Kiedyś to było wielkie ognisko. Chociaż... Bardziej przypominało pożar. Ogień pochłaniał nieliczone hektary ziemi, a ja widziałam w tym masę pomysłów i wszystkie chciałam zrealizować. Jednak tak szybko jak się pojawiał w niektórych miejscach tak szybko znikał. A pomysły zniknęły wraz z płonieniami.
Z czasem nauczyłam się rozróżniać chwilowy płomień od ognia który trwał i trwał. I mimo tego, że w niektórych miejscach ciągle płonął to nie byłam w stanie tego zrealizować. Pomysły żyły w mojej głowie, a kurzyły się na kartach papieru i dokumentach na komputerze. Nie przeszkadzało mi to.
Do czasu.
Dziś gdy patrze w ten wielki pożar nadal widzę te wszystkie sceny i pomysły. Jednak gdy zasiadam do komputera lub biorę długopis w rękę to po prostu nie jestem w stanie tego zrobić. Nic nie jest wystarczająco dobre, więc kasuje całe linijki albo skreślam całe strony. Coś co kiedyś przychodziło mi z łatwością i sprawiało ogromną przyjemność teraz jest udręką. Nie jestem w stanie osiągnąć zadowalającego mnie efektu. Kiedyś bez problemu mogłam zapisać dwa tysiące słów, jeśli nie więcej, a teraz mam problem ze zwykłą setką. Płomienie nadal tańczą, ale ja ich nie uczuje, zupełnie jakby nie były częścią mnie.
Słyszę ciągle pochwały i słowa otuchy, wiem, że są szczere, ale... Nie potrafię ich przyswoić. Nie mogę w nie uwierzyć. Nie uważam je za kłamstwa, ale za prawdę również nie.
Więc wpatruje się w ten wielki pożar i uśmiecham się delikatnie widząc, że nadal sieje spustoszenie.
Jednak ja przygasam.
A kiedy i on się wypali to będzie mój koniec. Kiedy ostatni płomień przestanie tańczyć wszystko się skończy.
A ja nie mam pojęcia czy kiedykolwiek jeszcze uda mi się wzniecić chociażby najmniejszy ogień, nawet z pomocą rozpałki czy benzyny.
Więc staram się cieszyć tym ciepłym, pomarańczowym kolorem chociaż sama preferuje bardziej zimne tony. Obserwuje jak ogniki oplatają wszystko, mnożą się i trwają. Widzę jak przechodzą na drzewa, jak spalają trawę, czuję ten charakterystyczny zapach. I chociaż się uśmiecham to po moich polikach łzy wyznaczają swoje ścieżki. I wcale to nie są łzy szczęścia.
Płaczę bo już nie jestem w stanie robić tego co pokochałam całym sercem.
Chciałabym jeszcze raz chwycić za długopis albo ołówek, nie ważne za co, ważne bym mogla tym pisać i znów zatracić się w tym uczuciu. Chciałabym zapełniać coraz to nowsze strony, nie dbając o staranne pismo. Pragnę znów uśmiechać się pod nosem gdy nie uważam na lekcji i ukradkiem spisuje to co ujrzałam w ogniu. Naprawdę bym chciała znaleźć się znów w tych czasach.
Chociaż raz jeszcze.