Rozdział VII

1.1K 64 1
                                    

Lauren Pov.
Obudziłam się sama w mieszkaniu Lucy. Przecież pamiętam jak zasypiałam z nią. Przetarłam zaspane oczy i sięgnęłam po telefon. Miałam parę wiadomości i nieodebrane połączenie od przyjaciółki. Najbardziej zdziwiła mnie jednak wiadomość od Camili. Otworzyłam od razu zdjęcie które wysłała. Kiedy zobaczyłam "moją" dziewczynę z tym debilem zaczęło się we mnie gotować ze złości. Oczywiście moją w cudzysłowiu. Wstałam jak najszybciej z łóżka poszłam do łazienki się trochę ogarnąć. Nie zważając na to, że mój żołądek daje o sobie znać, zabrałam kluczyki do auta. Zamknęłam dzwi i wyciągnęłam telefon. Numer do Lucy.
- Tak skarbie? - odebrała po szóstym razie w dodatku słychać, że jest nieźle najebana.
- Nie mów do mnie tak. Masz czas do jutra żeby zabrać odemnie swoje rzeczy i wypierdalać z mojego życia. Rozumiesz?
- Ale Lauren - zaczyna się przepraszanie.
- Zamknij swój ryj. Ja śpię u ciebie a ty idziesz z kimś się miziać - zaczęła się śmiać zanim dokończyłam.
- Jeśli chodzi o niego to myślę, że on teraz mizia się z kimś innym cóż jest nieźle pijany i trochę zjarany - zaczyna się śmiać a mi żołądek podchodzi do gardła. Rozłączam się i jak najszybciej kieruje się w stronę domu Camili. Moje zachowanie nie było wobec niej fer. Zepsułam nam śniadanie a ona mimo wszystko była ze mną szczera. Może nawet miałam szansę na coś a to zjebałam. Nie zważając na to, że jest czerwone dodaje gazu modląc się abym nie spowodowała wypadku. Podjeżdżam pod dom Camili. Dziękuję sobie w duchu, że zapamiętałam jej adres. Światło świeci się w jej mieszkaniu. Może nie ma o co się bać. Jednak jedna rzecz nie daje mi spokoju. Wysiadam z auta a przed domem leży jej torebka dodatkowo zbliżając się do drzwi słyszę jej krzyki. Kurwa. Łapie za klamkę i wparowuje do domu. Rozbiegany wzrok Shawna skupia się na mnie a nie na zapięciu spodni. Podchodzę do niego, łapie go za głowę i uderzam nią o moje kolano. Chłopak patrzy się na mnie przestraszonym wzrokiem i po chwili dotyka swojego nosa z którego cienkie krew.
- Zapłacisz mi za to suko - drze się jak pojebany. Coś mi się zdaje, że piwo i zioło to nie jedyne używki które spożywał. Rusza z impetem w moją stronę podstawiam mu haka a on ląduje prosto na podłodze. Łapie go za szmaty i wyrzucam z domu. Grożąc telefonem na policję. Widocznie się uspokaja i odchodzi od domu Camili. Zbieram jej rzeczy, wchodzę do domu i zamykam dzrzwi na zamek. Spoglądam w stronę kanapy na której siedziała ale jej tam nie ma. Na podłodze nie ma też plam krwi. Musiała to szybko posprzątać. Ruszam w kierunku jej sypialni. Siedzi na łóżku cała roztrzęsiona. Nie wiem co mam zrobić. Z jednej strony chce ją przytulić a z drugiej wyjść po tym jak zachowałam się rano.
- Camz przepraszam cię za swoje zachowanie rano. Za bycie wredną. Naprawdę cię przepraszam. Na chwilę się uspokaja a jej wzrok skupia się na mnie.
- Dziękuję za to. Nie wiem co mu odbiło. Wparował tak nagle. Dziękuję za uratowanie mnie - jej kąciki ust lekko się podnoszą.
- Będe się już zbierać jak coś to masz mój numer - mam cichą nadzieję na zostanie ale w to raczej nie wierzę.
- Może zostaniesz? I tak już raczej nie zasnę a możemy się lepiej poznać - uśmiecha się do mnie i patrzy prosto w moje oczy.
- Propozycja przyjęta - odwzajemniam uśmiech i kładę się obok niej na łóżku.

Uratowałaś MnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz