To tylko zły sen | Sukuna x Yuji

644 24 6
                                    

Chuj mnie to, że ten animiec  się jeszcze nie skończył, ten ship jest kurwa piękny, a pomysł na shota wpadł mi już praktycznie w pierwszym odcinku. 

     Sukuna nie mógł się nadziwić jak ten dzieciak na niego działał. W końcu, czysto teoretycznie, już dawno gryzł glebę, a nawet za życia nikt nie potrafił wzbudzić w nim jakiś uczuć. Nie bez powodu stał się tak potężny, że nie dało się zniszczyć jego szczątków, skrawków jego duszy. Więc co w jego naczyniu było tak wyjątkowego? Co w nim było takiego, że obudziło jego serce (mimo, że mógł funkcjonować bez niego) i uczucia, o których czasem nie wiedział co myśleć? Jasna cholera, przez niego nie miał ochoty mordować ludzi (a przynajmniej nie tak bardzo jak zazwyczaj)!

     Nie poznawał samego siebie. Dawniej z całych sił próbowałby się wyrw... Nie, dawniej nie istniałby człowiek zdolny do trzymania go na uwięzi. Może myśl, że już nie jest najsilniejszy tak na niego wpłynęła? Bzdura, klasy specjalne się do niego nie umywały, dalej był najpotężniejszy i to jego się bano. Czy możliwe jest, że chodziło o strach, a raczej jego brak?

     Yuji nigdy się go nie bał, ba, potrafił mu pyskować i grozić. Nikt inny go tak wcześniej nie potraktował. Nikt nie podchodził do niego bez strachu, bez położenia swojej osoby w roli ofiary.

     I pewnie długo, by tak gdybał, jak prawie każdej nocy, ale coś zwróciło jego uwagę.

     Od samego początku dzielenia z nim ciała miał dostęp do jego snów, sam się czasem w nich pojawiał gdy mu się nudziło albo gdy miał ochotę na coś, na co w świecie realnym było za wcześnie (Itadori zawsze potem chodził cały dzień zarumieniony i zakłopotany, myśląc, że to wytwór jego umysłu, a nie faktyczne działania Sukuny. Mężczyzna nie wyprowadzał go z błędu, ale w zamian starał się tego nie nadużywać), więc nie zdziwiło go, że mimo późnej pory, nastolatek coś przeżywa. 

     Problemem była natura tej emocji.

     Itadori się bał.  A strach ten był tak potężny  i irracjonalny, że nawet nie patrzył co mu się śniło. Po prostu go wybudził i ściągnął go na swoje rozszerzane terytorium. Wątpił, by towarzystwo czaszek pomogłoby mu w uspokojeniu nastolatka, ale cóż, nie on decydował o wyglądzie.

     Yuji był już przytomny, a przynajmniej w teorii. Brązowe oczy było rozszerzone do granic możliwości, a w ich kącikach zbierały się łzy, z których niektóre już płynęły policzkach z małymi znamionami. Usta wciąż były otwarte jakby ich właściciel krzyczał wniebogłosy, jednak chłopak nie wydawał z siebie ani jednego dźwięku. Cały się trząsł, jakby dalej nie mógł opanować emocji i zupełnie nie kontaktował, najprawdopodobniej w ogóle nie zarejestrował miejsca w którym się znajdował. 

     — Yuji? — rzadko nazywał go po imieniu, ale czuł, że bez tego może nie zwrócić na siebie jego uwagi. 

     — Su... Suku... Na... — wydukał drżącym głosem. 

     Nie zapytał go, czy wszystko w porządku, bo przecież widział, że nie było. Nie powiedział nic, ani słowa, tylko patrzył się na niego jak ostatni idiota, za co pluł sobie w brodę. Był jego partnerem. Jego chłopakiem, jego miłością, a nie potrafił mu pomóc. 

     — Sukuna... — powiedział znów, już się nie zacinając, ale jego jego głos dalej drżał.

     I zanim Król Klątw zdążył zareagować, dzieciak rzucił mu się w ramiona. Odruchowo objął go swoimi ramionami i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Yuji wtulił się ufnie w jego tors, a pięści zacisnął na tyle białego kimono. Ryomen trochę się w tym gubił i nie miał pojęcia, jak dokładnie ma zareagować, ale wiedział jedno - nie chciał, a wręcz nie mógł, wypuścić go teraz z ramion.

     — Yuji... — delikatnie pogłaskał go po włosach, by spróbować go uspokoić — Co ci się śniło? — nie wiedział co innego mógłby poruszyć.

     — Ci-ciała... — wyszeptał, a Sukuna mógł wyczuć jak serce, jego dzieciaka, przyśpiesza — Fushiguro, Kugisaki... Nawet Gojo-sensei... Martwi...

     — Ja ich zabiłem? — nie widział sensu w owijaniu w bawełnę, to musiał być on. Inaczej nastolatek nie byłby tak roztrzęsiony. 

     — Nie — odparł pewnie, a przeklęta dusza, zamrugała kilka razy, zaskoczona — Ty zginąłeś jako pierwszy. 

     — Ja? — upewnił się, przekrzywiając delikatnie głowę. Przecież to było niedorzeczne, on nie mógł zginąć! Chyba, że... Nie, wtedy też Yuji wyzionąłby ducha, a na to pozwolić nie mógł. Zresztą, to był tylko koszmar, musiał go teraz po prostu uspokoić i upewnić się, że Itadori zrozumie, że przy nim nic mu nie grozi. 

     — Zasłoniłeś mnie własnym ciałem... Obroniłeś mnie... Wy wszyscy próbowaliście mnie chronić, a ja nie mogłem nic zrobić... Byłem zbyt słaby...

     — Yuji, spójrz na mnie — dotychczas wystarczył sam jego opanowany głos, jednak tym razem, w brązowych dalej krył się strach i zaniepokojenie. Sukunę autentycznie bolał ten widok, czuł w klatce piersiowej tak niewyobrażalny ścisk — To był tylko zły sen. — Przejechał palcem po małych znamionach pod oczami, a nastolatek wtulił się w jego dłoń, cały czas wpatrując się w jego czerwone ślepia. — To się nie zdarzyło naprawdę. Żyję i pozostanę w tym stanie zresztą długo, tak samo jak ty. Nie pozwolę ci umrzeć, rozumiesz? Ci twoi przyjaciele też tak łatwo nie odpuszczą, a już na pewno nie ten białowłosy wrzód. — Potok słów wylewał się z jego ust, chociaż nigdy nie podejrzewał, że będzie coś takiego mówił. — Nie jesteś słaby, dzieciaku.  Gdybyś był, zginąłbyś tamtej nocy. A ty przeżyłeś. Przeżyłeś i zachowałeś swoją świadomość, zdołałeś mnie zniewolić. Zdołałeś mnie pokochać. Nie osiągnąłbyś tego, gdybyś był słaby. 

     — Su... Sukuna... — wydukał znów i na powrót wtulił głowę w jego tors.

     — Jestem tu, dzieciaku — mruknął, gładząc go po włosach — To był tylko zły sen. 

     — M-Mogę tu dziś zostać...? — Pociągnął lekko nosem. — C-Chociaż na chwilę...

     — Myślałeś, że po czymś takim cię stąd wypuszczę? — mruknął, obejmując go mocniej.

     — W takim razie, przygotuj się na spędzenie całej nocy w jednej pozycji. — Sukuna nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc, że jego pewny siebie dzieciak, powraca. — Nie mam zamiaru spać na czaszkach.

     — Są tu też inne kości — zauważył, gdy Yuji rozsiadał się na jego kolanach.

     Nastolatek chwilę się kręcił, próbując znaleźć wygodną pozycję, a gdy w końcu się zatrzymał, zarzucił ramiona na jego szyję. Musnął nosem czarne znamiona na karku, a następnie delikatnie go tam pocałował, sprawiając, że nieprzygotowany na to Sukuna, delikatnie się zarumienił. Mógł wyczuć, jak Itadori uśmiecha się na tę reakcję.

     — Dasz radę spać na siedząco?  — wymamrotał, chcąc odciągnąć go od myśli, że zdołał sprawić, by Król Klątw spalił buraka niczym jakaś nastolatka myśląca tylko o romansach.

     — Mhm... — Yuji już odpływał.

     — Dobranoc — szepnął jeszcze do niego, by potem dać mu spać.

     — Kocham cię... — wymruczał Itadori, resztkami przytomności. 

     — Wiem. Też cię kocham, Yuji. 

Z Mroku Nocy Zrodzone || One-ShotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz