Rozwalam sklep z elektroniką.

149 7 16
                                    


Ruszyliśmy do Los Angeles. Nie miałam pojęcia po co ale Sofia twierdziła, że to tam. Nico wyraźnie nie był z tego faktu zadowolony ale nie wiem czemu. Co niby tam takiego było? Po prostu kolejne wielkie miasto. Pojechaliśmy bez Jasona i Harry'ego. Jason był potrzebny w obozie a Harry no cóż.....chyba nie muszę tłumaczyć. Rachel się uparła choć nie wiedziałam do czego by nam się przydała, ale stwierdziła, że jeśli bogini będzie chciała się z nami skontaktować to pewnie przez nią. Ostatecznie przekonało mnie rzucenie w Kronosa grzebieniem. Więc w piątkę wsiedliśmy do jakiegoś autobusu i jechaliśmy znaleźć kogoś kogo imienia nawet nie znaliśmy. Znaczy, Sofia znała i nie chciała nam powiedzieć. Nie chciało mi się liczyć ile jechaliśmy.

Dojechaliśmy w nocy bo po drodze popsuł nam się autobus. Postanowiliśmy pójść do jakiegoś hotelu a następnego dnia ruszyć dalej. Znalezienie hotelu z wolnymi pokojami wydawało się łatwe ale dopiero po północy nam się to udało. Byliśmy tak zmęczeni, że gdy tylko weszliśmy do pokojów (Nico i Peter spali w jednym a ja z dziewczynami w drugim) rzuciliśmy się na łóżka i zasnęliśmy. Niestety w autobusie nie byliśmy w stanie ponieważ ciągle się baliśmy, że się rozwali. W byciu boginią są plusy. Nie masz koszmarów. A przynajmniej teoretycznie. Ja nie miałam takiego szczęścia. Znowu miałam przebłyski z przeszłości. Tym razem tej bliższej. Ja i Suzy bawiłyśmy się lalkami. Miałyśmy dziwną manię obcinania lalką włosów i palcy. W pewnym momencie Suzy stwierdziła, że nie chce jej się już bawić. Było mi smutno bo dopiero zaczęłyśmy a zabawa była jej pomysłem. Powiedziałam, że się nie zgadzam. Kiedy ona stwierdziła, że jej to nie obchodzi zaczęłyśmy się kłócić. W pewnym momencie popchnęłam ją trochę za mocno i walnęła głową o róg stołu. Zaczęła jej lecieć krew a ona zemdlała. Ja miałam tylko siedem lat i nie wiedziałam co robić. Myślałam, że ją zabiłam. Zaczęłam płakać a wtedy przyszli rodzice. Okazało się, że nic się nie stało i zrobiła jej się mała rana. Dla mnie to było naprawdę straszne i ciągle ją za to przepraszałam. 

Nagle coś się zmieniło. Weszło tam moje starsze rodzeństwo. Zaczęli szeptać. To twoja wina.Twoja wina. Twoja wina. Twoja wina. Miałam już tego dość. Czemu nie mogli zostawić mnie w spokoju. Muszą mnie nawiedzać w snach. Cała sytuacja stawała się straszniejsza. Chwilę później zmienili się w duchy. Zaczęły nade mną krążyć, ciągle szepcząc to samo. Miałam wrażenie, że za chwilę głowa mi wybuchnie. Skuliłam się i zatkałam uszy. Chciałam żeby to wszystko się skończyło. Nie miałam siły. Czułam się słaba i bezbronna. Innymi słowy dokładne przeciwieństwo bogini. Poddałam się. Czułam jak mnie pochłaniają i wysysają życie. To nie było przyjemne. Zaczęłam się szarpać. Usłyszałam cichy ale znany głos. Wołał kogoś. Nie rozumiałam co mówił. Nagle poczułam mocne szarpnięcie i obudziłam się. Nade mną pochylała się Rachel. Nie wyglądała na zmartwioną. Raczej rozbawioną.

- Zawsze tak trudno cię obudzić?

- Spać. - No co? Byłam nie wyspana! Nie ważne, że właśnie przerwała mi koszmar.

- Za pół godziny ruszamy dalej. Musimy jeszcze zrobić zakupy. - Zaczęła wychodzić ale postanowiła jeszcze coś powiedzieć. - A i nie narzekaj. Jest już jedenasta.

Zaczęłam mozolnie schodzić z łóżka. Nie chciało mi się iść błądzić bez celu. Po dziesięciu minutach wyszłam z łazienki ubrana z mokrymi włosami. Poszłam znaleźć resztę. Siedzieli w restauracji i jedli śniadanie. Ja nie byłam głodna więc zjadłam tylko jedną kanapkę. Zrobiłam sobie dwie na drogę. Po spakowaniu wszystkiego do plecaka poszliśmy błądzić po mieście. Peter i Sofia poszli do jakiegoś sklepu spożywczego a ja z Nico i Rachel usiedliśmy po drugiej stronie ulicy. Za nami był sklep elektroniczny i przez szybę było widać co pokazują w telewizji. Nagle zobaczyłam zdjęcie mojego brata. Patricka. Poniżej leciały napisy. Zaczęłam je czytać ale nawet kiedy przeczytałam je do końca wracałam na początek. Po chwili Peter z Sofią wrócili ze sklepu. Zaczęli iść dalej ale po chwili zobaczyli, że ja ciągle wpatruję się w telewizor. Chcecie wiedzieć czemu tak zareagowałam? A więc chodzi o to, że Pod zdjęciem mojego brata było napisane :

15 czerwca w Las Vegas wracając ze spaceru matka i jej pięcioletnim synek zostali potrąceni przez samochód. Mały chłopiec umarł na miejscu a matka w ciężkim stanie leży w szpitalu. Lekarze twierdzą, że wyzdrowieje. Zmarły chłopiec to Patrick Garden. Mieszkał w Las Vegas razem z rodzicami i piątką rodzeństwa. Wszystkim krewnym składamy najszczersze kondolencje. Za wypadek i zabicie dziecka kierowcę czeka nawet do dwudziestu lat więzienia.

Miałam wrażenie, że cały świat stal się szary. Nie mogłam uwierzyć, że mój mały słodki smok nie żyje. Żeby nie było. To nie był prawdziwy smok. Po prostu lubił smoki i uzgodniliśmy, że tak będę na niego mówić. Sam tego chciał.

Po chwili zaczęły lecieć reklamy. Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Mogłam się domyśleć do kogo należy ale i tak strzepnęłam ją gniewnie. Poczułam się tak jak walcząc z Leo, Percym i Annabeth. To było niesprawiedliwe. Wrzało we mnie tak, że nie wiedziałam czy zaraz nie wybuchnę. W sumie było mi wszystko jedno. Przez moją rękę przebiegła błyskawica. Nie namyślając się dłużej posłałam ją na bogu winny sklep. Odwróciłam się i zaczęłam szybkim krokiem odchodzić. Reszta w milczeniu poszła za mną. Chwilę później usłyszałam wybuch kiedy woda z rur wytrysnęła na powierzchnię i dołączyła do błyskawicy szalejącej w sklepie. Sklep wybuchł a ja odwróciłam się jakby nigdy nic do Sofii.

- Gdzie idziemy?

------------------------------

Nie wierzę, że tak szybko to napisałam. Maam wrażenie, że zrobiłam z Ciri trochę taką gangsterkę. A w następnym rozdziale spotkają kilka ciekawych (mam nadzieję) osób.

Selinne

Zbuntowana BoginiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz