Szkoła

104 15 0
                                    

Kolejne dni minęły jak w słodkim śnie oczekiwania, były rozmyte, a jedyny wyrazisty punkt stanowiły rozmowy z Tobiaszem, bo dopóki dziewczyna nie chodziła do szkoły, to Stara Meg zrzuciła na nią swój obowiązek, aby dłużej mogła cieszyć się snem wśród miękkich poduszek. Ania wieczorami siedziała z innymi w głównej Sali i starała się jak najwięcej nauczyć, a że oprócz wyobraźni otrzymała także w prezencie inteligencję i bystrość i radziła sobie dobrze. Zajęta nową znajomością i myślą o szkole, zapomniała o swojej najdawniejszej przyjaciółce – Katie zamkniętej w szklanej szybie, wciąż czekającej na rozmowę i wspierającej w każdym momencie życia.  Rudowłosa sierota powtarzała znaną sobie poezję i przypominała sobie przeczytane kiedyś książki, których  było całkiem sporo, jak na jej dwanaście lat, bo któregoś  letniego dnia u pani Hammond odkryła kufer pełen wspaniałych lektur, dzięki którym poznała wiele literackich światów , nie wychodząc ze swojego zakurzonego pokoju na strychu. Nie miała pojęcia, że kobieta, która przyjęła ją pod swój dach, kiedyś również miała marzenia i plany, a nade wszystko kochała książki, które zaległy zapomniane pod ciężkim wiekiem, gdy tylko nadszedł czas macierzyństwa, a ten wieczór trochę nadał kolorów jej życiu. Musiała przyznać, że oprócz momentu spróbowania czekolady, byłą to najmilsza rzecz, jaka ją spotkała w tym strasznym domu.
Zanim Ania się zorientowała razem z innymi dziećmi jadła śniadanie, które nie było już tak obfite jak w kuchennym zaciszu, ale z narastającego podniecenia i stresu i tak niewiele przełknęła. Dostała jabłko i butelkę mleka, ale nie miała nic oprócz wysłużonego egzemplarza Antygony i własnej głowy, którą czasami zapominała wziąć, ale tego dnia była na miejscu. W towarzystwie innych sierot nie czuła się wyobcowana, bo wszyscy mieli brzydkie ubrania, które były przykuse nawet na ich chudych ciałach, ale w szkole czekały na nią dzieci z całego Hopetown, pewnie ładnie ubrane w kolorowe ubrania i z wplecionymi wstążkami z uśmiechem dziecka z dobrej rodziny. Gdyby jej sukienka była choć trochę mniej bura! Gdyby znała drogę do szkoły, to pewnie zatrzymałaby się, aby choć trochę ocieplić swój ubiór przez delikatne, polne kwiaty, ale bała się, że gromada dzieci zniknie jej z oczu i pierwszy dzień szkoły zakończy się dla niej jeszcze zanim na dobre się zacznie. Dlatego nie śmiała oderwać się choć odrobinę od innych sierot i  skupiła się na swoim celu podróży. W głowie majaczyło się mnóstwo scenariuszy tego dnia i o dziwo żaden nie był ani trochę pozytywny. Wyobraźnia podpowiadała jej najgorsze możliwości, pewnie potknie się przed wejściem i upadnie twarzą w błoto i wszyscy będą się z niej śmiać, co nie ma nic gorszego niż brudna, ruda sierota! Ewentualnie zbłaźni się podając, że ptaki to ssaki albo zrobi skandaliczny błąd w rachunku. Będzie rudą, głupią sierotą w ich oczach! Pochłonięta myślami nie zauważyła, że dotarli przed niewielki budynek szkoły i mnóstwo dzieci biegało wokół śmiejąc się, część z nich stała przy strumieniu i wkładała butelki  z mlekiem do chłodnej wody. Starsi chłopcy siedzieli na przewalonym drzewie i żuli żywicę  zebraną w drodze do szkoły, patrzyli z wysoka na inne dzieciaki, ale ożywili się, gdy grupa sierota zbliżyła się do nich. Jedna dziewczyna odłączyła się i pognała do nich. Biegła szybko śmiejąc się i wymachując tobołkiem z książkami, a Ani przeszło przez głowę, że tak nie powinna zachowywać się dama. To była Emilie. Urocza dziewczyna, która znajdowała się na szczycie hierarchii, a to dlatego, że w Hopetown była od rocznego bobasa i mogła poszczycić się najdłuższym stażem w sierocińcu. Nie była tak chuda jak inne sieroty, ale jej sylwetka zaokrąglała się nie tylko dlatego, że młodsze dzieci oddawały jej swoje porcje, ale dlatego że miała prawie czternaście lat i niedługo miała być dorosła. Płowe włosy wiązała w warkocz, tak że luźne kosmyki okalały jej twarz i wyglądały jakby przed chwilą wróciła ze spaceru po plaży. Oczy miała przejrzyście niebieskie i zadziwiająco ciemne rzęsy spod których rzucała prowokujące spojrzenia, całości dopełniał zdrowy rumieniec. Była też jedyną dziewczyną, która nie bała się Starej Meg, a wręcz była do niej niegrzeczna, ale kobieta nie mogła się jej pozbyć, bo sierociniec był niemalże domem Emilie.
Wskoczyła na przewalone drzewo, gdy tylko chłopcy ochoczo zrobili jej miejsce i podali żywicę. Ania przez chwilę łudziła się, że jej nie przyjmie, ale ona zaśmiała się i błyskając białymi zębami zaczęła żuć z entuzjazmem. Jej słowa niosły się i dotarły do uszu Ani.
- Tommy, to jest ta mała ruda. Nowa. Nie widzisz? Nigdy nie spotkałam nikogo z tak czerwonymi włosami, wyglądają niemal na farbowane. – szare oczy zalśniły od gniewu i łez i Ania rzuciłaby się w jej stronę z furią, gdyby nie usłyszała dalszej części wypowiedzi. – Moje są brzydkie i takie nijakie. Ja normalnie dałabym się pokroić za takie włosy, ale ona chyba myśli, że są okropne. A tobie się podobają, Murray? – cały gniew uszedł jak powietrze z przykutego balonika i teraz wpatrywała się w koleżankę z uwielbieniem i gdyby miała dość odwagi, to rzuciłaby się jej na szyję. Jak ktoś mógł uważać, że jej włosy są ładne i wyjątkowe? Całe życie modliła się o cud, aby pewnego dnia obudzić się z innymi, a inni marzą o takich rudych włosach! Nasłuchiwała.
- Nie wiem, ona  jest jakaś chuda… - Ania już zdążyła się oddalić od pnia, tak aby być w zasięgu ich wzroku, ale nie być podejrzaną o podsłuchiwanie. Włożyła mleko do strumienia i stałą do nich obrócona plecami, aby nie zwrócić na siebie uwagi, więc nie miała pojęcia do kogo należy ten nosowy głos, ale miał rację. Była chuda, mimo że dzięki posiłkom w kuchni odrobinę przytyła.
- Ciemnoto! Pytam o jej włosy, a ty mi mówisz o figurze! Jaka ma być jak mieszka w sierocińcu, ja się pytam?! No jaka?! Lepiej jak jest chuda, niż wygląda tak jak ty. – Ania obróciła się by zobaczyć wściekłe oblicze Emilie, która właśnie zdzielała swoim tobołkiem grubego chłopca z lokami. Wystawiła mu język i zaśmiała się, zawtórowali jej także inni siedzący na pniaku. Najwyraźniej ta dziewczyna musiała zaznaczyć swoje miejsce i potrafiła to jak nikt inny, bo wszyscy młodzieńcy wpatrywali się w nią jak w obrazek. Ania wiele by dała, aby tak wpatrywał się w nią chociaż jeden chłopak, ale nie pokroju tych z Hopetown. Mimo że była sierotą, to marzyła o swoim księciu z bajki, którego zauroczy jej inteligencja i sposób bycia. Ania chciała być damą i czekała na swojego ukochanego, który zawładnie jej sercem swą melancholią i niesamowicie przystojną twarzą.– Ona jest trochę dziwna, ale całkiem zabawna i tak śmiesznie mówi, jakby pisała wiersze. Maluchy i stara ją lubią. W ogóle chyba wszyscy ją lubią nawet Josie i Gertie, a one nawet mnie biły chochlą po łapach, gdy tylko zbliżałam się do kuchni.
- Em, matka dała mi dzisiaj dodatkowe ciastko, dam ci na długiej przerwie. – Ania słyszała głos jakiegoś chłopaka.
- Dzięki, nawet nie masz pojęcia jak okropnie karmią w tym sierocińcu, a ja kocham dobre jedzenie…a ciastka twojej matki biją inne. – głos Emilie był niedbały i Ania oczami wyobraźni widziała jak macha nogami i żuje żywicę, a chłopcy wpatrują się w nią z uwielbieniem.
Tymczasem do drzwi szkoły zmierzał młody mężczyzna z ciemnym wąsem fantazyjnie zakręconym na końcach. Miał na sobie ciemne spodnie i białą koszulę oraz nieprawdopodobnie czerwony sweter, który bił po oczach swoją intensywnością. Zatrzymał się przy pniaku.
- Proszę zejść w tym momencie! Ile razy mam wam powtarzać, że jest zakaz żucia? Emilie, dama nie wymachuje tak nogami i nie siada na pniaku, żując żywicę. Nie wiem, czy wiecie, ale jest już ósma i zgodnie z regulaminem powinniście wszyscy stać przed szkołą w równych rzędach. – był zdenerwowany i Ania to widziała, jego szyję pokryły czerwone plamy. Zdecydowanym krokiem podszedł do drzwi i otworzył je. Wszystkie dzieci posłusznie weszły, nawet Emilie nie podniosła wzroku, gdy mijała nauczyciela. Z jakiegoś powodu to zbuntowana dziewczyna szanowała tego mężczyznę, a takie osoby jak ona nie szanują kogoś z byle powodu. Ania chciała wejść, ale zatrzymał ją.
- Anno…
- Aniu.- poprawiła go machinalnie. Była Anią, a nie starą ciotka Anną. Zreflektował się i uśmiechnął się pod wąsem. Chyba rozumiał dzieci.
- Aniu, musisz wiedzieć, że nie mam pojęcia na jakim etapie nauki jesteś. Przygotowałem ,więc kilka arkuszy z rachunkami i prosiłbym cię, abyś na razie usiadła  w ławce na końcu sali i je zrobiła. Jeżeli okażą się za trudne, to je zostaw, ale jeżeli masz pomysł, jak je rozwiązać, to oczywiście zachęcam. Umiesz pisać?
- Ależ oczywiście! – widząc szczere oburzenie na jej twarzy, wyjaśnił, że czasami niektórzy mieszkańcy sierocińca tego nie potrafią, bo trafiają tam dzieci z ulicy.
- Wobec tego, napisz coś o sobie  i daj mi na koniec dnia. Dzisiaj będziemy robić rachunki, ale po długiej przerwie mamy zaplanowaną lekcję przyrody w lesie. Aniu, nie wymagam dzisiaj do ciebie uwagi na lekcjach, bo twoim priorytetem mają być kartki ode mnie. – wręczył jej kilka kartek i przepuścił w drzwiach i Ania poczuła, że będzie go lubić. Usiadła we wskazanej ławce i zafascynowana wpatrywała się w klasę. Minęło kilka minut zanim zajęła się rachunkami przygotowanymi przez pana Holana, które nie okazały się przerażająco trudne, większość z nich widziała w sierocińcu. Znaczną część czasu poświęciła na notatkę o sobie i była szczerze zadowolona ze swojej pracy, więc z dumą wręczyła ją nauczycielowi pod koniec dnia. Szkoła okazała się być wspaniała dla takiej głodnej wiedzy istoty jaką była Ania, a lekcja przyrody była naprawdę wymyślny, wynalazkiem, pozwalającym odpocząć od ławek, co dziewczynka mogłaby siedzieć godzinami w ławce, byle tylko móc się uczyć. Wszystko było takie znane, ale i nowe. Nawet mleko od krów Tobiasza smakowało inaczej, lepiej, a znany smak jabłek odkryła na nowo, poznając ich słodycz i soczystość Wracając do sierocińca myślała jeszcze o panu Holanie, który okazał się zaprzeczeniem wszystkich mitów o okropnych nauczycielach. Jak odbierze jej tak osobistą pracę? Zgani? Pochwali za ciekawą formę? Nie miała pojęcia…. Jedyne, co wiedziała to, to że została stworzona dla nauki i szkoły. A może to szkoła została stworzona dla niej? Zaraz zganiła się za tą śmiałą myśl… Przecież była tylko Anią Shirley…

ANIA SHIRLEYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz