Pov. TaraKiedy po pięciu próbach dodzwonienia się do Sandy'ego w końcu zrezygnowanym głosem powiedzialam reszcie, że chyba nici z dzwonienia.
-A może tam wszyscy pojedziemy? - podsunął pomysł Spike.
-Nie wiem czy byłby to dobry pomysł... Jeśli Leon by nie spał, to i tak by się dziwnie czół w obecności tylko jednej osoby z nas, a co dopiero wszystkich. -
Odparła Pam.-.... - milczeliśmy wszyscy do czasu gdy usłyszeliśmy głos Bo.
-Nooooo siemka! - zaczął.
-Ejjj co wy tacy wychiszeni? Ktoś umarł? - zapytał z lekką ironią w głosie.Wszyscy spojrzeliśmy na niego.
-No co?.... Jezu czy ten bachor Leon znowu coś zrobił? - zapytał.
-Nie wiesz!? Tylko chciał popełnić samobójstwo, i to z naszej winy!-krzyknęła Shelly.
-No i? Nie będzie lepiej? - zapytał wzruszając ramionami ojciec Leona.
-Nie! A wiesz dlaczego?! On przez te siedem lat, próbował być dla nas jak najbardziej miły, dawał nam na nasze urodziny prezenty, i tobie też! Choć nie powinien... - powiedziałam.
-Pffff... I co z tego? I tak jest dla mnie nikim. - odparł Bo i już miał wychodzić przez bramę parku, gdy przed nim stanęło dwóch policjantów.
-Pan się nazywa Bo Smith? - zapytał jeden z nich.
-Emmmm.... Tak? -
-Jest pan zatrzymany z powodu znęcania się nad nieletnimi. Porozmawiamy sobie na komisariacie. - powiedział drógi zakładając mu kajdanki.
-E-ej! Tak nie można! ZOSTAWCIE MNIE! - krzyczał Bo.
-Nagle zza murku wychylił się 8-bit z telefonem w ręce.
-Zdążyłem zadzwonić po policje gdy sie gadaliście - powiedział z uśmiechem na swojej cyfrowej twarzy.
*time skip*
Była już 20 a Sandy i Nita nadal nie wracają. Martwię się o nich, przecież to dzieci.
Wtedy usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu. Był to Sandy. I i miał na sobie bluzę Leona.
-Sand- zaczęłam.
-Nie. Chcę. Z. Tobą. GADAĆ OK?! - krzyknął wkurzony i pobiegł po schodach do siebie.
Poszłam za nim, ale zatrzymałam się na chwilę, gdy usłyszałam jego płacz. Podeszłam bliżej do drzwi i uchyliłam je. Sandy siedział na podłodze z twarzą schowaną w kolanach.
-Sandyś... -
-Czego chcesz?! Nie możesz mnie zostawić....? - zapytał podnosząc głowę w moją stronę.
-Nie, gdy widzę cie skulonego całego we łzach. I chcę ci pomóc - odpowiedziałam siadając koło niego.
-Ale Leonowi pomóc jakoś nie chciałaś... - powiedział szeptem.
-Wiem.... Byłam okropna dla niego... - powiedziałam. -Ale... Zmienię się... Obiecuje... -
-To nie mnie masz to obiecać, tylko Leonowi... - odparł.
-Sandy... Martwię się o ciebie... - szepnęłam obejmując go
-... Masz prawo się o mnie martwić... Ale naprawdę mnie wkurzyłaś... - odparł przytulając się do mnie.
-Wiem... Bardzo dobrze wiem... -
Chwilowo panowała cisza, przerywana tylko cichym chlipaniem Sandy'ego. Nagle ktoś zapukał do drzwi pokoju mojego syna.
-Coś się dzieje? - zapytał Gene siadając obok mnie.
-Nie, nic... Tylko.. Co się stanie z Leonem i Nitą? Bo poszedł do więzienia, a oni nie mają żadnych krewnych. - powiedziałam.
Gene już miał coś powiedzieć, gdy Sandy spytał:
-A nie mogą zamieszkać u nas? Nita poszła sama do swojego domu,ale to 7-letnie dziecko, a Leon jest w szpitalu. -Spojrzeliśmy po sobie:wszyscy troje.
-W sumie,nie głupi pomysł. - odparł po chwili Gene. - jeden z pokoi jest nieruszony, i moglibyśmy dać go Nicie, a Leon miałby pokój z Sandym, bo chyba by wolał być w jego pobliżu - dodał.
-Czyyyyyli... Leon i Nita się przeprowadzają do nas? - spytał na koniec Sandy.
Pokiwaliśmy głową, a Sandy tylko powiedział z uradowaniem w głosie :"Yeyyyy"
Zieeeeemniaczki moje!!!
Zgadnijcie kto jednak żyje?JAAAA
oto rozdziałek, długo nie było, bo uczyłam się do sprawdzianu z chisty, co miał być w piątek, ale Morawiecki zawsze na straży XD
Tak więc 9 rozdział.Yey :D
CZYTASZ
☆゚° Nie Patrzeć W Przeszłość ☆. Leondy [ZAKOŃCZONE]
FanfictionMoje pierwsze opowiadanko na tej platformie więc jak coś będzie nie tak to sorry :')