10

11.9K 397 10
                                    

Pov Nicole

Kiałam miałam siedem lat, zaczęłam kolejny etap edukacji. Byłam w dalszym ciągu pod opieką dwunastoletniego Maxa. Nasza mama przez całe dnie zajmowała się pracą. Spędzaliśmy razem czas jedynie podczas posiłków. Czułam się jako dziecko jeszcze bardziej zagubiona. Zwłaszcza po pierwszej próbie nawiązania znajomości z innymi dziećmi, byłam dodatkowo zniechęcona. W przedszkolu byłam sama. Przez cały czas siedziałam na swoim stałym miejscu. Początkowe trudności z czytaniem, które miałam dały mi większą motywacje do nauki czytania i pisania. Max po szkole pomagał mi, czytał mi, uczył mnie alfabetu. Vince przynosił mi zawsze ze szkolnej biblioteki kolejne książki, które miały pomóc mi w nauce. Przez co w zajmowanym przez siebie miejscu w kącie sali zabaw naszej grupy przedszkolnej, siedziałam i czytałam dostępne tam książki o zwierzętach z masą ilustracji. Dzięki temu, że miałam zajęcie, samotność przestała być dla mnie tak bardzo odczuwalna.

Gorzej było podczas zabawy na dworze. Wszystkie dzieci bawiły się wspólnie. Nie mogłam brać z pokoju żadnych książek, nasza pani w ten sposób chciała żebym zaczęła spędzać czas z rówieśnikami. Podczas gdy było jeszcze gorzej. Nie chciałam po raz kolejny zostać odrzucona. Spędzałam czas na osobnej zabawie zabawkami wziętymi z domu. Bawiłam się w domku z grubego plastiku. Był zamykany na drzwiczki, miał otwierane okienka, i w środku miał miejsce do siedzenia. Reszta placu zabaw należącego do przedszkola była w głównej części, domek w którym najczęściej się chowałam był nieco z boku. Dzięki czemu nie dochodziły do mnie radosne krzyki innych dzieci.

Mój brat z każdym moim kolejnym sukcesem, pękał z dumy. Chodziłam na lekcje baletu. Indywidualne. Mama dawała nam środki na wszystkie potrzebne rzeczy, nie interesowało jej co za to kupimy, sama opłacała rachunki związane ze szkołą, wyprawką itp. Lekcje baletu to pomysł mojego brata, na pytanie czemu nie chcę chodzić na lekcje tańca z innymi dziećmi, uwierzył kiedy powiedziałam, że nie chciałabym się rozpraszać. Kończąc przedszkole umiałam już całkiem płynnie czytać, pisanie szło mi coraz lepiej, dzięki czemu rozpoczęcie nauki w szkole było dla mnie znacznie łatwiejsze. Mimo wszystko w dalszym ciągu popołudniami bawiłam się z chłopcami. Latem wychodziliśmy do parku, ja jadąc na swoim czterokołowym rowerku a chłopcy na deskorolkach. Często wychodził z nami tata Vincenta, który w dużym stopniu rekompensował mnie i Maxowi brak ojca.

Mimo że byłam dzieckiem, odrzucenie z którym spotkałam się w przedszkolu, wywarło na mnie znaczący wpływ. Stałam się bardziej cicha i zamknięta. Do przedszkola poszłam dopiero w wieku pięciu lat. Grupa, w której byłam znała się dwa lata, przez co było mi trudniej. Początkowo w klasie nikt się z nikim nie znał. Sytuacja była nieco inna niż wtedy, dzięki czemu czułam się nieco lepiej. Klasa składała się w większości z chłopców, dziewczyn w klasie łącznie ze mną było sześć. Nie przeszkadzało mi to, z chłopakami potrafiłam się lepiej dogadać.

W ławce siedziałam z Travisem, podczas drugiego tygodnia szkoły nauczycielka przesadziła go do mojej ławki. Do tego czasu nie wychylałam się, rozmawiałam z innymi jedynie wtedy, kiedy musiałam. Mówienie było dla mnie problematyczne, ze stresu się jąkałam, bałam się odzywać do innych. Poprzednie lata nauczyły mnie, że lepiej pozostać z boku niż po raz kolejny zostać odrzuconym.

Wracając. Travis był irytującym dzieckiem. Typ rozrabiaki. W dodatku, który nie potrafił siedzieć cicho, jakby milczenie go bolało. Decyzja nauczycielki nie zrobiła na nim wrażenia, nie przywiązywał się ani do miejsca, ani do rzeczy. Kiedy zajął miejsce obok mnie szeroko się do mnie uśmiechnął. Pierwszy raz ktoś poza Maxem i Vincem zareagował w ten sposób na mój widok. Każdą lekcje mnie zagadywał, rysował ołówkiem na marginesach mojego zeszytu i bawił się moimi włosami. W naturalny sposób zaczęliśmy spędzać razem czas również podczas przerw, czy w świetlicy. Nowością było dla mnie nie spędzanie czasu wolnego w odosobnieniu.

Dość szybko przyzwyczaiłam się do jego towarzystwa. Dzięki temu byłam w stanie się na kogoś otworzyć. Jak to dzieci szybko się zaprzyjaźniliśmy, często chodziłam do niego po szkole, mój brat dzięki temu był spokojniejszy o mnie. Ciężko mu było nie zauważyć, że nie miałam żadnych znajomych w swoim wieku. Dzięki Travisowi uśmiech nie schodził mi z twarzy, nie czułam się już jak odludek. Pozostałe dziewczyny trzymały się w jednej grupce, chłopcy byli podzieleni, bo było ich siedemnastu, więc ciężko by tworzyli tak liczną grupę. Nie przejmowałam się nikim, dopóki miałam Travisa.

Po trzech latach chłopak z dnia na dzień przestał chodzić do szkoły. Urwał się z nim kontakt całkowicie. Czułam się zagubiona, ale każdego dnia liczyłam, że przyjdzie i będzie jak zawsze. Po dwóch miesiącach przestałam się łudzić. Nauczyciele przestali go wyczytywać z listy, co oznaczało że zmienił szkołę. Próbowałam się z nim skontaktować, może nie tyle z nim ile z jego rodzicami, bo nie mieliśmy swoich telefonów. Nie byłam przygotowana na powrót do spędzania czasu samej. Bez Travisa.

Od tego czasu na nowo stroniłam od innych, liczyłam minuty, kiedy brat po mnie przyjdzie. Tak jak dawniej nie mogłam się doczekać, kiedy wrócę do domu.

Otworzyłam oczy. Przez pewien czas nie spałam. Miałam zamknięte oczy i byłam pogrążona w myślach, dopiero teraz dotarły do mnie promienie słońca przedostające się przez zasłony. Zmarszczyłam się. Ból głowy poczułam dopiero teraz. Moja dłoń mimowolnie powędrowała do czoła, jakby to miało zniwelować pulsujący ból. Podniosłam się z trudem. Odwróciłam głowę. Czułam że podniesienie się z łóżka, było wyjątkowo trudne. Niemal nie spadłam z materaca, kiedy obok siebie zobaczyłam śpiącego Vince'a, z ręką przerzuconą przez moją talię. Kołdra prawie w całości była skotłowana na mnie. Dlatego nie zauważyłam jego ręki na sobie, była pod warstwami pościeli. On sam spał w spodniach dresowych. Bez koszulki. Mimowolnie zatrzymałam wzrok na jego umięśnionych ramionach i brzuchu. Miałam ogromną ochotę go dotknąć. Wiedziałam jednak, że nie zniosłabym, gdyby chłopak mnie na tym przyłapał. Na samą myśl poczułam gorąco na policzkach.

- Hej słońce, jak się czujesz?- do moich uszu dotarł jego zachrypnięty głos. Gwałtownie podniosłam wzrok na jego twarz. Zaspane oczy, włosy roztrzepane na czole. Nadal miał odgniecioną poduszkę na policzku.

Czy naprawdę musiał się obudzić, kiedy wzrokiem pożerałam jego nagi tors? 

One broken soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz