Stara Meg wydawała się krucha i bardzo stara siedząc za dużym, ciemnym blatem biurka, ale jej sylwetka nadal była stalowa i nieprzystępna, jakby leżące przed nią banknoty nie rozmiękczyły serca... może ktoś kiedyś zamienił je w głaz, a teraz nie ma nikogo, kto mógłby odczarować zły czar? Kto zdjąłby ten ciężar kamienia? Kto zburzy mury, które wybudowała wokół siebie, bojąc się relacji? Ania zawędrowała do Krainy Wyobraźni i widziała jej zarumienione od komplementów policzki, iskierki w oczach upojonych młodością, tańce wieczorami, kiedy miała zajęty cały karnecik i nie była Starą Meg, ale Śliczną Meg. Jedną z tych dziewczyn, które są głównymi bohaterkami w powieściach, spotykają miłość swojego życia i wychodzą szczęśliwie za mąż... a nie smutną panną, która kończy jako wdowa w zbyt młodym wieku i do końca swoich dni zajmuje się porzuconymi lub osieroconymi dziećmi. Ania oczywiście rzadko kiedy pamięta, że to, co możliwe na książkowych stronicach rzadko kiedy spotyka nas w życiu, ale przecież nie musi tego jeszcze wiedzieć. Czasami prawda wyjawiona zbyt wcześnie, zabija jakąś cząstkę duszy nieodwołanie. Zdarzają się też przypadki, kiedy młodość zbyt mocno zawładnie nami i nie dopuszczamy do siebie myśli, że przedmiot naszej wiary jest niewiarygodny i jest tylko wymysłem naszej wyobraźni.
Emilie przestępowała z nogi na nogę. Jej myśli były daleko, biegły do Twierdzy, do chłopaków, przez zieloną łąką, strumień, prosto do Twierdzy. Musiała tam dotrzeć przed zachodem słońca, inaczej minie termin zakładu z Teddym, a ona nie mogła odpuścić sobie żadnego elementu rywalizacji. Chłopak z pewnością się ucieszy, bo nie miał najmniejszych szans na wygraną i założył się tylko dlatego, aby nie stracić twarzy. Wszyscy wiedzieli, że tylko nieliczni potrafią wspiąć się na Gałąź, a przez ostatnie kilka lat nikt tego nie dokonał, a jeżeli znalazłby się taki śmiałek to tylko Emilie, która wspinała się z lekkością godną wiewiórki, mimo ograniczającej ruchy sukienki. Jeżeli jej się uda to Teddy będzie musiał kupić jej karmelki w sklepie na rogu u Toma, a okazji na delektowanie się słodyczami dziewczyna nigdy nie przepuści. Spojrzała za okno. Niebo powoli się różowiło, miała góra dwadzieścia minut, a Stara Meg jeszcze nie zaczęła swojego kazania! Claire znowu pociągała nosem u ledwo dusiła w sobie chlipanie. Jeszcze chwila, a Emilie nie wytrzyma i poczęstuje ją kuksańcem pod żebra. Wtedy będzie musiała przez tydzień szorować osmalone garnki. Claire nie była tego warta.
- Ucisz się żesz dziecko! Ile można tak beczeć? Jeszcze chwila, a stracę cierpliwość i zamiast pójść spać, będziesz klęczeć na grochu pośrodku jadalni! Nie mazgaj się! Jeżeli czegoś w swoim życiu szczerze nienawidzę to mazgajów! - Stara Meg odgoniła ją swoją pomarszczoną, naznaczoną wiekiem dłonią, na ten gest Claire wybuchnęła niepohamowanym płaczem. Wyglądała doprawdy żałośnie z czerwonym nosem, ściskając w dłoni skrawek burej sukienki. - Idź już stąd! Nie mogę na ciebie patrzeć! - dziewczynka wybiegła, odprowadzana przez zirytowane fuknięcia i bezlitosne, czarne oczy Starej Meg. - Wy też już idźcie! Za dużo dzieci! Za dużo płaczu! Za dużo problemów! Jestem stara i zmęczona! DOBRANOC.
Emilie pobiegła do Twierdzy, a Ania... Ania poszła porozmawiać z Katie, bo chyba tylko ona chciała wysłuchać jej monologu. Oczywiście dziwne było to, że Stara Meg nie chciała dowiedzieć się czegoś o pani Griffin. Gdyby dziewczynka miała siostrę, chodziłaby do niej codziennie! Są rzeczy i sprawy, których nie zrozumie dziecko.
Nadeszła sobota, dzień w którym Ania miała poznać całą rodzinę Tobiasza i spędzić dzień u niego na wsi. Prawie całą noc nie zmrużyła oka, ale mimo to rano wstała rześka i gotowa do przeżycia przygody. Nie miała pojęcia, że zanim farmerowi udało się przekonać Starą Meg do tego pomysłu, musiało minąć kilka dni. Musiał użyć całego swego uroku, jakim został obdarzony przez naturę i oczywiście musiał zagwarantować Starej Meg, że przy następnej zbiórce wesprze sierociniec. Oczywiście to było zupełnie absurdalne, bo zawsze odkładał dla dzieci ładną sumkę, na jaką go było stać przy tak dużej rodzinie. Tamtego dnia, kiedy zapadła ostateczna decyzja, wszedł do jej gabinetu z nieśmiałym uśmiechem i nadzieją w poczciwych oczach. W pomarszczonej dłoni ściskał swój brązowy kapelusz i wyglądał jak za szkolnych lat, kiedy został przyłapany na gorącym uczynku i liczył, że mimo wszystko ominie go nauczycielska bura, a później poważna rozmowa w rodzinnym domu.
CZYTASZ
ANIA SHIRLEY
FanficTutaj nie ma Maryli, ani Diany i rozumiejącego Mateusza. Ania nie trafiła do Avonlea w skutek pomyłki. Nadal siedzi w sierocińcu, je przypalona owsiankę, a jej jedyną pociechą jest wyobraźnia, która pozwala przetrwać najcięższe chwile.