19 |Motyle nocy|

199 19 52
                                    

Rozdział żałośnie krótki, ale zdalna edukacja jest bezlitosna jak comiesięczny przelew na koncie. Powoli zbliżamy się ku końcowi. W najgorszym wypadku, jeśli dalej będę dysponowała tak żałośnie małą ilością wolnego czasu, liczba rozdziałów się rozrośnie, ale treść pozostanie ta sama. Nie mam bowiem zamiaru zakończyć tej historii w trzech rozdziałach po 800 słów. Na koniec pragnę jeszcze ogromnie podziękować xzosiax13 która jest autorem nowej okładki tutaj, jak i dla Czerwonej Nici. Jaram się bardziej, niż Rzym za Nerona ❤️

Jeśli wierzyć temu, co mówią ludzkie legendy, istnieją miejsca o niezachwianie silnej aurze dobra lub zła. Bez względu na to, czy w to wierzymy, bądź też nie, są prawdziwe i namacalne, a ich historia będzie trwać nadal. Przekazywana z ust, do ust dedykowana uszom spragnionym opowieści.

Jednym z takich właśnie miejsc, był jeden z domów, znajdujący się opodal samego serca Paryża. Wykonany z kamienia o barwie piasku, zwracał swój ogromny łeb ku niebu, nie zważając na ludzkość. Nie należało w nim mieszkać, bowiem przekroczywszy stalowe bramy parceli, wśród bogatych ścian przepadało niemal wszystko. Nie przetrwała w nim miłość, ludzie, ani dobro czy nadzieja. 

On po prostu istniał. Przez lata głodował, obrastając warstwą kurzu i wyblakłych wspomnień. Pozostawiony sobie, zapomniany i bez opieki, powinien runąć i tak bez wątpienia byłoby najlepiej. Jeśli jednak wrócisz pamięcią wstecz, mój drogi czytelniku, przypomnisz sobie, iż tak się nie stało. Historia bowiem jest dobrą nauczycielką, lecz ma wyjątkowo mało pojętnych uczniów, którzy wciąż i wciąż, powtarzają jej bieg.

 - Uważaj na siebie - poleciła ściszonym głosem, ostrożnie wysuwając się z cienia.

Nie odpowiedział, skinął jedynie głową na znak, iż rozumie. Usta kobiety na moment otworzyły się, to znów zamknęły, upodabniając ją tym samym do ryby wyrzuconej na brzeg. Przez chwilę jeszcze lustrowała go wzrokiem, jakby chciała w ten sposób sprawdzić, czy aby na pewno rozumie powagę zaistniałej sytuacji. Wtedy jednak jej bursztynowe oczy, zatrzymały się na długiej, czerwonej prędze biegnącej przez całą długość policzka chłopaka. Prawdopodobnie rozumiał bardziej niż ona kiedykolwiek będzie.

 - Jesteśmy w kontakcie - odparła jeszcze wskazując na niewielkie, czarne urządzenie przyczepione do jej ucha i gdy już miała odbiec, zwróciwszy się w swoją stronę, poczuła jak łapie ją za rękę.

- Nie skrzywdź jej - powiedział cicho, niemal wręcz błagalnie utkwiwszy wzrok w jej oczach. Nieświadomie wstrzymała oddech, przerażona faktem, jak bardzo w tym momencie był podobny do Marinette - Zrobię wszystko by do tego nie dopuścić - obiecała siląc się przy tym na nieszczery uśmiech. Starała się brzmieć autentycznie i przez chwilę nawet zastanawiała się, czy chłopak połknął przynętę. Wystarczyło jednak jedno jej spojrzenie, by ujrzała prawdę. I jeśli mogła sobie czegoś życzyć, to z całą pewnością tego by los oszczędził mu kolejnych cierpień i by to ona, jako pierwsza znalazła dziewczynę.

Pożegnał się z nią, unosząc lekko kąciki ust, po czym pognał kryjąc się w cieniu, zwyczajem wszystkich kotów, którym noc była sprzymierzeńcem. Alya przez chwilę, która trwała krócej niż jedno uderzenie serca, stała jeszcze w miejscu, odprowadzając go wzrokiem, aż w końcu Czarny Kot zlał się z ciemnością stając się jej częścią.

Zniknęła za jego przykładem unikając jasnych plam światła, wylewających się na zewnątrz, przez olbrzymie okna willi. Przywodziły jej na myśl więzienne reflektory, przeczesujące teren w ślad za zbiegłym więźniem. Zasady tej gry były podobne, należało bowiem za wszelką cenę pozostać niezauważonym, dopóki nie znajdą się dostatecznie blisko wyznaczonego celu.

Kobieta westchnęła, gdy pod postacią Lisicy, zdołała w końcu namierzyć boczne wejście dla służby. Skryte za grubą warstwą bluszczu, pnącego się do góry, wzdłuż jednej z bocznych ścian budynku. Sprawiało wrażenie zapomnianego i naprawdę, miała szczerą nadzieję, iż tak jest. Choć nigdy wcześniej go nie widziała, była pewna, iż ktoś pokroju Gabriela Agreste, w początkowym planie konstrukcji zlecił ich zaprojektowanie. Stary Agreste kochał prywatność i nic w tym dziwnego, miał bowiem wiele do ukrycia.

Nabierając powietrza do płuc, wstrzymując oddech Lahiffe zastygła w bezruchu nasłuchując. Strzygąc lisimi uszami, które teraz drżąc raz po raz, starały się wyłowić najdrobniejszy dźwięk, musiała niechętnie przyznać to sama przed sobą, iż ta panująca wokół, potworna cisza zwyczajnie ją przerażała. Wiatr szumiał w jej uszach jak wielka niewidzialna muszla, poruszał drobnymi liśćmi drzew, które zdążyły się już zazielenić.

Z sercem walącym w piersi, jak oddział maszerujących równo żołnierzy, wyciągnęła roztrzęsioną dłoń, zaciskając ją na klamce. W końcu każde z wejść jest równie dobre, gdy wróg się ciebie spodziewa, prawda? A ukryte boczne drzwi, o których w teorii nie powinna mieć pojęcia, wydały się jej choć odrobinę lepsze od innych sposobów.

Nie chcąc dłużej zwlekać, naparła na znajdującą się tuż przed nią konstrukcję, która ustąpiła stanowczo zbyt gładko. I naprawdę paskudnie zaklęła, bo wydarzenia nabrały zawrotnej prędkości.

Najpierw ziemia pod jej stopami zadrżała, bezbłędnie informując ją o tym, iż to nie ona, a Hugo znalazł Kotomi. Raptownie wstrzymała oddech, jakby nadziała się na długi, ostry cierń i energicznie odwróciła głowę, w stronę miejsca skąd dochodził hałas.

Mimowolnie skuliła się w sobie, odniosła bowiem wrażenie, iż ujrzała coś wśród cieni. Coś co kryło się w nieprzeniknionym mroku nocy, oceniało swoje szanse z dala od świateł, które w nienaturalny, niepokojący sposób rozświetlały olbrzymi dom, choć za chłodną taflą równie potężnych okien, na próżno było doszukiwać się ruchu.

Poczuła kolejny wstrząs i nagle coś przysłoniło blask księżyca, który zdążył jeszcze odbić się w jej bursztynowych oczach. Aż wreszcie zniknął zupełnie, otwierając drogę atramentowej ciemności.

Tylko patrzWhere stories live. Discover now