przykładną uczennicą, która będzie chciała złożyć życzenia swoim nauczycielom! Wiedziałeś i do kurwy nędzy, nie próbuj robić ze mnie wariatki, skoro sam nim jesteś! - praktycznie wykrzyczałam ostatnie słowa, nie mogąc już nad sobą panować.

Natomiast on parsknął śmiechem, co zbiło mnie z tropu. Nie takiej reakcji się spodziewałam.

-To w ten sposób się zwracasz do nauczyciela, motylku ?

(skurwielskurwielskurwielskurwielskurwielskurwiel)

-Zatrzymaj się. Zatrzymaj się ! - powtórzyłam, ale on nie reagował. Zaczęłam krzyczeć, nie mogąc przestać - ZATRZYMAJ SAMOCHÓD ! ZATRZYMAJ TEN CHOLERNY SAMOCHÓD !

Spojrzał na mnie lekko zaskoczony i zjechał gwałtownie na zjazd, który właśnie mieliśmy minąć. W oddali były jakieś toalety i stacja benzynowa. Nie wiedziałam jakim sposobem miałam stąd wrócić do domu, ale miałam to w nosie. Chciałam jedynie stąd uciec. Pociągnęłam za klamkę, ale drzwi nie chciały się otworzyć. Pociągnęłam jeszcze kilkukrotnie, ale nadal pozostawały zamknięte.

-Otwórz je ! - rozkazałam mu piskliwym głosem. Zdjął okulary i rzucił je na deskę rozdzielczą i przez ułamek myślałam o tym jak bardzo niebieskie oczy, po czym nie zdążyłam zareagować, gdy złapał mnie mocno za ramiona i przyciągnął do siebie i pocałował mnie mocno.

(jezu)

W pierwszej chwili nie zrozumiałam co się dzieje, ale gdy w końcu to do mnie dotarło, zaczęłam się szarpać, ale on trzymał mnie tylko mocniej. Miał takie miękkie usta ...

Odsunął się kawałek ode mnie a jego oczy błyszczały się jeszcze bardziej niż wcześniej. Nic nie powiedziałam. Za to on tak.

-To prawda. Zrobiłem to z czysta premedytacją. Chciałem byś czuła to co ja czułem przez te wszystkie lekcje. Tę chorą bezsilność. - pocałował mnie ponownie tym razem delikatniej - Chciałem byś myślała o mnie. Cały czas. Bo wiedziałem, że będziesz. Że będziesz myśleć, dlaczego to wszystko się wydarzyło. - kolejny pocałunek - Rzuciłem na Ciebie urok, który ty wcześniej rzuciłaś na mnie nieumyślnie. Kochasz mnie. Wiem o tym. I nienawidzisz się za to. Chciałabyś o tym zapomnieć, ale wiesz, że to się nie uda. Więc wybrałaś jedyne rozsądne wyjście. - pocałunek - Wybrałaś mnie.

Chciałam płakać. Miał rację. Miał cholerną rację.

-Gardzę sobą. - wyszeptałam i pocałowałam go, bo wiedziałam, że teraz on będzie całym moim światem a ja jego.

Już więcej nie rozmawialiśmy, bo nie było po co. Słowa były nie potrzebne. Byliśmy w sobie zakochani. Nie miało to żadnego sensu i nigdy nie będzie miało. Proste.

Siedzieliśmy tak z godzinę i całowaliśmy się, nie robiąc nic więcej. Słyszałam ciche słowa piosenki, które docierały do mnie jakby z tyłu głowy :

I'm light as a feather

I'm bright as the Oregon breeze

My black shroud

Frightened by my feelings

I only wanna be a relief.*

***

Znowu siedziałem w autobusie, który znowu jechał jakby wolniej. Teraz jednak byłam irracjonalnie spokojna. Wiedziałam już na czym stoję. Mniej więcej. Ale wystarczało mi to. I mimo, że bardzo nie chciałam tego przyznać, w całym tym szaleństwie byłam szczęśliwa.

Znalazłam jego numer w spisie kontaktów i zmieniłam nazwę z "Pan Warkiewicz" na "Eros**". Zamknęłam oczy i zaczęłam śnić.





*Should have known better Sufjan Stevens.

**W mitologii greckiej bóg miłości i namiętności, słowo eros oznaczało również pragnienie.

Przeklęta tajemnica miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz