18

10.3K 327 56
                                    

Pov Nicole

Czułam po kościach, że szykowała się trudna rozmowa. Kolejna w tym tygodniu. Obudziłam się niewyspana, mimo że spałam ponad dziesięć godzin. Przeciągnęłam się, przecierając dłonią twarz, jakby to miało spowodować, że zachce mi się tak, jak mi się nie chce. Zebrałam włosy do tyłu i wstałam z łóżka. Piżamę zrzuciłam z siebie od razu, będąc gotowa zabić każdego, kto wejdzie mi do pokoju, właśnie w tym momencie. Nałożyłam na siebie bieliznę, przez przypadek znajdując sportowy top i majtki do kompletu. Skarpetki już do pary nie były, ale nie przejmowałam się tym, sięgały mi prawie do połowy łydki i były cieplutkie. I w misie. Ubrałam szare dresowe spodnie i luźną koszulkę z nadrukiem starej kreskówki.

Przed zejściem na dół umyłam zęby i przemyłam twarz zimną wodą. Zajrzałem jeszcze po drodze do pokoju Maxa, by sprawdzić, czy wrócił do domu. Jednak nikogo nie było. Ruszyłam zatem korytarzem i zeszłam powoli po schodach. Stanęłam w połowie, widząc na dole Vincenta i Maxa siedzących w salonie. Oboje milczeli. Twarzy Vince'a nie widziałam, a Max siedział do mnie bokiem, patrzył przed siebie z nieobecnym spojrzeniem, jakby myślami był daleko stąd. Miałam ochotę wrócić z powrotem do pokoju i pójść spać. Jednak za nim zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch Max zauważył mnie i wstał, co przyciągnęło uwagę Vincenta, który po chwili również spojrzał na mnie. Brat podszedł do mnie, a ja nie wiedząc co innego mogę zrobić, pokonałam ostatnie stopnie. Max objął mnie gładząc dłonią moje włosy.

- Wyspałaś się?- spytał patrząc na badawczym spojrzeniem- dobrze się czujesz?- dodał nie dając mi odpowiedzieć, na to pierwsze pytanie. Pokiwałam jedynie głową, posyłając mu uśmiech. O dziwo moja twarz ze mną współpracowała, więc wykrzesanie z siebie uśmiechu nie było tak bardzo trudne. Poszłam w ślady brata i usiadłam na kanapie obok Vincenta, a brat usiadł ponownie na fotelu. Oboje przez chwilę mi się przyglądali, a ja czułam się bardziej niż niezręcznie.

- Kiedy wróciłeś?- spytałam Maxa, ganiąc się za to, że w ogóle wstałam z łóżka.

- Parę godzin temu- odpowiedział nadal ostrożnie mi się przyglądając- wiesz, że teraz...- przerwał na chwilę, zerkając na swojego przyjaciela- teraz będziesz musiała normalnie jeść- odparł- jeśli coś się będzie działo masz nam o tym mówić- dodał proszącym wzrokiem, ja pokiwałam jedynie głową, nie mogąc się doczekać, kiedy będę miała to za sobą.

Po jakimś czasie we trójkę znaleźliśmy się w kuchni. Ja siedząc na blacie i przyglądając się Maxwellowi i Vincentowi, którzy szykują śniadanie, cały czas ukradkiem na mnie patrząc.

- Wszystko w porządku- powiedziałam, kiedy miałam już dość, że zachowują się jakbym za chwilę miała zniknąć- Nie patrzcie się tak na mnie- dodałam opierając dłonie o krawędzie blatu.

Mój brat w odpowiedzi podszedł do mnie po raz drugi tego dnia mocno mnie do siebie przytulając.

- Nikki, nie mogę cię stracić, mam tylko ciebie- powiedział patrząc na mnie pełnym smutku spojrzeniem, co momentalnie wywołało u mnie poczucie winy. Nie zasługuję na tak wspaniałego brata. Myślałam, że moje serce pęknie, gdy dostrzegłam łzy w jego oczach. Odwzajemniłam uścisk chowając twarz w zgłębieniu jego szyi, sama miałam ochotę się rozpłakać. Niejedzenie nie miało na celu zranić osoby, która była dla mnie całym światem. Która czuwała, gdy dorastałam. Zawsze przy mnie był. On pomagał mi stawiać pierwsze kroki, on nauczył mnie sznurować buty, jeździć na rowerze. Jako jedyny nigdy się ode mnie nie odwrócił.

- Przepraszam Max- szepnęłam mając pełną świadomość, że ledwo co mnie słyszał. Zacisnęłam mocniej dłonie na koszulce brata, czując, że jeśli tego nie zrobię to się rozkleję.

One broken soulOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz