7 |W środku nocy|

275 21 59
                                    



Bóg mu świadkiem, jak długo się zastanawiał, co i czy w ogóle coś powinien robić. W końcu, gdy jednak postanowił zostać w domu i pozwolić rzeczom na swój naturalny bieg, tak jakoś dziwnie się złożyło, że nogi same go poniosły w ślad za Kotomi. Stał teraz pod drzwiami zabytkowej kamienicy w jednej z majętniejszych dzielnic Paryża, zastanawiając się, jakim cudem żaden z sąsiadów nie zadzwonił jeszcze na policję, by zgłosić zakłócenie ciszy nocnej.

– Ta sprawa śmierdzi bardziej niż vieux boulogne – zawyrokowało kwami Czarnego Kota, wychylając łebek zza przydługich włosów chłopaka. – Po coś tu przylazł?!

– Już ci mówiłem, Plagg – wysyczał przez zaciśnięte zęby, równocześnie szczerząc się w stronę wyraźnie wstawionej pary, która chwiejnym krokiem minęła ich, zmierzając w przeciwnym kierunku. – Tylko upewnię się, że wszystko gra, i już sobie idziemy – doprecyzował i jakby na potwierdzenie tych słów zaczął wspinać się po kamiennych schodach, zmierzając do źródła hałasu.

Ciemne stworzonko sarknęło w jego ucho jakiś mało pochwalny tekst, na co chłopak wyraźnie się skrzywił.

– Wypchaj się serem ­– odgryzł się nieporadnie, po czym złapał przyjaciela w obie dłonie, podobnie jak dzieci na łące robiły to z motylami, i włożył go do kieszeni swojej koszuli. – Siedź cicho, to naprawdę dostaniesz ser – obiecał, równocześnie mając w duchu nadzieję, że nikt jeszcze nie zdążył dostrzec, jak rozmawia z własną garderobą. Dokładnie w tym samym momencie na korytarz wytoczył się kolejny pijany uczestnik imprezy. Nim jednak zdążył go zobaczyć czy też zareagować, zachwiał się i niczym naprawdę kiepska baletnica zatoczył wokół własnej osi, po czym najzwyczajniej w świecie przysiadł w kącie niewielkiego kwadratu, jaki stanowiło półpiętro.

Hugo nieznacznie uniósł obie brwi, w skupieniu oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony nieznajomego bądź przynajmniej nadejścia innych uczestników imprezy, których zainteresował los pijanego towarzysza. Nic takiego jednak się nie stało i chłopak w końcu postanowił ruszyć z miejsca.

Pijany imprezowicz dał mu jedną, bardzo ważną wskazówkę. Po za tym, iż dowiedział się, że drzwi prowadzące do mieszkania organizatora tego rozgardiaszu znajdują się za najbliższym zakrętem, zaczął też zyskiwać coraz większą pewność, że w obecnym stanie upojenia alkoholowego nikt nie zwróci uwagi na dodatkową twarz chłopaka, którego jeszcze przed chwilą nie było. Teraz już znacznie pewniej ruszył przed siebie.

To, co zastał w środku, przywitało go głośnym dźwiękiem muzyki, w której nie potrafił rozróżnić słów, morzem alkoholu oraz zapachem tytoniu, przez który nieśmiało, lecz wyraźnie przedzierał się charakterystyczny zapach narkotyków. Lata przemian w Czarnego Kota wyostrzyły jego zmysły, czego teraz szczerze żałował.

Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, że w pomieszczeniu znalazła się dodatkowa osoba, Hugo ruszył przed siebie wolnym krokiem, mając nadzieję, iż choć w niewielkim stopniu udało mu się wyglądać naturalnie. Gdzieś po drodze udało mu się nawet porwać świeżego drinka, który stał tuż obok wielu innych wypełnionych po brzegi kubków. Jakie przyjęcie, takie przystawki, przebiegło przez jego myśl. Upiwszy zawartość swojego napoju, starał się opanować wyraz obrzydzenia, który chciał niemal od razu wpełznąć mu na usta. Płynem w kubku okazał się koniak z domieszką czegoś równie ostrego, czego nie potrafił nazwać. Hugo nie był fanem pierwszego z alkoholi, a drugi jedynie pogarszał sprawę. Syknął obrzydzony, wzrokiem poszukując czegoś, czym mógłby zneutralizować smak powstałej hybrydy. Po chwili jednak musiał dać za wygraną, bo nic nie znalazł, a co gorsza nigdzie też do tej pory nie zauważył Kotomi.

Tylko patrzWhere stories live. Discover now