20. Nie jest mi z tego powodu przykro

163 23 2
                                    


Rozdział 20:  Nie jest mi z tego powodu przykro


Otworzyłam oczy, odnajdując wprost nad nimi rażące białe światło podłużnej żarówki. Leżałam na twardym posłaniu, na pierwszy rzut oka, nie będąc pewna, gdzie mogę się znajdować.

Wystarczyła mi jednak chwila, rozpoznanie charakterystycznego zapachu i spojrzenie na ścianę naprzeciwko mnie, żebym rozpoznała gabinet pielęgniarki, która właśnie do mnie podeszła.

"Jak się czujesz?" jej głos wskazywał na jakąś troskę, ale równocześnie był specyficznie oschły. Pasowała do kadry pracowników.

"Gdzie jest James?" zapytałam się od razu, nie wiedząc nawet, dlaczego postawiłam go jako priorytet tej wypowiedzi.

"Wzięli go do szpitala. Ma coś z twarzą, ale ratownicy raczej nic nie mówili. Do mnie przynajmniej"

Cholera.

"Nie wiem, czemu tego nie pamiętasz, byłaś przy tym. Musiałaś już wtedy odlatywać" wytłumaczyła, a ja kiwnęłam tylko głową. "Omdlałaś na chwilę. Boisz się krwi?"

Kobieta skakała z tematu na temat, chyba nie zastanawiając się, czy jestem w stanie nadążyć za tym wszystkim. Słuchałam jej właściwie tylko częściowo, bo myślałam o tym, że wysłałeś Jamesa do szpitala.

Kiwnęłam głową po raz kolejny, kiedy przypomniałam sobie, że pielęgniarka zadała mi pytanie.

Omdlenia przez mój strach przed krwią się zdarzały. I faktycznie, jeśli miałam ją przed sobą długo i obficie, słabłam i traciłam wątek, przez co byłam w stanie zrozumieć, dlaczego nie pamiętałam, że ktokolwiek przyjechał.

"Zadzwoniłam po pomoc?" rzuciłam, może nawet głupio. Nasunęło mi się to jednak na myśl i potrzebowałam odpowiedzi, żeby usatysfakcjonować tę pustkę.

"Chyba twój kolega"

Nie było mowy...

"Mój kolega?"

"Średni wzrost, może nawet trochę wysoki, ciemne włosy, przedziałek?" rzuciła najszybszy opis, jaki się dało.

Faktycznie, sam w sobie pasował do Ciebie, ale nie umiałam sobie wyobrazić, że prawie pozbawiasz przytomności swojego znajomego, a później biegniesz po pomoc.

Mimo to kiwnęłam głową w stronę pielęgniarki, po czym zapytałam się, czy mogłabym już iść. Nie była skłonna do wypuszczenia mnie, ale zapewniłam ją, że mam jeszcze lekcję i tam nauczyciel będzie mnie obserwował. No i — o ile lekcja przebiegnie dobrze — nigdzie nie będzie kałuży krwi.

Finalnie więc mnie wypuściła. 

Wiedziałam, że wejście na zajęcia sztuki, szczególnie po tym, jak do szkoły przyjechała karetka, a mnie nie było wtedy w sali, będzie niczym samotne wyjście na scenę gigantycznego teatru, ale chciałam na nie wrócić.

I zobaczyć Ciebie. Cholera, chciałam zobaczyć, co robisz.

Szłam więc, a raczej lazłam na lekcję, zastanawiając się, jakim cudem mogło minąć na tyle mało czasu, że cały czas trwała.

Dla mnie cała ta sytuacja wydawała się ciągnąć godzinami.

Ty chyba nie chciałeś zobaczyć, co robię ja. Weszłam do sali, a kiedy uniosłeś spojrzenie i zobaczyłeś moje na jego drodze, od razu spuściłeś je na swoją pracę.

Byłam niemal zawiedziona. Nie wiem, co chciałam Ci przekazać tym spojrzeniem, ale nigdy nie miałam się tego dowiedzieć, bo nie było mi to dane.

Pod koniec lekcji zauważyłam, jak sięgasz do kieszeni po telefon i czytasz jakąś wiadomość, która bardzo Ci się nie spodobała, co wyraziłeś stosunkowo zabawnym grymasem twarzy. 

Chciałam z Tobą porozmawiać, chyba po raz pierwszy w moim życiu faktycznie chciałam zacząć rozmowę. Więc kiedy zadzwonił dzwonek, a Ty zacząłeś zbierać swoje rzeczy, zebrałam swoje szybciej i prawie podbiegłam w Twoją stronę.

Mogłam po raz kolejny potknąć się o sztalugę i umrzeć, więc to było poświęcenie z mojej strony.

"Poczekaj" wydusiłam od razu, kiedy znalazłam się wystarczająco blisko Ciebie.

Tkwiąc przy Tobie, obawa, którą czułam, kiedy na Twojej dłoni była jeszcze krew, zniknęła. Zauważyłam to z niezadowoleniem. Wolałam podświadomie trzymać dystans.

Chociaż trzymanie od Ciebie dystansu wydawało mi się kompletnie niemożliwe w tym punkcie mojego życia.

Wyszliśmy z sali, a w oddali widziałam Twojego nowego najlepszego przyjaciela, który już nas zlokalizował. Byłam przygotowana na to, że zaraz mnie zbesztasz za moją egzystencję tylko po to, żeby Twój znajomy się nie czepiał.

Ale zamiast tego zatrzymałeś się i spojrzałeś na mnie. Po raz kolejny miałeś zmęczone oczy, które nie pasowały do reszty Twojego wizerunku.

"Zawiozę cię do szpitala" oznajmiłeś, patrząc się na jakiś punkt na mojej twarzy, ale omijając moje oczy jak ognia.

"Zadzwoniłeś po pomoc"

Chciałam od niego jakiejkolwiek odpowiedzi, która wskazywałaby na to, że nie jesteś największym koszmarem, jaki mógł przede mną istnieć.

"A miałem patrzeć, jak krwawi na twoje ubrania? potem jeszcze ty zemdlałaś, nie wiedziałem, co robić"

Kiwnęłam głową. Nie wiedziałam, jakie emocje przemawiały przez Twój głos, ale było ich więcej w tych dwóch zdaniach niż we wszystkich Twoich poprzednich wypowiedziach.

"Panicznie boję się krwi" odparłam od razu.

"Przepraszam"

Spojrzałam się na Ciebie jak na jakieś dziwadło. Przepraszasz? Mnie? Jaki tupet musiałeś mieć.

"Mogłeś go połamać i to mnie mówisz zwykle przepraszam?" zaczęłam niemal atakującym tonem.

Nie rozumiałam, jak mogłam przejść z rozmawiania z Tobą niemal jak znajomi, przez Ciebie będącego strasznym, do mnie odzywającej się do Ciebie takim tonem.

"Ma złamany nos, nie jest mi z tego powodu przykro. Przepraszam ciebie, że musiałaś na to patrzeć"

"Wiesz, podeszłam do ciebie, bo myślałam, że może nie jesteś aż takim koszmarnym dupkiem, jeśli zadzwoniłeś po pomoc, ale jesteś jeszcze gorszy, niż zdawało mi się z momentem, kiedy cię poznałam. A miałam cię za kompletnego potwora"

"Możesz tak myśleć, ale ominął cię moment, kiedy to on mnie uderzył. Nie jest to już moja wina, że jest ode mnie słabszy i nie zalałem się krwią"

Może coś w tym było, ale nie mogłam dać Ci znać, że mogę zgodzić się z najdrobniejszą rzeczą, którą powiedziałeś.

Chciałam odejść, ale złapałeś mój plecak, odwracając mnie w swoją stronę.

"Chciał, żebym zawiózł cię do szpitala"

Miałam tam pojechać, żeby służyć jako pionek w waszej dziwnej potyczce, ale miałam zbyt wielkie wyrzuty sumienia, żeby odmówić.

"Przejadę się komunikacją, dziękuję bardzo"




OA: najdłuższa część TWWL, ale oryginalna wersja obejmowała tylko pierwszą połowę, a działo się w niej tak mało, że postanowiłam dodać też 21 rozdział. bylibyście zainteresowani minimalnym wydłużeniem tych ostatnich +/- 10 części?

dziękuję za każde przeczytanie, komentarz czy głos i mam nadzieję, że część Wam się podobała! 

The Way We Love ━ [Skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz