Kocham cię

8.6K 280 6
                                    

Holly
Każdy wychodząc w piątek z pracy miał zadowolony wyraz twarzy. Szczególnie po tygodniu bez nowych ciężko chorych pacjentów. Szkoda że w domu nie było takiego spokoju. Od wtorkowego wieczoru oboje upieraliśmy się przy swoim. Zaparkowałam koło garażu i poszłam do domu. Z podwórka doszedł mnie pisk Tary, wybiegłam przez szklane drzwi na taras. Pływała w basenie, z leżanki pilnował jej Chris. Na kolanach miał gruby podręcznik. Chyba domagała się w ten sposób jego uwagi.
- Obiad- usłyszałam za sobą głos Toma. Odwróciłam się, stał tylko w dresowych spodniach. Robił tak trzeci dzień, doskonale wiedział jak dobrze wyglądał.
- Mama- mała przytuliła się do moich nóg, podniosłam ją i porządnie objełam. Tak, teraz byłam cała mokra, dzięki niej.
- Choć się przebierzemy.
- Nie, zjem i wrócę pływać.
- No dobrze.
Poszłam do sypialni i stanęłam przed szafą. Niestety do mojej głowy wpadła głupia myśl. Żeby zrobić to co on. Wyjęłam błękitny top i najkrótsze jeansy jakie miałam. Zeszłam na dół trochę niepewnie, ale biorąc pod uwagę że nie spuszczał ze mnie wzroku puki nie usiadłam przy stole, wiedziałam że to strzał w dziesiątkę.
- Ładny strój- udawał obojętnego, oczy go zdradziły, miał w nich żar.
- Jest za ciepło żeby spacerować w innych ubraniach.- Czemu to kurwa powiedziałam? Jego wzrok zamienił się z napalonego na wkurzony ale nic nie mówi. Pozostała dwójka siedziała lekko zaniepokojona. Rozumiałam czemu tak zareagowała moja córka  ale jego brat? Udawaliśmy przed nim że wszystko gra.
- Chris masz jakieś plany na sobotnią noc?
- Tak- odpowiada Tom, zanim jego brat zdąży.
- Spoko, nic się nie stało, załatwię to z Brock i Leo.- chłopak był zdziwiony taką reakcją brata, ale nie kontynuował tematu.
Reszta posiłku mineła w ciszy, mam dobę żeby go przekonać. Kurwa, nawet nie wiem jak to zrobić. Nie chcę się kłócić przez następny miesiąc. Teraz ja z leżanki obserwuje córkę, a on przez kuchenne okno mnie. Żadne z nas nie chce odpuścić. Dość, przyda mi się oddech.
- Idziemy na spacer? Zobaczyć co u sarenek?- uwielbia je.
- Tak- krzyknęła i pobiegła.
- Ty się nie idziesz przebrać?- Tom dołączył do mnie na korytarzu.
- Nie, wygodnie mi.- zacisnął zęby.
- Tatusiu idziesz z nami?- spytała będąc w połowie schodów.
- Pewnie że tak.- Jak tylko przekroczyliśmy próg splótł nasze dłonie. Nie wiem czy zrobił to dla pozorów przed Tarą, czy z odruchu. Nie wyrwałam jej, pokłóciliśmy się ale jesteśmy razem. Dziewczynka szła parę kroków przed nami, znała drogę na pamięć.
- Czemu tak się przy tym upierasz?- wzmocnił uścisk.
- Nie puszczę cię samego. Gdy tam pracowałam zdarzały się chwilę że nie mogliśmy się wyrobić. A teraz jest ich jeszcze mniej. Na dodatek wzięli nowych zawodników po których nie wiadomo czego się spodziewać. To nie jest mój kaprys.- patrzył na mnie wilkiem, już lepiej mu tego nie potrafiłam wytłumaczyć. Zerknęłam na Tare, zeszła z leśnej drogi i zbierała szyszki. Raczej nas nie słyszała. Po paru minutach byliśmy na miejscu. Malutka zrobiła obchód po wszystkich zagrodach.
- Nie ma jednej sarenki, wróciła do rodziny.- nawet się nie zdziwiłam że zauważyła brak. Przychodzi tu prawie co dwa dni.- Ale jest wilk, tylko siedzi w norze i nie chce wyjść.
- Następnym razem na pewno będzie biegał.- oparłam się o jedną z pustych zagród, a mój chłopak poszedł z mała obejrzeć orły.
- Dużo ciekawiej ogląda się zagrody ze zwierzętami.- powiedział głos za mną, odwróciłam się, stał tam młody mężczyzna w koszulce z logo z porożem.- Damon- wyciągnął do mnie dłoń.
- Holly, dzięki za radę, ale stąd mam dobry widok na córkę.- powiedziałam ściskając wyciągniętą dłoń.
- A facet który nie spuszcza ze mnie wzroku odkąd do ciebie podszedłem to?
- Mój chłopak.
- Chyba niedawno się sprowadziliście? Podoba wam się?
- Ja i mała tak, Tom mieszka tu parę lat.- Na sekundę szerzej otworzył oczy. Pewnie z góry założył że mężczyzna jest jej ojcem.- Fajna okolica. A ty? Długo tu pomagasz?
- Będzie z trzy lata. Wiecznie jest coś do zrobienia.
- Wiem, Tara ciągle po powrocie stąd opowiada o tym że jakieś zwierzę wróciło do rodziny. - Jego wzrok powędrował nad moją głowę, wiedziałam czemu, nawet nie musiałam się oglądać. Ręce owijające się wokół mojego brzucha tylko to potwierdziły.
- Damon- powiedział witając się z moim chłopakiem.
- Tom- niechętnie oderwał odemnie rękę i się przywitał.- Powinniśmy już wracać.
- Jesteśmy tu od paru minut.
- Dostałem alert o wichurze, muszę sprzątnąć podwórko.- Spojrzałam na córkę która żegnała się ze wszystkimi zwierzętami.
- Miło było poznać- powiedziałam.
- Was również.
Skierowaliśmy się tą samą drogą do domu. Wolną dłonią wyjęłam telefon, na ekranie miałam powiadomienie. Mówił prawdę, silny wiatr i deszcz. Prośba by schować wszystko co porwane przez wiatr może zrobić krzywdę.
- Jestem zazdrośnikiem, ale bym cię nie okłamał.- Zaufanie idiotko.- Miałem nadzieję że będę spędzać tam jak najmniej czasu.- Powiedział zmieniając temat.
- Nie twoja wina, że szef wpisał cię na cały miesiąc.
- Nie jego wina, że muszę tam być na osiemnastą.
- Nie musisz- przecież był ustawiony na ostatnie i przedostatnie walki. Nie miał powodu by jechać tam wieczorem.
- Muszę, przecież samej cię nie puszczę.- ulżyło mi, naprawdę. Przez te zdawkowe rozmowy i brak czułości w łóżku było mi ciężko. Te słowa, jego zgoda, pocieszyły mnie i uspokoiły. Jedno zmartwienie z głowy.
- Dziękuję, kocham cię.- powiedziałam zadowolona i dałam mu buziaka. Zatrzymał się, był trochę zdziwiony ale po chwili się uśmiechnął i mocno mnie objął.- Co?
- Pierwszy raz to powiedziałaś. Ja ciebie też ptaszyno.- Pocałował mnie namiętnie.

Poprawie błędy niedługo. Jak net zacznie mi normalnie działać 😊

Pragnę ją!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz