VIII.II: Podnieta

1.2K 442 1.8K
                                    

Niegrzeczny rozdział z perspektywy jeszcze bardziej niegrzecznego Kruma.

Nikt nie pytał, każdy potrzebował.



  *   *   *

Obserwowałem ją. Codziennie.

Jak czytała, wodząc zamyślonym wzrokiem po wyblakłych stronicach książek, których treść wcześniej studiowałem ja sam.

Jak jadła, celebrując każdy, nawet najmniejszy kęs.

Jak spała, odwracając się średnio, co kwadrans na drugi bok, słodko marszcząc przy tym nos.

I jak się myła, zupełnie nieświadoma, że byłem tuż obok. 

Całkowicie złakniony jej nagiego ciała.



                                      *   *   *


Wpatrywałem się w tańczące w kominku języki ognia i analizowałem reakcje swojego organizmu. Zimna kalkulacja doprowadziła mnie do punktu, z którym nie chciałem i nie mogłem się pogodzić. Usilnie szukałem w nim błędu, który można byłoby skorygować. Na próżno. Westchnąłem ciężko, bo doskonale wiedziałem, co to dla mnie oznaczało. Jednak nie byłem przekonany, czy istniała szansa, żeby to bezboleśnie przepracować.

Przymknąłem oczy, a wyobraźnia od razu zaczęła działać, przybliżając mnie do osiągnięcia stanu skrajnego przemęczenia. Nie opierałem się temu. Byłem przecież w pewnym stopniu masochistą.

– Co robisz? – Zamrugałem szybko, kiedy usłyszałem jej ciepły, łagodny głos. Przez ułamek sekundy myślałem, że to tylko część mojej własnej projekcji.

– Leno, dlaczego nie śpisz? – zapytałem, mrużąc oczy, żeby móc ją dokładniej zobaczyć w tym skąpym oświetleniu.

Wzruszyła ramionami apatycznie i ignorując moje pytanie, usadowiła się na jednej ze skórzanych kanap. Nie miała na sobie nic więcej prócz białej, kusej haleczki, która ściśle przylegała do jej ciała, uwydatniając piękne krągłości.

– Czasem mam wątpliwości, czy oby na pewno jesteś prawdziwa – wyznałem, nerwowo wodząc wzrokiem po jej łagodnych rysach twarzy.

Uśmiechnęła się do mnie niewinnie i odgarnęła włosy do tyłu, zakładając jeden niesforny kosmyk za ucho. Zagryzłem zęby, kiedy mój wzrok na dłużej zatrzymał się na wysokości jej piersi. Nawet z tej odległości dokładnie widziałem zarys jej sterczących sutków.

– A czy ty sam jesteś prawdziwy? – Oblizała obscenicznie wargi, przykuwając tym jeszcze mocniej moją uwagę.

Mógłbym. I chciałbym.

– Cóż, to zależy, co masz na myśli – odparłem niepewnie, powoli czując się przez nią zdominowany.

Poprawiła się na siedzeniu i bez ostrzeżenia zaczęła opuszczać ramiączko swojej koszuli nocnej, zalotnie na mnie spoglądając. Momentalnie zrobiło mi się tak duszno, że musiałem posiłkować się oddychaniem przez usta.

– Wszystko komplikujesz – wymamrotała nagle, będąc już naga od pasa w górę.

Nie miała racji, bo to ona sama mnie skomplikowała. Od wielu dni nie potrafiłem funkcjonować normalnie w jej obecności. Cała mnie sobą absorbowała.

Pełna wiary Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz