III: Pakt

1.9K 541 2K
                                    

Bardzo Was przepraszam za tak długi okres oczekiwania na nowy rozdział. Nowy semestr wziął i mnie połknął.

Ta część nie należy do moich ulubionych, chociaż jest niezwykle ważna. Zetknięcie się tu z paroma absurdalnymi sytuacjami, które na tym etapie historii mogą okazać się dla Was mało zrozumiałe, może nawet i dziwne. Jednak kiedy wrócicie do niej po epilogu, niektóre te sytuacje, gesty, słowa okażą się jaśniejsze niż słońce.

A teraz klik, klik w media! Uwielbiam ten utwór z kilku powodów i pewnie mogłabym narzucić Wam swoją interpretację, ale sami musicie to poczuć.

Lenka, trzymaj się, skarbie.

I tak. Ten rozdział będzie dziwny. Bardzo dziwny.

Daylight
In bad dreams,
In a cool world
Full of cruel things,
Hang tight
All you
Nothing like a big bad bridge
To go burning through.*


        Obudził mnie mój własny zduszony krzyk. Przerażona zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu i doznałam szoku, który na moment sparaliżował mięśnie mojej twarzy. Na ścianie jak gdyby nic widniały śmieszne rysunki przypominające graffiti, a w rogu stała moja nierozpakowana do tej pory walizka. Nie było wątpliwości, znajdowałam się w mieszkaniu chłopaków, w sypialni, którą dzieliłam z Lu Bieńczyk. Z nadpobudliwą złośnicą.

Podniosłam szybko głowę i aż syknęłam. Przerażający tępy ból wdarł się do czaszki, a z nieprzyjemnego wrażenia zadrżały mi ręce. Chciałam wstać, ale kończyny kategorycznie odmówiły mi współpracy. Przed oczami miałam popaprańca i jego chłodne, momentami wyniosłe spojrzenie. Spojrzenie jednocześnie niepokojące, jak i intrygujące, w które można było się niebezpiecznie wkręcić, a tym samym przepaść. Czy to był sen?

To dla twojego dobra.

Chciałam rozpłynąć się w powietrzu, zniknąć, choćby nawet na jeden, krótki moment. Byłam zażenowana błahością tego pragnienia, które osiągnęło w mojej głowie niewyobrażalnie wielkie rozmiary. Przecież przyjechałam bronić się przed nawrotem depresji, a nie ją od nowa przeżywać. Tym razem nie umiałabym z nią wygrać. Nie znalazłabym wystarczających pokładów sił w sobie, żeby ją zdusić. Byłam słaba.

Nie skrzywdzę cię, przysięgam.

Barwa jego głosu była obrzydliwym przekleństwem. Chłostą, której człowiek się nie spodziewał. Kubłem zimnej wody na przemarznięte do szpiku kości ciało. Odpaloną już zapalniczką nad otwartym kanistrem benzyny.

Zerwałam się na równe nogi, a moje nagie stopy zderzyły się z rozgrzanym drewnianym parkietem. Wyciągnęłam przed siebie dłonie i zaczęłam się im przyglądać z żywym zainteresowaniem, otępiale mrugając, co jakiś czas. Wyglądały na prawdziwe. Złączyłam je gwałtownie, aż klasnęły. One były prawdziwe. Nie śniłam. Chyba.

Ponownie rozejrzałam się po ogromnym pokoju, który nie był żadną fatamorganą, lecz pięknym, ale jednak złośliwym przywidzeniem. Miałam realistyczny sen. Tak bardzo, że prawie uwierzyłam, że był prawdziwy, a przecież nie był, prawda? Westchnęłam przeciągle, bo tego właśnie nienawidziłam. Tej swojej głowy i postrzelonych myśli, które się w niej gnieździły. Kotłowały tak mocno, że aż doprowadzały do szaleństwa.

Podeszłam do lustrzanych drzwi szafy i spojrzałam na swoje całkiem wyraźne odbicie. Dorosła kobieta, której zielonkawe oczy pozbawione były blasku, a włosy o nieco nawet brzoskwiniowej barwie sterczały żałośnie na wszystkie strony. Ze stolika obok podniosłam okrągłą, różową szczotkę, którą bez przekonania zaczęłam obracać w dłoniach, a to perfidne wspomnienie samo we mnie odżyło.

Pełna wiary Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz