Rozdział 12.

26 3 0
                                    


~TERAZ~

Spojrzałam ostatni raz na budynek za mną i ruszyłam przed siebie. Podejmując jedyną rozsądną decyzję.

***

WCZEŚNIEJ TEGO DNIA

Szłam powolnym krokiem w stronę kamienicy. Trzymałam przy sobie blisko skórzaną torebkę co chwilę sprawdzając czy ten przedmiot jest w środku.

Nie poszłam dzisiaj do szkoły, udając chorobę przed rodzicami. Ci zauważyli, że chyba ich oszukuje, ale mimo to pozwolili mi zostać. Dwie godziny temu pojechali oboje do pracy i do godziny 11 w nocy miałam być sama w domu.

O godzinie 15 wsiadłam do autobusu, który przejeżdżał przez miejscowość, w której mieszkał Eros. Zabrałam co trzeba i siedziałam pewna własnej decyzji. Nigdy wcześniej nie byłam taka spokojna. Tym razem wiedziałam co muszę zrobić. I tym razem nie zawiodę. Bez względu na cenę.

Blok, w którym mieszkał znajdował się dwadzieścia minut drogi od przystanku. Droga prowadziła przez niewielki park, w którym często gromadzili się okoliczni pijacy i inni ludzie z marginesu społecznego.

Gdy byłam coraz bliżej, spojrzałam w niebo, na którym zaczęły gromadzić się chmury. Czyżby zapowiadało się na deszcz ?

Poprawiłam kolejny raz torebkę na ramieniu i ruszyłam szybszym krokiem, zanim braknie mi odwagi do dalszych czynów.

***

Weszłam na piętro i zapukałam do drzwi o numerze 5. Nie czekałam długo az ktoś otworzył mi drzwi.

Byłam zaskoczona, gdyż zamiast jego, drzwi otworzyła jakaś kobieta, lekko podstarzała, z twarzą ubrudzoną mąką. Zabrakło mi języka w gębie.

- Ach ty pewnie jesteś tą dziewczyną od internetu. Wchodź, wchodź ! Męża nie ma w domu a ja akurat robię placek, ale to chyba nie przeszkadza ? Lubisz placek wiśniowy ? Mój mąż go lubi, dlatego od czasu do czasu go robię bez większej okazji. - weszłam niemrawo a moja torebka ciążyła mi coraz bardziej na ramieniu - Napijesz się czegoś ciepłego ? Kawy, herbaty ? O nie, kawa się skończyła, ale to może herbaty ? Herbaty, tak ? Dobrze już Ci robię. Dalej kochanie zdejmij kurtkę, bo się zagrzejesz. U nas w mieszkaniu zawsze jest gorąco. Nie uwierzysz, ale w blokach zaczynają palić w piecach już we wrześniu. Niewiarygodne, prawda ? Ach co ja miałam ... A tak, herbata, już robię ... - zniknęła w kuchni a ja czułam się strasznie źle stojąc w tym mieszkaniu i będąc tak ciepło przyjęta przez żonę mężczyzny, z którym wielokrotnie spotykała się za jej plecami w tym mieszkaniu. Jego żona to taka miła i cudowna kobieta, nie jest nawet taka brzydka jak wcześniej jej mówił. Jak on mógł chcieć zdradzić taką sympatyczną kobietę ?

Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie a z radia sączyła się typowa muzyka dla tego domu.

Did you get enough love, my little dove

Why do you cry?

And I'm sorry I left, but it was for the best

Though it never felt right

My little versailles.

-Uwielbiam te piosenkę. - powiedziała nagle jego żona wchodząc do salonu z białym kubkiem, który położyła przede mną na stoliku - Znasz ją ? - pokiwałam twierdząco głową- Piękna piosenka czyż nie ? Wiesz co oznacza tytuł Fourth of July ? - odchrząknęłam lekko zaskoczona tym pytaniem.

- Czwarty lipca, czyli chodzi o święto niepodległości w Stanach Zjednoczonych ...

-Mylisz się kochanie. Wszyscy tak na początku myślą. Czwarty lipca oznacza tak naprawdę rozmowę tego muzyka z jego matką na łożu śmierci. Cała piosenka to zapis ich rozmowy. W jednej zwrotce jest przepraszam, że odeszłam. To jego matka zostawiła go samego z ojcem, gdy miał rok. Nie potrafiła sobie z tym wszystkim poradzić i po prostu odeszła.

-Nie miałam pojęcia ... - wyszeptałam a ona się roześmiała serdecznie.

-Nie przejmuj się. Mało kto o tym wie. Tylko ja jestem taką fanatyczką tego artysty a mojemu mężowi - puściła mi oczko - się to udzieliło.

Żołądek mi się zacisnął. Muszę stąd wyjść. Teraz.

- Ach to ciasto, że też musi się tak długo piec ! Od kiedy jestem w ciąży, ciągle mam ochotę na słodkie. - spojrzałam na jej brzuch. Rzeczywiście był już bardzo widoczny.

Nagle poczułam jak krew mi się mrozi w żyłach.

- Który to miesiąc ? - spytałam a kobieta spojrzała na mnie lekko zaskoczona.

- Ach tak, szósty.

Szósty. Szósty miesiąc.

(sześć miesięcy temu byliśmy jeszcze razem, sześć miesięcy temu były moje osiemnaste urodziny, sześć miesięcy temu przespaliśmy się ze sobą pierwszy i ostatni raz, a on potem zrobił dziecko własnej żonie ?)

Wzięłam głęboki oddech i sięgnęłam po torebkę, którą położyłam na kolanach. Włożyłam obie ręce do środka i spojrzałam na kobietę.

To nie miałaś być ty. To miał być on.

- Przepraszam, jest pani dobrą osobą, ale on musi cierpieć. Za to co zrobił pani i za to co zrobił mi.

I zanim zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie, wbiłam jej nóż kuchenny w szyję. Wytrzeszczyła oczy z szoku i zaczęła otwierać, i zamykać usta niczym ryba. Krew tryskała mi na twarz i ręce, ale nie zwracałam na to uwagi. Patrzyłam tylko jak z tej kobiety uchodzi życie. Kobiety, która lubiła rozmawiać, uwielbiała piosenki Sufjana Stevensa, miała słabość do słodyczy, kochała swojego męża i niedługo miała zostać wspaniałą matką.

Gdy umarła, potoczyła się na ziemię, uderzając brzuchem o stolik. Wywołało to u mnie ból w klatce piersiowej, ale prawdopodobnie było to z mojej strony nieodpowiednie, skora to ja pozbawiłam to dziecko życia.

My little hawk, why do you cry?

Tell me what did you learn from the tillamook burn?

Or the fourth of july?

We're all gonna die.

Przeszłam nad ciałem kobiety i nie oglądając się za siebie, opuściłam miejsce zbrodni.

***

Wiem to potworne.

Ale proszę wybaczcie mi. To przez niego. To wszystko przez niego.

***

~TERAZ~

Weszłam do parku a motyl, który zawsze mi towarzyszył, stanął przede mną i zaczął śmiać. Rozumiałam. Ja też bym się śmiała, gdybym mogła.

A gdy skończył odszedł. Nie zdziwiło mnie to. To był już koniec jego roboty. Po raz kolejny spojrzałam na swoje ręce, które nie wiedzieć kiedy zaczęły się trząść.

- No i co teraz zrobisz, mądralo ? - powiedziałam i upadłam na ziemię.

I zaczęłam płakać. 

Przeklęta tajemnica miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz