11

95 5 0
                                    

Siedziałam w kuchni, wpatrując się w śniadanie, które próbowałam zjeść od ponad pół godziny. Nie miałam ochoty jeść, pić, ogólnie żyć. Nic nie miało dla mnie sensu, wszystko wydało się takie nierealne. Czułam się... No właśnie jak się czułam? Jak lewy but na prawej stopie. Pragnęłam skończyć z tym wszystkim, ale nie mogłam, nie mam na tyle odwagi. Wszystko mnie przerosło, a przecież to nie było nic wielkiego.
Odblokowałam telefon, kolejny raz wracając do wiadomości, która napisał mi przedwczoraj Adrian.

„Przepraszam, że się nie odzywałem przez kilka dni, ale musiałem wszystko sobie przemyśleć. Pewnie będę żałował, że ci to napiszę, ale trudno, podobasz mi się".

Zaczęłam bawić się kawałkiem pomidora, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Oparłam rękę na blacie i usadowiłam na niej głowę. Było mi go szkoda. Przecież my się w ogóle nie znamy. Nie rozumiałam, dlaczego mógł być tak ślepy i zauroczyć się w osobie bez piersi i wyglądu?

Na siłę połknęłam ostatnie kawałki kanapki i ruszyłam w stronę wyjścia, puszczając moją ulubioną playlistę. Gdy już zbliżałam się ku przystankowi, zaczął padać deszcz. Wszyscy bez parasoli biegali, starając się unikać spadających z nieba kropel, natomiast ja szłam w rytm spokojnej muzyki, pogrążona w myślach.
Weszłam do autobusu i usiadłam na moim ulubionym miejscu. Oparłam się wygodnie na fotelu i zwróciłam w stronę okna. Melancholijna pogoda i spokojna muzyka podkręcały mój podły nastrój, jednocześnie powodując uśmiech na mojej twarzy.
A gdybym mu tak dała szansę? Nie, nie mogę mu robić nadziei, skoro wiem, że nic z tego nie będzie. W końcu nikt nie wytrzymał ze mną więcej niż 4 dni. Ze mną nie da się wytrzymać...

- Mogę? - usłyszałam znajomy głosu, przez co odwróciłam się w jego stronę.

Uśmiechnęłam się serdecznie i pokiwałam przecząco głową. Dziewczyna popatrzyła na mnie spod okularów i usiadła obok mnie.

- Dawno Cię tu nie widziałam - powiedziała Ania, wyrywając mi z ucha słuchawkę, którą następnie przyłożyła do ucha - Dziewczynoooo czemu ty się tak lubisz dołować?

- Ta muzyka mnie uspokaja. - odpowiedziałam, chowając słuchawki do plecaka - Zresztą w smutku jest coś... pięknego.

- Abbey Gloves, dobrze pamiętam? - zapytała, na co ze zdumieniem pokiwałam głową - Widzę, że coś cię trapi, w końcu zawsze słuchasz jej smętów, gdy coś jest nie tak. Zresztą nie widziałam Cię w autobusie od ponad tygodnia. - powiedziała, mrużąc oczy.

- Zawsze słucham - zrobiłam kocie łapki - smętów, a zresztą byłam chora. - odpowiedziałam, na co koleżanka uniosła brew, tak jakby chciała powiedzieć „serio?".

- Nastka powiedz mi prawdę, ale już! Przecież widzę twoją minę, nie uśmiechasz się tak jak zawsze.

Westchnęłam. Nigdy nie miałam przed nią sekretów, zawsze jej o wszystkim mówiłam a teraz... Kłamie, do tego niezbyt umiejętnie. Nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział o Adrianie, a o Laurze nie wspominając. Brązowooka patrzyła na mnie wyczekująco, unosząc nieznośnie brew, którą zachęcała mnie do mówienia.

- Lepiej się komuś wygadać niż dusić to w sobie. - Przypomniałam sobie słowa Łukasza, które powiedział po rozmowie z parku.

Mogłabym ten jeden raz go posłuchać. Zresztą nic się nie stanie, jeśli powiem jej co nieco o chłopaku. Przemilczę uczucia, którymi darzę Laurę i będę miała z głowy.
Westchnęłam i popatrzyłam w jej stronę.

- Pamiętasz Adriana, tego z wymiany? - zaczęłam, na co dziewczyna pokiwała głową - Od czasu ogniska piszemy ze sobą codziennie, ale przez ostatnie dwa tygodnie nie odzywał się do mnie. Rozmawialiśmy o wszystkim, ale najwięcej na temat jego krasza. Dawałam mu pomysły, co mógłby zrobić, co jej napisać... a ten dwa dni temu napisał mi, że mu się podobam. - Na twarzy przyjaciółki powoli malował się uśmiech. Wzrok skierowała w lewą stronę, co symbolizowało, że w myślach planuje nasz ślub. W dzieciństwie wystarczyło jedno spojrzenie chłopaka i już dopasowywała jego nazwisko do swojego imienia. Jak widać, trochę zostało jej z tamtych czasów. Spiorunowałam ją wzrokiem i wróciłam do opowiadania. - My się w ogóle nie znamy. Spotkaliśmy się w tamtym tygodniu cała naszą ekipą, która przyjmowała Holendrów. Przez cały ten czas nie odezwał się do mnie ani słowem, nawet głupiego „Cześć" na pożegnanie. Wydawało mi się, że leci na Kari... a nie na mnie.

- Chcesz powiedzieć, że nie chodziłaś do szkoły, żeby go przypadkiem nie spotkać? - zapytała, mrużąc oczy. - Dobrze wiem, że choroba to bujda... gdybyś miała wysoką temperaturę, kaszel, mdłości i w ogóle umierałabyś... Poszłabyś do tej szkoły.

- Poniekąd tak. Nie chcę mu łamać serca... dobrze wiesz, że nie chce nikogo - powiedziałam niepewnie.

„Nie chce nikogo" zabawne, bo przecież pragnę jej!

- Zresztą nie czuję tego samego co on. - dodałam.

- Poniekąd? - powtórzyła moje pierwsze słowo.

No i się wkopałam...

Spuściłam wzrok, nie mogąc na nią patrzeć. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, wszystko jej powiem. Chociaż jak byłyśmy w gimnazjum, powiedziałam jej, że prawdopodobnie wolę dziewczyny. Przyjęła to dobrze, ale chyba nie myślała, że mówię to serio.

- Więc jest ktoś, kto mi się podoba... - urwałam, aby popatrzeć na jej twarz, na której malowało się zdziwienie. Otworzyłam usta, aby dokończyć zdanie, ale dziewczyna zaczęła, prawie że krzyczeć.

- O kurde! Komuś udało się przekroczyć twoja fortece. Jak tego dokonał? Kto to jest?! - złapała moją rękę, która leżała na moim kolanie. Pogładziła ją i powtórzyła bardzo dobrze mi znaną kwestie Łukasza - Możesz mi zaufać.

- Ta osoba ma chyba jakiś dar, nawet nie próbuje niszczyć mojego muru a go niszczy. - spojrzałam przez okno i dodałam - Choć tego nie chce, on słabnie... Muszę go umocnić, póki nie jest za późno.

Chociaż chyba jest już za późno...

Alone with youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz